Trwa ładowanie...
25-05-2015 11:00

Coney Island - zapomnijcie o Disneylandzie

Od przeszło 100 lat Coney Island jest stolicą amerykańskiego kiczu i popkultury – hot dogi, klauni, karuzele i kabarety nad szeroką piaszczystą plażą. Poznajcie fascynującą historię Króliczej Wyspy.

Coney Island - zapomnijcie o DisneylandzieŹródło: pio3/Shutterstock.com
d1qgv14
d1qgv14

Latem na promenadzie Riegelmann Boardwalk trudno się przecisnąć. To reguła od czasu jej powstania, 90 lat temu. Część osób zdąża na plażę z piłkami pod pachą i koszami piknikowymi w rękach. Od strony Atlantyku nadciągają plażowicze, którzy chcą coś zjeść i ochłodzić się w barach po drugiej stronie promenady. Między ten poruszający się wahadłowo tłum wplatają się ludzie, którzy spacerują wzdłuż promenady – od Brighton Beach, nowojorskiej stolicy rosyjskiej emigracji, do stadionu drużyny baseballowej Brooklyn Cyclones i z powrotem. 4 km w jedną stronę. Od czasu do czasu ten nurt rozdziela się na kolejki do lunaparków i innych rozrywkowych atrakcji. Powietrze pachnie popcornem, lukrem, potem i niesprzątanymi śmieciami. Słychać śmiechy, nieustające rozmowy, radosne okrzyki przerażenia dobiegające z górskich kolejek, a pop dudni z głośników. Obok znudzonej bizneswoman z Manhattanu siedzi bezdomny, który liczy, ile udało mu się zebrać do plastikowego kubka. Ktoś zgubił portfel. Ktoś przewrócił
piramidę puszek i wygrał misia. Coney Island to dzielnica, która mieści park rozrywki i jednocześnie – jest nim sama. Jest przeciwieństwem Manhattanu, jego _ złym bliźniakiem _.

Królicza Wyspa – ziemia bez cieni
Coney Island została odkryta w 1609 roku przez Henry’ego Hudsona, na dzień przed Manhattanem. Jej nazwa pochodzi od dawnego angielskiego słowa określającego królika – _ coney , bo zamieszkiwała ją wówczas ogromna populacja tego gatunku. Lokalne plemię, lud Lenape, nazywał wyspę narrioch _ czyli _ ziemia bez cieni _ – położenie sprawia, że słońce oświetla tutejsze plaże przez cały dzień. Kurortowe przeznaczenie wyspy jest zatem wpisane w jej naturalne uwarunkowania. W połowie XIX wieku polowania na króliki znudziły się jednak nowojorczykom. Manhattanie zamieniał się powoli w strzeliste królestwo, a na południowym krańcu Brooklynu wyrosła dla niego przeciwwaga.

Manhattan jest marzeniem o rzeczywistości doskonale funkcjonalnej, eleganckiej. Coney Island zaś to wszystko to, co wulgarne, kiczowate i podniecające. „Thrills!” („Dreszcze!”) – taki neon wciąż można zobaczyć nad jedną z największych atrakcji wyspy - kolejką górską _ The Cyclone _. Wije się ona jak wąż wzdłuż West 10th Street, między dwiema głównymi instytucjami Coney – przywróconym do życia w 2010 roku parkiem rozrywki Luna Park i odbudowującym się po zniszczeniach, jakie wyrządził huragan Sandy, Nowojorskim Akwarium.

Chociaż The Cyclone od wielu lat nie jest ani najszybszą, ani najwyższą kolejką górską, wciąż przyciąga rzesze fanów z całego świata. Kolejka powstała w 1927 roku. Ma 26 m wysokości, 800 m długości i rozpędza się do prawie 100 km/h. Do dziś zachowała dawną technologię – wagoniki są napędzane mechanicznie tylko do pierwszej górki, dalej jadą siłą rozpędu po drewnianych torach. W przeciwieństwie do supernowoczesnych kolejek, ta jest atrakcją kultową, zmitologizowaną, jak żadna inna przed nią i po niej. Charles Lindbergh po przejażdżce Cyklonem miał powiedzieć, że było to bardziej podniecające niż jego pierwszy w historii samotny lot na Atlantykiem.

d1qgv14

Perpetuum mobile – Diabelski Młyn
W mitologii Coney Island jest także miejsce dla innego bohatera. Diabelski Młyn obraca się nad zatoką już od 1920 roku. Dzisiaj jest częścią niewielkiego parku rozrywki Deno’s Wonder Wheel Amusement Park. Ma ok. 50 m wysokości i wielki, migający na czerwono napis _ Wonder Wheel _ widoczny już z dojeżdżającego na stację Coney Island metra linii Q. Ten symbol całego Nowego Jorku powołało do życia przedsiębiorstwo Eccentric Ferris Wheel. Diabelski Młyn powstał w 100 proc. ze stali wykuwanej na miejscu, a osiemnastu wspólników firmy pracowało wraz z robotnikami, żeby uniknąć fuszerki. I udało się. Koło zatrzymało się niekontrolowanie tylko raz – podczas wielkiej nowojorskiej awarii prądu w 1977 roku. Operatorzy użyli wtedy własnych mięśni, by pasażerowie mogli zjechać w dół. Cudowne koło stało się niemym bohaterem niezliczonych nowojorskich historii – to na nim jeździ Kim Basinger w _ 9 i pół tygodnia _; widać je też za plecami siedzącej na plaży Hanny w ostatnim epizodzie pierwszego sezonu _
Girls _.

Oglądanie słonia - Elephant Hotel *
Pod koniec XIX wieku *
Coney Island
staje się wyspą przyjemności. Manhattan to wyspa postępu, ciężkiej pracy i amerykańskiego snu, tymczasem po wschodniej stronie Coney Island buduje się hotele i kurorty dla bogaczy. Trzy główne to Manhattan Beach, Oriental i Brighton Beach. Hotele są rozległe jak pałace, z szerokimi tarasami, molo i ogrodami. Specjalne oddziały policji patrolują okolice, podczas gdy ówcześni „Wielcy Gatsby” raczą się szampanem na werandach. Policja działa nie tylko na pokaz. Po zachodniej stronie wyspy gnieżdżą się bowiem: złodzieje, burdelmamy i alfonsi, mafiosi, skorumpowani politycy, nielegalni emigranci i wszyscy, którzy z jakichś powodów nie spodobali się społeczeństwu. To ta grupa naznacza raz na zawsze politykę wyspy – szczególną opieką otacza ona wyrzutków, outsiderów, łobuzów, dziwaków i wariatów. Między wschodem a zachodem wbija się klinem enklawa rozrywek, miejsce, gdzie powstają kolejne wesołe miasteczka, cyrki, pokazy osobliwości, kluby burleski i go-go. Jest też słynny
Elephant Hotel. Szybko staje się on symbolem nowojorskiej dekadencji. Można rezerwować pokoje w głowie albo boku zwierza, a w nodze kupić tytoń. Co pobożniejsi nowojorczycy zaczynają mówić o wyspie jako o _ nadmorskiej Sodomie _. Zdanie „idę zobaczyć słonia” staje się popularnym określeniem zachowań nieobyczajnych.

Uśmiech Jokera - klaun Tillie
Najbardziej zasłużonymi dla rozwoju Coney Island są przedstawiciele rodziny Tilyou. W latach 60. XIX w. Peter Tilyou zakłada jeden z pierwszych hoteli oraz jedną z pierwszych restauracji w tej okolicy – Surf House, czyli połączenie tawerny, budki z hot dogami i wypożyczalni utensyliów kąpielowych w jednym. Pięć lat później Coney Island zyskuje zaś swój totem – to tutaj przeniesiona zostaje wieża, uświetniająca do tej pory obchody stulecia niepodległości w Filadelfii. Coney Island to wyspa, która przytuli wszystko, co niechciane. Alternatywna stolica USA.

Ciała tłoczą się na plaży. Trzeba o szóstej rano wsiąść w pociąg z Manhattanu, żeby znaleźć sobie skrawek miejsca i zdążyć wejść do wody, zanim brzeg będzie wyglądać jak pierwsza linia fanów na koncercie rockowym. Zdjęcia Coney Island z przełomu wieków przedstawiają przede wszystkim nieprzebrany tłum. Od 1895 roku do wody można także się ześlizgiwać. Wagoniki nowej minikolejki górskiej kończą bieg w zbiorniku wodnym z uchatkami. W tym samym czasie powstaje też Steeplechase Park *z mechanicznym torem wyścigowym – kolejką, w której wagoniki zamieniono na stalowe rumaki. Buduje go George, syn Petera Tilyou. Na jego charakterystycznej aparycji wzorowany jest *symbol Coney Islandklaun Tillie z wyszczerzonym uśmiechem, przypominającym nieco grymas Jokera.

d1qgv14

Księżyc i Kraina Marzeń - Luna i Dreamland *
W 1903 roku powstaje drugi park rozrywki – *
Luna
. Już nazwa ma sugerować, że to teren „nie z tej ziemi”. W środku znajduje się jezioro-laguna, a wokół niej wznoszą się bajkowe budowle, rzędy rozświetlonych pinakli i wież. Po roku widać już ich 1221. Oświetla je 1300300 żarówek. To nie tylko wesołe miasteczko. To stan umysłu. Jako konkurencja wobec kiczowatości Luny powstaje biały, aspirujący do stylu pałacowego, Dreamland. Jest tam największa sala balowa na świecie i miasto karłów – Liliputia. W 1911 roku w Dreamlandzie wybucha jednak pożar, który w trzy godziny trawi całe miasteczko. Nie pomaga nawet ofiarna praca karłów z Liliputii, które z poświeceniem gaszą swoje płonące państwo. Tresowane zwierzęta rozbiegają się w panice. Będzie można je potem spotkać na ulicach Nowego Jorku. Trzy lata później w płomieniach staje także Luna. Dreamland zostaje przebudowany na parking.

Ciężkie czasy w XX wieku
Do schedy końca XIX wieku udaje się nawiązać dopiero w latach 60. wieku kolejnego, kiedy najpierw wybudowano tu nową siedzibę nowojorskiego akwarium, a potem park rozrywki Astroland. Miasteczko nie ma jednak łatwego życia. Trapione przez pożary, postępującą degradację dzielnicy i wypadki na kolejnych atrakcjach, przestaje przyciągać tłumy. W 1965 r. gaśnie słynny stalowy kielich Parachute Jump z parku Steeplechase. Wieża rozbłyska dopiero 41 lat później. W 2008 r. w miejsce Astrolandu otworzył się zaś Luna Park bis, stworzony z tęsknoty za dawnymi, popularnymi parkami. Nowojorczycy nie chcą już jeździć do Disneylandu. Wolą zostać w swoim, lekko przybrudzonym miasteczku.

Bliny i popkultura - rosyjsko-ukraińska dzielnica
Żeby pielęgnować stare tradycje i tworzyć nowe, powstała organizacja Coney Island USA. Siedzibę ma w kolorowym budynku przy Surf Avenue, który wygląda jakby urwał się z psychodelicznej bajki. To lokalny dom kultury, czy też raczej – popkultury. W środku znajduje się muzeum dzielnicy, sklepik z gadżetami, przestrzeń sceniczna i wystawowa. Twórcy organizują pokazy burleski, wodewile, festiwale, a nawet konferencje naukowe dotyczące kultury popularnej. Na całej wyspie najwięcej dzieje się oczywiście w sezonie – między Dniem Pamięci pod koniec maja, kiedy otwierają się wesołe miasteczka i Dniem Pracy – w pierwszy poniedziałek września. Wtedy też jest na tyle ciepło, że 4 kilometry szerokiej plaży zapełniają się tłumami lokalsów i turystów. Poza sezonem można jednak odbyć spokojny spacer czy bieg pustą promenadą lub plażą, wejść na piwo do niezatłoczonej knajpy i nie czekać w kolejce na hot doga. Zawsze warto też wpaść na zakupy do rosyjskich delikatesów. Choćby do New York Bread, przy Neptune
Avenue, gdzie można dostać najlepsze pieczywo w mieście, pyszny (i tani!) kawior i wódkę. Większość mieszkańców Coney Island to Rosjanie i Ukraińcy, do smaków dzielnicy wnoszą pyszne bliny, mocną czarną herbatę, chleb bez spulchniaczy oraz europejską melancholię.

d1qgv14

Nie należy zrażać się widokiem przepełnionych koszy na śmieci i rzucanych spode łba spojrzeń. To zaczepna i nieco niewychowana dzielnica, ale zupełnie niegroźna w porównaniu do Bronxu i Queens. – Wyspa jest jednym wielkim śmietnikiem – przyznaje ekspedientka za kontuarem Brooklyn Beach Shop, sklepu z gadżetami plażowymi i ciuchami. – Ale każdy nowojorczyk zarazem nienawidzi Coney i ją kocha – mówi. Miejsce ma jakąś magię, trudno to wyjaśnić. Wszyscy czują się tu jak w domu. Moja znajoma, Dara, która studiuje na Columbia University, twierdzi z kolei, że Coney Island kojarzy się jej z przygodą. – Jak byłam mała, to właśnie tutaj można było nadepnąć na zdechłego gołębia czy zjeść hot doga bez umycia rąk. Jako nastolatka przychodziłam na plażę pić tanie wino. Wszystko tu jest wieśniackie, ludzie są brzydcy i bardzo rozebrani, ale właśnie o to chodzi. To prawdziwa, krzykliwie i krzywo uszminkowana Ameryka - mówi.

Tekst: Karolina Sulej, www.podroze.pl
_ Ur. 1985 w Warszawie. Dziennikarka i reporterka „na frilansie”, związana głównie z „Gazetą Wyborczą”. Doktorantka Instytutu Kultury Polskiej, absolwentka Instytutu Reportażu. _

d1qgv14
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1qgv14