Trwa ładowanie...
28-07-2015 14:13

Atrakcje Niemiec – Alpenstrasse

Tego filmu nie liczy się w godzinach. Będę go oglądać przez 450 kilometrów zza kierownicy, a czasem z siodełka roweru. Przejadę wzdłuż Alp Bawarskich, od Jeziora Bodeńskiego aż do szmaragdowego Königssee.

Atrakcje Niemiec – AlpenstrasseŹródło: Nick Biemans - Shutterstock
d1vpo86
d1vpo86

Lindau – Füssen Dni 1-2, 115 km

Siedzę na nabrzeżu, macham nogami i słucham cichego pluskania wody pode mną. Jezioro Bodeńskie *można oglądać ze Szwajcarii, Austrii lub Niemiec. Ja jestem w miejscu, z którego powinnam mieć doskonały widok na alpejskie szczyty po drugiej stronie – na bawarskiej wyspie *Lindau. Dziś jednak oddziela mnie od nich puchaty biały cumulus. Macham więc nogami i patrzę na dwa charakterystyczne elementy, które jak wodne rogatki strzegą wejścia do portu. Lew – symbol Bawarii – i nowa latarnia. „Stara”, Mangturm, stoi na nabrzeżu, tworząc część XIII-wiecznych fortyfikacji.

Kamienne wrota milcząco zachęcają, by odkryć świat za nimi. Choć nie wypłynę w rejs, odbieram to jako zaproszenie do podróży. Wsiadam na rower i ruszam wzdłuż nabrzeża. Przejeżdżam pod gałęziami drzew, głęboko zacieniającymi ścieżkę. Wyspę okala niewysoki mur. Co jakiś czas pojawia się w nim furtka, a za nią, prosto do wody, prowadzą schodki. Na jednych siedzi kilku nastolatków. Rozkładają kartki, rysują. Kawałek dalej mijam dziarską staruszkę na rowerze, jedzącą truskawki z koszyka przed nią. Chwilę później wyprzedza mnie biznesmen w garniturze. Pewnie wraca po pracy do domu, który ma na stałym lądzie – wyspa jest tylko jedną z dzielnic miasta Lindau. Spotykamy się znowu, kiedy drogę przegradza nam zamknięty szlaban. Na tym niewielkim skrawku lądu, liczącym mniej niż kilometr kwadratowy, jest miejsce nie tylko dla trzech tysięcy mieszkańców, ale i dla sporego dworca kolejowego, z którego pociągi mostem przejeżdżają na stały ląd. I choć na kolorowych, ukwieconych uliczkach wcale nie jest tłoczno, czuję,
że czas zamienić ten śródziemnomorski klimat na cel mojej podróży – szerokie przestrzenie, góry i wijącą się pomiędzy nimi Alpenstrasse. Mało? Dorzućmy do tego około dwadzieścia jezior, wodospady i baśniowe zamki. O Niemieckiej Drodze Alpejskiej słyszałam tyle zachwytów, że kiedy rano siadam za kierownicą, niemal przebieram po niej palcami z podekscytowania. Uwielbiam prowadzić i uwielbiam góry.

fot. Wilm Ihlenfeld - Shutterstock

d1vpo86

Kieruję się na wschód. Odtąd po prawej stronie będę mieć cały czas Alpy. Czasem mniej, czasem bardziej widoczne, ale wciąż w świadomości. Przed Oberstaufen drogę otulają zielone wzgórza – skromny zwiastun nadchodzących widoków. Przy poboczu ciągną się niskie murki z omszałych kamieni. Jakbym wjechała do krainy hobbitów. Trawersująca zbocze droga wygląda na trwale z nim zrośniętą. Miała na to sporo czasu – to najstarsza trasa widokowa w Niemczech. Niektóre fragmenty opisane są na kartach dziennika z podróży króla Maksymiliana II – tego, którego syn, Ludwik II, wybuduje później słynny zamek w Neuschwanstein.

Przed przełęczą Oberjoch, przez którą już w średniowieczu transportowano beczki soli i inne towary, Alpenstrasse zwęża się i zaczyna zwijać w wyjątkowo ciasne serpentyny. W lewo, w prawo, w lewo, w prawo – po 106 zakrętach jestem 300 metrów wyżej. I pewnie przez te zakręty przegapiam później właściwy zjazd na rondzie. Chwila nieuwagi i muszę zawrócić, bo... niechcący wjechałam do Austrii.

Füssen – Ramsau Dni 3-4, 326 km (łącznie: 441 km)

Co chwila słyszę trzask łamanych gałązek. Nawet się nie odwracam, to pewnie ostatni turyści wracają ze szlaku. Wolę patrzeć w dół, na jezioro otoczone górskimi szczytami. Miejsce na tyle zafascynowało bawarskich królów, że zbudowali w okolicy dwa zamki. Najpierw, w latach 30. XIX w., Maksymilian II przebudował w neogotyckim stylu ruiny Schwanstein i urządził tam letnią rezydencję – zamek Hohenschwangau. Wychowywany w takiej scenerii Ludwik II łatwo dał się zauroczyć owianym mgłą wzgórzom. Obaj zresztą, ojciec i syn, zafascynowani byli średniowieczem, ale syn poszedł o krok dalej. Bajkowy król, jak go nazywano, postawił na wąskiej grani, jeszcze wyżej niż Hohenschwangau, zamek prawie idealny. Wystrój nawiązywał do średniowiecznych legend o Świętym Graalu. Lokalizacja wysoko pośród chmur sprawiała królowi radość. W liście do podziwianego przez siebie Ryszarda Wagnera pisał, że oddycha tam „powietrzem niebios”. Neuschwanstein stał się ikoną już za czasów króla. Dziś to jeden z symboli
Bawarii
, rozsławiony na cały świat – disneyowski zamek wzorowano właśnie na nim.

fot. Ondrej Prosicky - Shutterstock

d1vpo86

A teraz trzeba mi uwierzyć na słowo: jestem nieopodal drugiej co do popularności atrakcji w Europie (po wieży Eiffla), którą co roku odwiedza ponad milion osób, a dookoła mnie – nie ma nikogo. Na chwilę zeszłam ze szlaku otaczającego jezioro, by z krawędzi urwiska spojrzeć na Muzeum Królów Bawarskich. Pociemniała pod wieczór tafla wody odbija biel budynku. Wracam w wilgotny, pachnący mchem las. Znowu słyszę jakieś szelesty – jednak nie jestem tu sama? Nagle widzę rozłożyste poroże i bacznie wpatrzone we mnie oczy. Staję jak wryta na wprost wielkiego jelenia – równie zaskoczonego jak ja – kilka metrów ode mnie, po drugiej stronie ścieżki. Powoli przykładam aparat do oka. Głośny trzask migawki przerywa ciszę. Byłam pewna, że ucieknie po pierwszym (oczywiście nieudanym) zdjęciu, ale król lasu wciąż stoi. Czeka, aż trzęsącymi się palcami ustawię jeszcze raz ostrość. Przekrzywia głowę w bok, jakby pytając: – Jeszcze z profilu? Kiedy upewnia się, że zrobiłam kilka zdjęć, jednym susem odwraca się i zbiega na
dno kotlinki. Zatrzymuje się, rzuca mi ostatnie spojrzenie, po czym znika między drzewami. Jelenie szlachetne z natury są bardzo płochliwe i takie spotkania należą do rzadkości.

Tekst: Maria Brzezińska, www.podroze.pl

Więcej w najnowszym numerze Podróży:

d1vpo86
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1vpo86