Apuseni. Rumunia. Góry są jak dobrze wyrośnięte ciasto drożdżowe, takie z dużymi dziurami

Zostawiamy polany kwiatów, piękne miasta i błękitne niebo. Zanurzamy się w podziemny świat wywierzysk, pieczar, lejów i innych krasowych cudów. Wybieramy się w Góry Apuseni. Rumunia to nasz cel wycieczki.

Apuseni. Rumunia. Góry są jak dobrze wyrośnięte ciasto drożdżowe, takie z dużymi dziurami
Źródło zdjęć: © Alxcrs / Shutterstock.com

02.08.2015 | aktual.: 01.11.2019 22:39

Dziurawa mapa

Ogromne przestrzenie na Nizinie Węgierskiej są rozgrzane słońcem. Jest zupełnie płasko i nic nie zapowiada tych gór. Dopiero gdzieś za Debreczynem, w drodze do Oradei, krajobraz zaczyna falować. Już w Rumunii droga wciska się pomiędzy góry. Robi się zielono, a świerkowe lasy poprzecinane są polanami. Mijamy pasterskie szałasy, ogromne kopy siana i wszechobecne stada owiec. Wystarczy się zatrzymać, a ten zapach już nie pozwoli jechać dalej. Nie, nie chodzi o odciekający na gałęziach ser. Pachną zioła, borówki, grzyby i kolorowe dywany kwiatów. Łuk Karpat ostro tutaj zakręca i owija zieloną pętlą Transylwanię. Jakby chciał zamknąć tajemnicę Drakuli, jego zamki i przepiękne miasta w kole. Zatrzymać Kluż-Napokę, Turdę, Sybin czy malutką Sighișoarę tylko dla siebie. Po przejechaniu granicy węgierskiej zmienia się nie tylko krajobraz, ale i nastawienie ludzi do świata. Rumuni są mistrzami nieskrępowanego wypoczynku. Jeśli mają chwilę wolnego, od razu ruszają poza miasto, do przyrody.
Wystarczy im skrawek zieleni przy górskiej drodze. Wyciągają grille, stoły, krzesła i mogą tak odpoczywać kilka dni, ciesząc się życiem. To chyba najlepszy sposób, żeby poczuć przyrodę i oni o tym dobrze wiedzą. Po prostu rozłożyć na polanie namiot, zapalić ognisko i nieśpiesznie poznawać okolicę…

Z takim planem docieramy do Beiuş i na targowisku robimy zakupy na biwak. Targi są chyba jeszcze bardziej kolorowe niż górskie polany. Romowie elegancko ubrani w czarne spodnie, czarne koszule i wielkie kapelusze, a ich twarze ozdabiają ogromne wąsy. Kobiety wyglądają przy swoich mężach jak motyle. Wszędzie rozłożyły sterty lśniących materiałów i głośno nawołują, żeby u nich kupować. Obok dorodne papryki, cukinie, ogromne czerwone pomidory, świeże albo kiszone, i inne smakołyki. W końcu, gdzieś na straganie znajdujemy mapę tego regionu – Gór Apuseni, czyli Zachodniorumuńskich. O pustym żołądku źle się planuje. Dlatego już za chwilę debatujemy nad michami pysznej mamaliguty, czyli mamałygi. Narodowe danie *Rumunii *nazywane jest słońcem na talerzu. Kaszkę kukurydzianą je się jako dodatek do mięs albo jako główne danie z dodatkiem sera owczego i śmietany. Patrzymy na mapę i od razu pojawia się skojarzenie – *Góry Apuseni *są jak dobrze wyrośnięte ciasto drożdżowe, takie z dużymi dziurami. W
miękkich wapiennych skałach jest pełno jaskiń. Na mapie zaznaczono też kotliny, podziemne jeziora, wywierzyska, krasowe leje i rzeki, które znikają pod powierzchnią. Decydujemy – schodzimy pod rumuńską ziemię.

Jaskinia Niedźwiedzia

Kości znaleźli przez zupełny przypadek robotnicy. Po dokładnych badaniach okazało się, że jest tu około 140 szkieletów. Jaskinię tworzy kilka sal połączonych systemem podziemnych przejść, i formacje skalne, które kształtowały się przez tysiące lat. Na początku trasa wiedzie wąskim i ciemnym skalnym korytarzem. Jest chłodno, około 10 stopni Celsjusza i ledwo co widać. Tylko po bokach świecą małe żółte lampki. Ale to dobrze, bo wyobraźnia lepiej pracuje. Za kolejnym zakrętem wchodzimy z ciemności do pierwszej galerii. Z pochyłych sufitów zwisają powykręcane kształty. Stalaktyty i stalagmity układają się w fantastyczne figury. Dalej przechodzimy na zawieszone nad skałami kładki i z bliska oglądamy wyłaniające się cuda. Półtorakilometrowa podziemna trasa wiedzie kolejnymi korytarzami i przecina trzy wielkie galerie. Na końcu, w małej wnęce, leży olbrzymi szkielet niedźwiedzia jaskiniowego. Naukowcy do dziś próbują ustalić, co się wydarzyło. Wersji wydarzeń jest kilka. Jedna mówi, że tragiczna historia rozegrała
się około 15 tysięcy lat temu. Spadający ogromny głaz zamknął wejście do jaskini i zwierzęta zostały uwięzione w środku. Długo pożerały się nawzajem, aż wszystkie padły. Inne badania mówią, że przez wieki było to miejsce, do którego stare osobniki przychodziły umierać. Wiadomo na pewno, że to szkielety niedźwiedzi, stąd ta uważana za jedną z najpiękniejszych rumuńskich jaskiń nazywana jest Jaskinią Niedźwiedzią.

Płaskowyż Padis

Na polanie niedaleko schroniska Padiş *stoi kilka szałasów, a góralki już od rana wyrabiają drożdżowe placki. Nadziewają je orzechami, owczym serem lub jagodami i smażą na patelni. *Plăcintă to wynalazek starożytnych Rzymian, którzy jako nadzienie stosowali ser, miód i bazylię. Polana przy schronisku jest najlepszym miejscem, żeby rozbić obóz i wyruszyć w góry. – Nora! Nooraa! – słychać co chwila okrzyki. To nasza sąsiadka woła swojego psa, który wybył gdzieś na wycieczkę. A obok sąsiad, niewzruszony hałasem, siedzi na rozkładanym krzesełku, z nogami w strumyku i szklaneczką w dłoni. Kontempluje. Polana jest przepiękna. Krowy dzwonią dzwonkami u szyj, przechadzają się konie i owce. Płaskowyż Padiş wchodzi w skład Parku Narodowego Apuseni. W zachodniej części rumuńskich Karpat to prawdziwa perełka. Nie ma tu majestatycznych szczytów, dużych wysokości i ekstremalnie trudnych tras. Te góry mają inny typ urody. Płaskowyż zbudowany jest ze skał wapiennych i przyciąga unikalnymi krasowymi zjawiskami.
Można tu odbyć przyjemną lekcję geografii i nauczyć się rozpoznawać wszystkie te dziwy.

Tekst: Anna Czapek, Piotr Mojżyszek, www.podroze.pl

Więcej w najnowszym numerze Podróży:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)