Trwa ładowanie...
10-07-2009 12:06

Świat według Kanta

Zdaję sobie sprawę, że jestem czarną owcą w stadzie współpracowników „Globtrotera”. Ci bowiem w znakomitej większości zachęcają czytelników do podróżowania, ja zaś wręcz przeciwnie - odradzam im to męczące hobby i namawiam do oglądania filmów podróżniczych w telewizji.

Świat według KantaŹródło: Globtroter
d2z7ou7
d2z7ou7

Zdaję sobie sprawę, że jestem czarną owcą w stadzie współpracowników „Globtrotera”. Ci bowiem w znakomitej większości zachęcają czytelników do podróżowania, ja zaś wręcz przeciwnie – odradzam im to męczące hobby i namawiam do oglądania filmów podróżniczych w telewizji. Uprzedzając domysły, wyjaśniam, że nie jestem sprzedawcą anten satelitarnych, lecz sam włóczę się po świecie, czym potwierdzam zasadę, iż drogowskazy nie chodzą po drogach, które wskazują. Cieszę się jednak, że odradzając czytelnikom „Globtrotera” podróżowanie, nie działam na szkodę mojej zaprzyjaźnionej redakcji, lecz wręcz przeciwnie. Wszelkie badania bowiem wykazują, a logika potwierdza, że najczęściej czytelnikami magazynów podróżniczych są ci, którzy sami nie podróżują. Im mniej zatem będzie podróżujących, tym „Globtroter” będzie się sprzedawał lepiej.

Blaise Pascal zauważył kiedyś trafnie, że wszystkie nieszczęścia tego świata biorą się stąd, iż człowiek nie potrafi spokojnie wysiedzieć w domu. Twierdzę zatem z całym przekonaniem, że rozsądniej jest siedzieć w domu, a wiedzę o zamorskich krajach zdobywać, wysługując się desperatami, takimi jak Jacek Torbicz, który znajduje przyjemność we włóczeniu się po świecie i potrafi o swej męczącej pasji ładnie opowiadać.

Poproszono mnie ostatnio o napisanie tekstu, w którym rozprawię się z mitami i zabobonami dotyczącymi podróżowania. Przystępując do tego zadania, na miejscu pierwszym wymieniłem mit o tym, że podróże kształcą. Nie jest to bowiem prawdą, a w każdym razie nie zawsze. Immanuel Kant nigdy nie ruszył się z Królewca, a mimo to był jednym z najbardziej wykształconych filozofów nowożytności i stworzył system, w którym zawiera się cała prawda o otaczającym nas uniwersum. Marcel Reich Ranicki, papież niemieckiej krytyki literackiej, poproszony kiedyś o wypowiedź w debacie na temat telewizji, powiedział: „mądrych ludzi telewizja czyni mądrzejszymi, głupich zaś ogłupia jeszcze bardziej”. Stary Żyd Ranicki, którego uwielbiam czytać i oglądać w niemieckiej ZDF, to poniekąd mój sąsiad z tej samej guberni. Urodził się we Włocławku, tam zdobywał wiedzę o świecie i do dziś, jak sam twierdzi, wchodząc do domu, zmienia buty na pantofle, a język niemiecki zamienia na polski. Pozwalam sobie zatem po znajomości myśl jego trafną
odnieść do podróży i powiadam: „mądrych ludzi podróże kształcą, głupich zaś ogłupiają jeszcze bardziej”. Tych mądrych mogę wymienić na palcach jednej ręki, głupich jest znacznie więcej. Opisy podróży (nazywane artykułami, relacjami, a nawet – o zgrozo! – reportażami), które czytam w Internecie, nadają się na opowieści przy piwku w gronie rodziny i znajomych, ale nie do publikacji w poważnych skądinąd serwisach podróżniczych lub, co gorsza, w gazetach.

Trudno jednak dziwić się młodym podróżnikom, skoro tak naprawdę nie ma dziś z kogo czerpać wzoru, gdyż paradoks naszych czasów polega na tym, że podróżowanie stało się proste, tanie i popularne, natomiast zupełnie zanikła literatura podróżnicza. Bo kogóż mamy na rynku księgarskim? Sprzedaje się zakochany w sobie (z wzajemnością!) Wojciech Cejrowski.

d2z7ou7

Co do literackiego stylu kreuje się on na Arkadego Fiedlera, ale z autorem Orinoka łączy go tylko skłonność do fantazjowania. Fiedler zmyślał jednak z wdziękiem i literackim kunsztem, a jego książki są, co by nie mówić, kopalnią wiedzy. Twórczość Cejrowskiego niesie ze sobą tyle wartości poznawczych, ile wspomniany już internetowy blog licealisty. Ładnie napisane książki Beaty Pawlikowskiej zaszeregowałbym do działu literatury kobiecej i ustawił obok Grocholi i Gretkowskiej, a dzieła Jacka Pałkiewicza przesunąłbym zdecydowanie na półkę z napisem „Fantastyka”. Od czasu do czasu napisze coś mój starszy redakcyjny kolega Budrewicz, ale nie są to już te jego książki pisane z werwą i pasją z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, jak choćby mój ulubiony Równoleżnik zero.

Zadatki na dobrego reportażystę miałby Jacek Hugo-Bader, musiałby jednak pozbyć się ideologicznej antysowieckiej tendencyjności swych reportaży. Jeszcze większy potencjał tkwi w Wojtku Jagielskim, ale ten z kolei jest zajęty zarabianiem pieniędzy jako korespondent wojenny i obawiam się, że wzorem swego mistrza Kapuścińskiego dobre książki zacznie pisać na starość, o ile jej dożyje (czego mu serdecznie życzę), uprawiając ten niebezpieczny zawód.

Westchnę teraz jak stary dziadek: gdzież te czasy, gdy pisali Fiedler, Wańkowicz, Wolniewicz (Archipelag pięciu cumulusów), Bogdan Szczygieł – z zawodu lekarz! (Maska z niama-niama), Giełżyński (Medytacje o trzecim świecie) , Korabiewicz (Kajakiem do Indii), Wolanowski (Księżyc nad Tahiti), ba, nawet Górnicki (Tam, gdzie pieprz rośnie) – doskonały reportażysta, którego skazano na literacki niebyt tylko dlatego, że zimą1981 r. wyciągnął z szafy stary mundur i stanął u boku generała Jaruzelskiego. Nie jest dla mnie istotne, czy zrobił dobrze, czy źle. Wiem natomiast, że jego świetnie napisane (niektóre) i mądre reportaże podróżnicze powinny znaleźć się na liście lektur obowiązkowych każdego podróżnika. Takiej listy nie ma, a być powinna.

Starsi czytelnicy pamiętają zapewne czasy, w których gdy ktoś chciał wyjechać za granicę, musiał ubiegać się o wydanie paszportu. Twierdzę, że dla globtroterów obyczaj ten należałoby przywrócić i wydawać im paszporty dopiero po zdaniu egzaminu ze znajomości lektur obowiązkowych o kraju, do którego się wybierają. Zapobiegłoby to wypisywaniu głupot w Internecie i powielaniu banałów w gazetach. Choć w gruncie rzeczy i tak sądzę, że więcej korzyści przynosi siedzenie w domu, czego Imannuel Kant jest najlepszym przykładem.

Piotr Jaskólski

d2z7ou7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2z7ou7