Trwa ładowanie...
31-05-2012 14:53

Jambo Kenia

Kenię wszyscy kojarzą w safari. I słusznie, bo to właśnie na nie co roku przyjeżdżają rzesze turystów ze wszystkich stron świata. Od niedawna na czerwoną ziemię chętnie przybywają także Polacy, urzeczeni pięknem natury i żarem z nieba.

Jambo KeniaŹródło: rosemarydukelow, Licencja Creative Commons, flickr.com
d1fl5qz
d1fl5qz

Już pierwsze zetknięcie z afrykańskim lądem jest szokiem dla Europejczyka. Tuż po opuszczeniu pokładu samolotu w twarz uderza ogromna masa gorącego i wilgotnego powietrza. Kolejnym szokiem jest to, co widzi się na ulicach: koczujący przy drogach żebracy, tysiące ludzi, którzy w 50-stopniowym upale przemierzają miasto, dzieci błagające o cokolwiek, chociażby zwykły długopis, kompletnie zatkane ulice, na których nikt nie przestrzega przepisów drogowych, a kierowcy jedynie trąbią i wrzeszczą na siebie. To właśnie codzienny krajobraz Mombasy.

Tsavo wita

Piękna, dzika przyroda, czerwona ziemia i zwierzęta na wolności - oto afrykańskie safari. Trzy najbardziej znane parki Kenii to Masai Mara, Tsavo East i Tsavo West. Mi udało się dotrzeć do dwóch ostatnich, nie wykluczam jednak powrotu na kenijską ziemię i wyprawy do Masai Mary.

3-dniową wyprawę minibusem rozpoczynamy w parku Tsavo East. Wita nas tablica informacyjna umieszona na kamieniach, otoczona trzema czaszkami zwierząt, które zapewne poległy w walce z większym osobnikiem, a na niej trzy przykazania turysty: zostań w samochodzie, trzymaj się drogi, ogranicz prędkość do 30 km/h. Tsavo East i Tsavo West do 1948 roku tworzyły Park Narodowy Tsavo, który z przyczyn administracyjnych został podzielony na dwie części. Dziś parki dzieli autostrada i linia kolejowa łącząca Mombasę z Nairobi. Tsavo East to ogromny teren 13 747 km kw., do niedawna w większej części zamknięty dla turystów z uwagi na kłusownictwo. To niemalże w 100 proc. równina pokryta buszem, z którego tu i ówdzie "patrzą na świat" przepiękne, wysokie baobaby.

Polowanie czas zacząć

Pierwszymi zwierzętami, które ujrzeliśmy po wjechaniu do Tsavo, były słonie. Kolejne kilometry przynosiły nowe okazy: żyrafy, zebry, gazele, antylopy, hieny, bawoły. Zdecydowanie najwięcej było żyraf, zebr i tzw. czerwonych słoni, które występują tylko w Kenii - skóra zwierząt robi się czerwona po "kąpielach" w ziemi. Cały czas liczyłam na to, że podczas wyprawy uda mi się zobaczyć tzw. wielką piątkę, która żyje w Tsavo - słonia, nosorożca, bawoła, lwa i lamparta.

d1fl5qz

Wieczorny wyjazd na safari - z racji upałów w programie wycieczki były dwa wyjazdy dziennie: poranny i popołudniowy - okazał się szczęśliwy z uwagi na fakt, że po godzinach wyczekiwania udało się nam w końcu "upolować" króla dżungli. Krążyliśmy od jakiejś godziny w poszukiwaniu zwierząt, które się pochowały, jakby się ze sobą zmówiły. W pewnym momencie kierowca minibusa dostał informację o miejscu, w którym są lwy. Szybko zmienił kierunek jazdy i, łamiąc dozwolone 30 km/h, pędził w wyznaczone miejsce, w którym znajdowało się ok. 10 innych minibusów z kadłubami turystów wyglądających z pojazdów. Każdy był tak samo rządny widoku, więc kierowcy wpychali się między siebie, żeby zapewnić jak najlepszy widok swoim "podobiecznym". A dwa lwy w tym czasie spokojnie wylegiwały się pod krzakiem. Jakby nigdy nic raz były zwrócone do nas twarzą, raz odwracały się bokiem, za chwilę jeden z nich kładł się na grzbiet i leżał z łapami uniesionymi w górę, to znów odwracał się do nas zadkiem. Zachowywały się jak gwiazdy, na
które patrzy tłum fanów. Gwiazdy co prawda zmanierowane (strasznie długo kazały na siebie czakać), ale znające zasady show-biznesu - z pokorą i cierpliwością dawały się podziwiać i fotografować.

Kąpiel w buszu

Podczas safari nocowaliśmy w hotelach na terenie parków, tzw. lodżiach. Zajmują one dość spory ogrodzony teren, pilnowany przez wielu strażników, więc wyjście poza obszar hotelu jest praktycznie niemożliwe. Pokoje mają łazienki, przy łóżkach są moskitiery, do dyspozycji gości jest basen. Wielką frajdą jest kąpiel pod gołym, afrykańskim niebem, kiedy na około roztacza się tylko busz. Przy każdym hotelu znajduje się wodopój dla zwierząt. Jest on usytuowany tuż za ogrodzeniem hotelu, dzięki czemu goście mogą obserwować pijące zwierzęta. Mi już pierwszego dnia udało się obserwować rodzinę słoni, która gasiła swoje pragnienie, wzbudzając jednocześnie ochy i achy gości.

Mały fortel hotelarze robią z gepardem. Wprowadzając do biznesu zasadę: nasz klient, nasz pan, zwabiają go surowym mięsem wywieszonym na haku, który umiejscowiony jest na specjalnie przygotowanej do tego drewnianej konstrukcji, żeby przedstawienie było dobrze widoczne. Goście siedzą w tym czasie na krzesłach ustanionych w kilku rzędach na tarasie. Zwierzę przychodzi, pożera na oczach tłumu mięso i spokojnie znika w ciemnościach. Wygląda to jak pokaz filmu w kinie. No i wszyscy są zadowoleni: gepard, bo się najadł, i turyści, bo go widzieli. A że wszystko było ustawione...

Spacer z uzbrojonym strażnikiem

W Tsavo West spędziliśmy jeden dzień. To właśnie tam trafiliśmy na nosorożca i bawoła, choć tego drugiego widzieliśmy poprzedniego dnia. Przy wyjeździe z hotelu żegnały nas całe stada bawołów, koczujące pod bramą. Opiekujący się naszą grupą George opowiadał, że mieliśmy sporo szczęście, iż spotkaliśmy hipopotama. Może coś w tym jest, bo spotkanie z nim trwało bardzo krótko - przestraszone zwierzę szybko zniknęło z pola widzenia. "Hipcia" zauważyliśmy, kiedy pił wodę ze sztucznego zbiornika w otoczeniu zebr i gazeli. Widok był przepiękny, bo zachodzące słońce rozświetlało czerwoną ziemię i wszystko wokoło, a po drugiej stronie drogi liśćmi baobabu zajadała się żyrafa.

d1fl5qz

W Tsavo West po raz pierwszy i jedyny zwiedzaliśmy park na własnych nogach - poza terenem hoteli oczywiście. To właśnie tam udaliśmy się na spacer z uzbrojonym strażnikiem wzdłuż źródeł Mzima. Tam też mogliśmy podziwiać hipopotamy i krokodyle pluskające się w zimnej wodzie przy 40-stopniowym upale. Podczas spaceru towarzyszyły nam małe, urokliwe małpki, z którymi jednak trudno było się zaprzyjaźnić.

Z Masajami za pan brat

W drodze powrotnej do Mombasy wstąpiliśmy do wioski masajskiej. Przywitał nas przywódca grupy, który krótko porozmawiał z naszym przewodnikiem, zainkasował 15 dolarów od osoby i skinieniem głowy oznajmił, że jesteśmy mile widziani w ich skromnych progach. No cóż, trzeba sobie jakoś radzić...

Na dzień dobry Masajowie odtańczyli taniec, dla nas dziwny, bo polegający na wydawaniu bliżej nieokreślonych dźwięków i podskakiwaniu, choć trzeba przyznać, że niektórzy skakali bardzo wysoko. Potem była krótka modlitwa i mogliśmy przekroczyć mury wioski. A tam... sucha ziemia, gęsto stojące domy-lepianki, sterta suchych gałęzi na środku, kilka baobabów, pojedyncze sztuki wychudzonych kóz oraz biegające na bosaka dzieci i kolorowo ubrani ludzie (kobiety dodatkowo obczepione kiczowatą biżuterią w ilości mega). Lepianki Masajów z zewnątrz wyglądają całkiem dobrze, gorzej jest po wejściu do środka. Po prawej i lewej stronie od wejścia znajdują się łóżka - wyglądają jak sklejki lub płyty tekturowe umieszone na kamieniach, a pośrodku okrąg z kamieni, w którym rozpala się ogień - taka kuchenka do gotowania.

d1fl5qz

Masajowie bardzo chętnie pozują do zdjęć, wypada jednak ich o to spytać. Dzieci z niedowierzaniem patrzą na wyświetlacze aparatów i obrazki, które są na nich widoczne. Są bardzo przyjazne, garną się do ludzi, chętnie się przytulają, nie odstępują turystów na krok. Ogromną radość wywołały u nich podarowane przez nas balony i cukierki. Naszą wizytę w wiosce skończył minitarg - Masajki rozstawiły prowizoryczne stragany i sprzedawały na nich zrobioną przez siebie biżuterię.

Kenia to piękne krajobrazy i jedyna w swoim rodzaju przygoda z dzikimi zwierzętami. Kenia to kraj bardzo przyjaznych i uśmiechniętych ludzi. Kenia to potworna bieda, widoczna na ulicach miast. Warto zobaczyć to na własne oczy, żeby docenić to, czym jesteśmy otoczeni na co dzień.

Tekst: Justyna Franczuk www.magazynvip.pl

d1fl5qz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1fl5qz