Trwa ładowanie...
31-08-2015 09:13

Coney Island - stolica amerykańskiego kiczu

Od przeszło 100 lat Coney Island jest stolicą amerykańskiego kiczu i popkultury – hot dogi, klauni, karuzele i kabarety nad szeroką piaszczystą plażą.

Coney Island - stolica amerykańskiego kiczuŹródło: Bryan Busovicki / Shutterstock.com
d4acb24
d4acb24

Latem na promenadzie Riegelmann Boardwalk *trudno się przecisnąć. To reguła od czasu jej powstania, 90 lat temu. Część osób zdąża na plażę z piłkami pod pachą i koszami piknikowymi w rękach. Od strony *Atlantyku nadciągają plażowicze, którzy chcą coś zjeść i ochłodzić się w barach po drugiej stronie promenady. Między ten poruszający się wahadłowo tłum wplatają się ludzie, którzy spacerują wzdłuż promenady – od Brighton Beach, nowojorskiej stolicy rosyjskiej emigracji, do stadionu drużyny baseballowej Brooklyn Cyclones i z powrotem. 4 km w jedną stronę. Od czasu do czasu ten nurt rozdziela się na kolejki do lunaparków i innych rozrywkowych atrakcji. Powietrze pachnie popcornem, lukrem, potem i niesprzątanymi śmieciami. Słychać śmiechy, nieustające rozmowy, radosne okrzyki przerażenia dobiegające z górskich kolejek, a pop dudni z głośników. Obok znudzonej bizneswoman z Manhattanu siedzi bezdomny, który liczy, ile udało mu się zebrać do plastikowego kubka. Ktoś zgubił portfel. Ktoś przewrócił
piramidę puszek i wygrał misia. Coney Island to dzielnica, która mieści park rozrywki i jednocześnie – jest nim sama. Jest przeciwieństwem Manhattanu, jego „złym bliźniakiem”.

Coney Island - Królicza Wyspa

Coney Island zostaje odkryta w 1609 roku przez Henry’ego Hudsona, na dzień przed odkryciem Manhattanu. Jej nazwa pochodzi od dawnego angielskiego słowa określającego królika – coney, bo zamieszkuje ją wówczas ogromna populacja tego gatunku. Lokalne plemię, lud Lenape, nazywa wyspę „narrioch” czyli „ziemia bez cieni” – położenie sprawia, że słońce oświetla tutejsze plaże przez cały dzień. Kurortowe przeznaczenie wyspy jest zatem wpisane w jej naturalne uwarunkowania. W połowie XIX wieku polowania na króliki nudzą się już nowojorczykom. Manhattan powoli buduje swoje strzeliste królestwo. Na południowym krańcu Brooklynu powstaje dla niego przeciwwaga.

Manhattan jest marzeniem o rzeczywistości doskonale funkcjonalnej, eleganckiej. Coney Island to zaś wszystko to, co wulgarne, kiczowate i podniecające. „Thrills!” („Dreszcze!”) – taki neon wciąż można zobaczyć nad jedną z największych atrakcji wyspy, kolejką górską The Cyclone. Wije się ona jak wąż wzdłuż West 10th Street, między dwiema głównymi instytucjami Coney – przywróconym do życia w 2010 roku parkiem rozrywki Luna Park i odbudowującym się po zniszczeniach, jakie wyrządził huragan Sandy, Nowojorskim Akwarium. Chociaż The Cyclone od wielu lat nie jest ani najszybszą, ani najwyższą kolejką górską, wciąż przyciąga rzesze fanów z całego świata. Powstała w 1927 roku. Ma 26 m wysokości, 800 m długości i rozpędza pasażerów do prawie 100 km/h. Do dziś zachowała dawną technologię – wagoniki są napędzane mechanicznie tylko do pierwszej górki, dalej jadą siłą rozpędu po drewnianych torach. W przeciwieństwie do supernowoczesnych kolejek, ta jest kolejką kultową, zmitologizowaną, jak żadna inna
przed nią i po niej. Charles Lindbergh po przejażdżce Cyklonem miał powiedzieć, że było to bardziej podniecające niż jego pierwszy w historii samotny lot na Atlantykiem. Wieść gminna głosi również, że niemy górnik Emilio Franco, który nagle, w 1943 r. z niewiadomych przyczyn stracił głos, w tym samym roku odzyskał go właśnie po przejażdżce Cyklonem. Kiedy zszedł z kolejki, jego pierwsze słowa brzmiały podobno: – Jest mi niedobrze.

W mitologii Coney Island jest także miejsce dla innego bohatera. Diabelski Młyn obraca się nad zatoką już od 1920 r. Dzisiaj jest częścią niewielkiego parku rozrywki Deno’s Wonder Wheel Amusement Park. Ma ok. 50 m wysokości i wielki, migający na czerwono napis „Wonder Wheel” widoczny już z dojeżdżającego na stację Coney Island metra linii Q. Ten symbol całego Nowego Jorku powołało do życia przedsiębiorstwo Eccentric Ferris Wheel. Diabelski Młyn powstał w 100 proc. ze stali wykuwanej na miejscu, a osiemnastu wspólników firmy pracowało wraz z robotnikami, żeby uniknąć fuszerki. I udało się. Koło zatrzymało się niekontrolowanie tylko raz – podczas wielkiej nowojorskiej awarii prądu w 1977 roku. Operatorzy użyli wtedy własnych mięśni, by pasażerowie mogli zjechać w dół. Cudowne koło stało się niemym bohaterem niezliczonych nowojorskich historii – to na nim jeździ Kim Basinger w „9 ½ tygodnia”; widać je też za plecami siedzącej na plaży Hanny w ostatnim epizodzie pierwszego sezonu „Girls”.

d4acb24

Coney Island - oglądanie słonia

Pod koniec XIX wieku Coney Island *staje się wyspą przyjemności. Manhattan to wyspa postępu, ciężkiej pracy i amerykańskiego snu, tymczasem po wschodniej stronie Coney Island buduje się *hotele i kurorty dla bogaczy. Trzy główne to Manhattan Beach, Oriental i Brighton Beach. Hotele są rozległe jak pałace, z szerokimi tarasami, molo i ogrodami. Specjalne oddziały policji patrolują okolice, podczas gdy ówcześni _ Wielcy Gatsby _ raczą się szampanem na werandach. Policja działa nie tylko na pokaz. Po zachodniej stronie wyspy gnieżdżą się bowiem: złodzieje, burdelmamy i alfonsi, mafiosi, skorumpowani politycy, nielegalni emigranci i wszyscy, którzy z jakichś powodów nie spodobali się społeczeństwu. To ta grupa naznacza raz na zawsze politykę wyspy – szczególną opieką otacza ona wyrzutków, outsiderów, łobuzów, dziwaków i wariatów. Między wschodem a zachodem wbija się klinem enklawa rozrywek, miejsce, gdzie powstają kolejne wesołe miasteczka, cyrki, pokazy osobliwości, kluby burleski i go-go. Jest
też słynny Elephant Hotel. Szybko staje się on symbolem nowojorskiej dekadencji. Można rezerwować pokoje w głowie albo boku zwierza, a w nodze kupić tytoń. Co pobożniejsi nowojorczycy zaczynają mówić o Coney jako o „nadmorskiej Sodomie”. Zdanie „idę zobaczyć słonia” staje się popularnym określeniem zachowań nieobyczajnych.

Coney Island - uśmiech Jokera

Najbardziej zasłużonymi dla rozwoju Coney Island są przedstawiciele rodziny Tilyou. W latach 60. XIX w. Peter Tilyou zakłada jeden z pierwszych hoteli oraz jedną z pierwszych restauracji w tej okolicy – Surf House, czyli połączenie tawerny, budki z hot dogami i wypożyczalni utensyliów kąpielowych w jednym. Pięć lat później Coney Island zyskuje zaś swój totem – to tutaj przeniesiona zostaje wieża, uświetniająca do tej pory obchody stulecia niepodległości w Filadelfii. Coney Island to wyspa, która przytuli wszystko, co niechciane. Alternatywna stolica USA.

Ciała tłoczą się na plaży. Trzeba o szóstej rano wsiąść w pociąg z Manhattanu, żeby znaleźć sobie skrawek miejsca i zdążyć wejść do wody, zanim brzeg będzie wyglądać jak pierwsza linia fanów na koncercie rockowym. Zdjęcia *Coney Island *z przełomu wieków przedstawiają przede wszystkim nieprzebrany tłum. Od 1895 roku do wody można także się ześlizgiwać. Wagoniki nowej minikolejki górskiej kończą bieg w zbiorniku wodnym z uchatkami. W tym samym czasie powstaje też Steeplechase Park z mechanicznym torem wyścigowym – kolejką, w której zamiast wagoników jeździ się na stalowych rumakach. Buduje go George, syn Petera Tilyou. Na jego charakterystycznej aparycji wzorowany jest symbol Coney Island – klaun Tillie z wyszczerzonym uśmiechem, przypominającym nieco grymas Jokera.

Coney Island - księżyc i Kraina Marzeń

W 1903 roku powstaje drugi park rozrywki – Luna. Już nazwa ma sugerować, że to teren „nie z tej ziemi”. W środku znajduje się jezioro-laguna, a wokół niej wznoszą się bajkowe budowle, rzędy rozświetlonych pinakli i wież. Po roku widać już ich 1221. Oświetla je 1 300 300 żarówek. To nie tylko wesołe miasteczko. To stan umysłu. W 1958 Lawrence Ferlinghetti zadedykuje mu tomik poezji „A Coney Island of the Mind”. Jako konkurencja wobec kiczowatości Luny powstaje biały, aspirujący do stylu pałacowego, Dreamland. Jest tam największa sala balowa na świecie i miasto karłów – Liliputia. W 1911 roku w Dreamlandzie wybucha jednak pożar, który w trzy godziny trawi całe miasteczko. Nie pomaga nawet ofiarna praca karłów z Liliputii, które z poświeceniem gaszą swoje płonące państwo. Tresowane zwierzęta rozbiegają się w panice. Będzie można je potem spotkać na ulicach Nowego Jorku. Trzy lata później w płomieniach staje także Luna. Dreamland zostaje przebudowany na parking.

d4acb24

Do schedy końca XIX wieku udaje się nawiązać dopiero w latach 60., kiedy najpierw wybudowano tu nową siedzibę nowojorskiego akwarium, a potem park rozrywki Astroland. Miasteczko nie ma jednak łatwego życia. Trapione przez pożary, postępującą degradację dzielnicy i wypadki na kolejnych atrakcjach, przestaje przyciągać tłumy. W 1965 r. gaśnie słynny stalowy kielich Parachute Jump z parku Steeplechase. Wieża rozbłyska dopiero 41 lat później. W 2008 r. w miejsce Astrolandu otworzy się zaś Luna Park bis, stworzony z tęsknoty za dawnymi, popularnymi parkami. Nowojorczycy nie chcą już jeździć do Disneylandu. Wolą zostać w swoim, lekko przybrudzonym miasteczku.

Coney Island - bliny i popkultura

Żeby pielęgnować stare tradycje i tworzyć nowe, powstała organizacja Coney Island USA. Siedzibę ma w kolorowym budynku przy Surf Avenue, który wygląda jakby urwał się z psychodelicznej bajki. To lokalny dom kultury, czy też raczej – popkultury. W środku znajduje się muzeum dzielnicy, sklepik z gadżetami, przestrzeń sceniczna i wystawowa. Twórcy organizują pokazy burleski, wodewile, festiwale, a nawet konferencje naukowe dotyczące kultury popularnej. Na całej wyspie najwięcej dzieje się oczywiście w sezonie – między Dniem Pamięci pod koniec maja, kiedy otwierają się wesołe miasteczka i Dniem Pracy – w pierwszy poniedziałek września. Wtedy też jest na tyle ciepło, że 4 kilometry szerokiej plaży zapełniają się tłumami lokalesów i turystów. Poza sezonem można jednak odbyć spokojny spacer czy bieg pustą promenadą lub plażą, wejść na piwo do niezatłoczonej knajpy i nie czekać w kolejce na hot doga. Zawsze warto też wpaść na zakupy do rosyjskich delikatesów. Choćby do New York Bread, przy Neptune Avenue, gdzie
można dostać najlepsze pieczywo w mieście, pyszny (i tani!) kawior i wódkę. Większość mieszkańców Coney Island to Rosjanie i Ukraińcy, do smaków dzielnicy wnoszą pyszne bliny, mocną czarną herbatę, chleb bez spulchniaczy oraz europejską melancholię.

Coney Island - tani szyk

Nie należy zrażać się widokiem przepełnionych koszy na śmieci i rzucanych spode łba spojrzeń. To zaczepna i nieco niewychowana dzielnica, ale zupełnie niegroźna w porównaniu do Bronxu i Queens. – Wyspa jest jednym wielkim śmietnikiem – przyznaje ekspedientka za kontuarem Brooklyn Beach Shop, sklepu z gadżetami plażowymi i ciuchami. – Ale każdy nowojorczyk zarazem nienawidzi Coney i ją kocha – mówi. Miejsce ma jakąś magię, trudno to wyjaśnić. Wszyscy czują się tu jak w domu. Moja znajoma, Dara, która studiuje na Columbia University, twierdzi z kolei, że Coney Island kojarzy się jej z przygodą. – Jak byłam mała, to właśnie tutaj można było nadepnąć na zdechłego gołębia czy zjeść hot doga bez umycia rąk. Jako nastolatka przychodziłam na plażę pić tanie wino. Wszystko tu jest wieśniackie, ludzie są brzydcy i bardzo rozebrani, ale właśnie o to chodzi. To prawdziwa, krzykliwie i krzywo uszminkowana Ameryka.

d4acb24

Tekst: Karolina Sulej, www.podroze.pl

d4acb24
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4acb24