Trwa ładowanie...

Lizbona Marcina Kydryńskiego

Wędrowiec zawinął do portu. Po latach podróżowania po świecie Marcin Kydryński, radiowiec i fotograf, znalazł drugi dom. W roku swoich czterdziestych urodzin z żoną Anną Marią Jopek kupił mieszkanie w Alfamie, starej dzielnicy Lizbony. Wirtualnej Polsce opowiedział, za co kocha to miasto i dlaczego nie może pogodzić się z zachodzącymi w nim zmianami.

Lizbona Marcina KydryńskiegoŹródło: Marcin Kydryński
d1uzrg5
d1uzrg5

WP: Kiedy nadchodzi właściwy moment na kupno domu za granicą? To kwestia wieku, pewnego etapu w życiu, zachwytu jakimś miejscem? *
*
Marcin Kydryński:
Wszystkiego, o czym pani wspomina, a także, niestety, gotówki. To był fortunny czas. Sporo pracowaliśmy, trwała ekonomiczna hossa. Było to prawie 10 lat temu, tuż przed nadejściem kryzysu, kiedy euro kosztowało 3 zł, a dolar 2,15. Postanowiliśmy ulokować nasze oszczędności, nie z zamiarem zarobku, nigdy nie zamierzaliśmy wynajmować tego domu, tylko sprawienia sobie czystej frajdy. Ania znała Lizbonę już wcześniej i przekonywała mnie, żebym tam pojechał. Zapraszała mnie również Mariza, a rzadko się zdarza, żeby ktoś, kto na co dzień mieszka w jakimś mieście, wciąż uważał je za najpiękniejsze na świecie. Ja na przykład jestem wobec Warszawy raczej sceptyczny. Pojechałem więc do Lizbony i oboje zgodziliśmy się, że jest to miejsce bajeczne. Pokochaliśmy je za muzykę, świetne jedzenie, słońce, które daje ciepło nawet w lutym. Ja miałem kiedyś marzenie o domu w Afryce, ale z różnych powodów musiałem ten pomysł porzucić. Lizbona ze względu na swoje położenie i historię wydała się doskonałym połączeniem Europy i Afryki.

archiwum prywatne Marcina Kydryńskiego
Źródło: archiwum prywatne Marcina Kydryńskiego

Rozmawiamy z okazji wznowienia pana książki "Lizbona. Muzyka moich ulic". Konieczna była aktualizacja?
Od pierwszego wydania upłynęło 5 lat. W tym czasie zmienił się świat, zmieniłem się ja, ale przede wszystkim zmieniła się Lizbona. Władze miasta postanowiły zbudować je właściwie od nowa, chcąc zarabiać na masowej turystyce. Siła tych zmian jest silniejsza niż nurt Tagu i całkowicie zmienia krajobraz miasta, jego charakter i dynamikę. W Lizbonie pokochałem przede wszystkim spokój i trwałość. Kiedy cały świat łącznie z Polską intensywnie się przeobrażał, ciągle czując się w obowiązku nadążać za krajami rozwiniętymi, Lizbona trwała niezmienna, przycupnięta na krawędzi Europy tak jak 500 lat temu w czasach swej największej świetności, a potem szczęśliwie zapomniana przez Boga i ludzi. Niestety, to już przeszłość. Choć "Muzyka moich ulic" nigdy nie miała być przewodnikiem, ale mogła być jako taki używana, nagle przestała być aktualna. Dziś to zapis spaceru po mieście minionym, książka nostalgiczna, mówiąca o miejscach, których już nie ma albo stały się kompletnie inne. Przynajmniej połowa opisanych w niej zaułków, restauracji, klubów muzycznych, a nawet budynków już nie istnieje. Takie zmiany dzieją się zazwyczaj na przestrzeni dekad, w Lizbonie uwinięto się z nimi w kilka lat.

Marcin Kydryński
Źródło: Marcin Kydryński

Do książki dopisał pan między innymi nowy ostatni rozdział.
Nawałem go "Traktatem Lizbońskim". To ponad dwudziestostronicowy poemat napisany jedenastozgłoskowcem. Zdecydowałem się na tak archaiczną formę z powodu mojej tęsknoty za światem, który bezpowrotnie minął. Opowiadając o zmianach w moim mieście sięgnąłem do pradziejów i przywołałem tradycję dawnych poematów. W trzech moich domach mam wszystkie wiersze Czesława Miłosza. Przez dłuższy czas pulsował mi w głowie jego "Traktat poetycki", zaczynający się od słów: "Mowa rodzinna niechaj będzie prosta". To zdanie stało się punktem wyjścia do napisania mojej osobistej wersji współczesnej historii Lizbony. Nowe wydanie książki było też dobrą okazją, żeby poprawić jej szatę graficzną. Zdecydowałem się na współpracę z tymi samymi ludźmi, wydawnictwem i drukarnią, co przy albumie "Biel. Notatki z Afryki", który wygląda wspaniale. Teraz oba tytuły tworzą spójną serię.

Marcin Kydryński
Źródło: Marcin Kydryński

Czy wraz z opisanymi miejscami z Lizbony zniknęli też ludzie? Na przykład sportretowani przez pana uliczni muzycy – Dona Rosa albo fałszująca akordeonistka Elena.
Mogę uspokoić czytelników zatroskanych o losy niesławnej frazy akordeonu Eleny: ona wciąż tam jest i gra swoją melodię tak samo źle albo nawet gorzej, choć trudno to sobie wyobrazić. Uczyniła sztukę z bycia najgorszym muzykiem w historii. Losy pozostałych niech będą tajemnicą, którą wyjaśni wspomniany poemat. Rozprawiam się w nim ze wszystkim, co wcześniej opisałem. Skończyłem go w styczniu tego roku. Kiedy wróciłem do Lizbony w lutym, okazało się, że "Lusitano", jeden z najwspanialszych starych klubów tanecznych w Alfamie, został zamknięty po 111 latach. Ten fakt najlepiej oddaje tempo zmian w mieście.

d1uzrg5

Jest pan promotorem portugalskiej muzyki w Polsce, nagrodzonym przez prezydenta Portugalii Orderem Zasługi. To pana misja?
Order dostałem 9 lat temu, kiedy jeszcze niewiele dla portugalskiej muzyki zrobiłem. Żartuję, że było z nim jak z Pokojową Nagrodą Nobla dla Obamy – to była zachęta, która miała mnie zmobilizować do działania. Czułem, że muszę na niego zasłużyć i sądzę, że w ciągu następnych lat na niego zapracowałem. Choćby poprzez 7 edycji "Siesta Festiwalu" i ogólnopolskie trasy "Siesta w Drodze", skupiające artystów, z których przynajmniej połowa ma luzofońskie korzenie. Właśnie się dowiedziałem, że płyta "Siesta 12" trafiła na pierwsze miejsce listy OLiSu. To dla mnie wielkie szczęście i spełnienie, bo przecież zajmuję się muzyką niszową. Ten wynik dowodzi, że jest w Polsce grono ludzi, którzy chodzą własnymi ścieżkami i samodzielnie szukają swojej ukochanej muzyki, nie dając się wodzić za nos kolorowym pismom, playlistom stacji radiowych i reklamom. Okazuje się, że bywam im potrzebny. To przyjemne uczucie.

Marcin Kydryński
Źródło: Marcin Kydryński

A jaka jest świadomość polskiej muzyki w Portugalii?
Niestety niewielka, poza nielicznymi wyjątkami. Należy do nich pianistka Maria João Pires, która nagrała sporo Chopina. Najwięksi miłośnicy fado mieli też okazję usłyszeć Anię, którą do wspólnego występu w legendarnej sali Coliseu dos Recreios zaprosił Camané, największa gwiazda męskiego fado. Ania z kolei nagrała płytę "Sobremesa" z wielkimi artystami muzyki luzofońskiej z Portugalii, Brazylii i Afryki. Ta płyta przez jakiś czas była w Lizbonie obecna, ze zdumieniem słyszałem ją w restauracjach Alfamy.

Czy wraz z nowym wydaniem książki wprowadził pan zmiany do listy 20 najważniejszych albumów muzyki portugalskiej?
Lista pozostała ta sama. To nie był zbiór przebojów jednego sezonu, tylko moje wybory z całego życia, z ponad 25 lat pracy w radiowej Trójce, więc one się jakoś gwałtownie nie zmienią. Opisałem za to kilka nowych postaci, tych z przeszłości i współczesnych, jak Fábia Rebordão, wschodząca gwiazda współczesnego fado, o talencie na miarę Marizy i Any Moury.

Marcin Kydryński
Źródło: Marcin Kydryński

Napisał pan "Muzykę moich ulic" w odpowiedzi na liczne pytania słuchaczy, którzy prosili pana o polecenie ciekawych miejsc w Lizbonie. Zabrał ich pan na bardzo osobisty spacer, pokazał ulubione miejsca, podał nazwę ulicy, przy której pan mieszka. Nie bał się pan, że straci w ten sposób swoją prywatną Lizbonę?
Rzeczywiście, odsłoniłem się w tej książce całkowicie. Nie zatrzymałem nic dla siebie. Byłem jednak przekonany, że nie będą mnie czytać ludzie przypadkowi, tylko moi najwierniejsi słuchacze, a tych darzę zaufaniem. Wiem, że oni mi mojego miasta nie zadepczą, nie ruszą autokarami i nie zagłuszą moich ulubionych dzielnic polskimi przekleństwami. Byłem wobec nich szczery, bo wierzę, że mnie nie zawiodą. Często spotykam w Lizbonie ludzi, którzy przyjechali po lekturze książki. To osoby, z którymi chętnie poszedłbym na kawę albo na moje ulubione mątwy w Zé da Mouraria. Jesteśmy w swoim gronie.

d1uzrg5
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1uzrg5