Trwa ładowanie...
19-10-2009 11:53

Arkadiusz Pawełek: Marzenie o wielkiej przygodzie

Najpierw przepłynął na pontonie samotnie Atlantyk, potem opłynął pontonem przylądek Horn. Próbował przejść najcięższą drogę świata w dżungli - Drogę Emerillionów w Gujanie Francuskiej. Jako miłośnik Land Roverów wybiera się w styczniu na rajd przez Saharę Zachodnią, Mauretanię do Mali. Arkadiusz Pawełek jest podróżnikiem, żeglarzem, poszukiwaczem skarbów, nurkiem, pilotem samolotów, rajdowcem...

Arkadiusz Pawełek: Marzenie o wielkiej przygodzieŹródło: Archiwum Arkadiusza Pawełka
d4jctds
d4jctds

Najpierw przepłynął na pontonie samotnie Atlantyk, potem opłynął pontonem przylądek Horn. Próbował przejść najcięższą drogę świata w dżungli - Drogę Emerillionów w Gujanie Francuskiej. Jako miłośnik Land Roverów wybiera się w styczniu na rajd przez Saharę Zachodnią, Mauretanię do Mali. Arkadiusz Pawełek jest podróżnikiem, żeglarzem, poszukiwaczem skarbów, nurkiem, pilotem samolotów, rajdowcem...

- Pontonem przez Atlantyk... Jak to jest rzucić wszystko - mieszkanie, pracę, rodzinę i ruszyć na ocean w gumowej łupinie? To był kaprys, szaleństwo, pasja - wszystkiego po trochę? Ponton nosił sugestywną nazwę "Cena strachu"...

To było spełnienie marzeń o wielkiej przygodzie. Przygoda żąda wyrzeczeń... Pewnie w tej wyprawie było wszystkiego po trochu – szaleństwa i pasji. Ale ta wyprawa stała się fundamentem wyprawy na Horn. Teraz, z perspektywy czasu, uważam że była znacznie cięższa i bardziej ryzykowna niż Kuna Horn Expedition. Po pierwsze nie miałem praktycznie żadnego doświadczenia żeglarskiego – wszystkiego uczyłem się po drodze, z książek. Teraz mam już przepłynięte tysiące mil – żeglowałem na prywatnych jachtach, pracowałem przez kilka lat na Łódce Bols startując w regatach , w tym słynnych Sydney – Hobart, pływałem na Warcie – Polpharmie i Bank BPH – najlepszych i największych oceanicznych maszynach regatowych w Polsce. Pływałem na jachtach pod obcymi banderami. To wszystko dzięki temu „kaprysowi”, jakim było wypłynięcie „Ceną Strachu” na Atlantyk. Do tej pory nie mam żadnych uprawnień żeglarskich, a pomimo to opłynąłem pół świata...

Nie znaczy to jednak, że rejs „Ceną Strachu” był łatwy. Okupiłem to naprawdę ciężkimi chwilami, gdy już żegnałem się z życiem… Tak było, gdy w ciężkim sztormie 800 mil od celu wyprawy, Barbadosu, „Cena Strachu” została wywrócona do góry dnem i przez dwie doby walczyłem o jej postawienie i o przeżycie. Tak też było przez kolejne dwa tygodnie, gdy na uszkodzonym pontonie z połamanym masztem i uszkodzonymi komorami wypornościowymi, bez map, płynąłem do celu. Nie da się tego wszystkiego opowiedzieć w paru zdaniach.

- W dziesięć lat później po Atlantyku, w 2008 roku opłynąłeś swoim motorowym pontonem przylądek Horn. Wieją tam bardzo silne wiatry, a Ty zdany tylko na siebie w odkrytej łodzi... Wybrałeś ryzykowną trasę, zwaną przez żeglarzy “złą drogą”. Horn to żeglarski Everest.

O wyprawie na Horn myślałem od dawna, od zakończenia wyprawy pontonem przez Atlantyk. Moim zamiarem było popłynięcie z Punta Arenas na Atlantyk i przez cieśninę La Maire opłynąć Horn i wejść następnie w kanały chilijskie. Następnie kanałami powrócić do Punta Arenas. Jest to trasa niezwykle trudna ze względu na bardzo silne prądy w cieśninie La Maire i ryzykowną żeglugę na Horn. Ponadto miałem do pokonania bardzo silne prądy w drodze z Cieśniny Magellana na Atlantyk.

d4jctds

Życie i okoliczności zmusiły mnie jednak do zmiany planów. Kontener z pontonem miał kilka tygodni opóźnienia. Po rozpakowaniu łodzi okazało się, że doznała w transporcie uszkodzeń – pęknięte było dno. Musiałem rozważyć, czy trzymać się pierwotnych założeń, zrezygnować z wyprawy, czy zmodyfikować plany. Ponieważ był już luty i pogoda nie była najlepsza zdecydowałem się na trzecią opcję – zmianę trasy wyprawy. Postanowiłem płynąć „pod prąd” zakładanej trasy.

Po załatwieniu góry formalności dostałem „zarpe” - oficjalną zgodę na przejście z Punta Arenas do Puerto Wiliams, najdalej na południe wysuniętego portu w Chile. Tam miałem starać się o zgodę na żeglugę dookoła Hornu. Żegluga w kanałach chilijskich jest niezwykle męcząca. Skaliste ściany schodzą pionowo do samej wody. Z wysokich gór schodzą gwałtowne, porywiste wiatry o sile huraganu. Zmiana pogody następuję w ciągu kilku-kilkunastu minut! Do tego konieczność ciągłego stania na sterze…

- Wraz z ukończeniem czterdziestki zszedłeś z wody na ląd. :-) Teraz podobno nie wychodzisz z Land Rovera. Liczą się jeepy, quady i motocykle. Jesteś pilotem off-roadowym. Byłeś komandorem rajdu Poland Trophy...

Zawsze marzyłem o Land Roverze. No i spełniłem swoje marzenie! Nawet wielokrotnie. W tej chwili mam trzy Land Rovery, z tego dwa zabytkowe. Land Rover, ten stary, to nie jest tylko samochód. To styl życia, to stan umysłu. Mając starego Land Rovera nie możesz się spieszyć – on nigdy szybko nie pojedzie. Nie możesz liczyć na to, że będzie w 100% sprawny – zawsze coś jest w nim zepsute, ale póki jeździ, jest dobry. Zresztą Land Rover, o którego się dba – dolewa olej, wodę, rozmawia się z nim – zawsze dowiezie cię do domu. Właściciele starych Land Roverów często zaglądają pod nie i patrzą, czy są pod nimi plamy. Jak są, to wszystko jest w porządku. Trzeba tylko dolewać płynów. Jak nie ma, to trzeba zacząć się martwić – znaczy to, że wyciekły już płyny ustrojowe! Od dawna wiadomo, że Land Rover, to samochód na angielską pogodę – na mgłę, nie na deszcz. Jak pada, to w środku też jest mokro. Zimą jest zimno – szyby w Landrynce skrobie się i od środka! - latem gorąco, a głośno - zawsze.

Przez kilka lat zajmowałem się off-roadem profesjonalnie. Najpierw startowałem w ekstremalnych rajdach przeprawowych, a potem pracowałem przy ich organizacji. Miałem też swoją szkołę off-roadową.

d4jctds

- Wiem, że wybierasz się jeepem do Mali na wielką afrykańską przygodę, bierzesz udział w rajdzie Budapeszt-Bamako 2010. Z imprezy będą relacje w Travel Channel. Jeepem przez pustynię - to marzenie wielu twardzieli.

Od ubiegłego roku jestem przedstawicielem tego rajdu na Polskę. Udało się zebrać dwadzieścia załóg z całej Polski, które pojadą spełnić to marzenie. Budapest – Bamako to przede wszystkim Wielka Afrykańska Przygoda. Zresztą Przygoda przez duże P, która niesie pomoc ludziom żyjącym w Afryce, na szlaku rajdu. Wpisujemy się do projektu charytatywnego rajdu i w tym roku będziemy „adoptowali wioskę” - zawieziemy pomoce szkolne i podstawową pomoc medyczną dla jednej z wiosek.

Relacje z rajdu będzie można obejrzeć na Travel Channel i RTL.

Do przejechania jest około 8500 kilometrów w czasie dwóch tygodni. Start w Budapeszcie. Promem z Hiszpanii załogi przeprawiają się do Maroka, dalej jadą przez Saharę Zachodnią, Mauretanię, do Bamako w Mali, gdzie rajd się kończy.

d4jctds

Start rajdu 16 stycznia 2010. W klasie Adventure można wystartować dowolnym pojazdem, podczas pięciu edycji tej imprezy brały udział autobusy Ikarus, Trabanty, Dacie, Hummery, Lady, Fiat 126p a nawet wózek Velorex.

- Wracając do Twojego poradnika o sztuce przetrwania. Próbowałeś przejść najcięższą drogę świata w dżungli - Drogę Emerillionów w Gujanie Francuskiej...

Wyprawa była zorganizowana przez cztery osoby. Mieliśmy iść śladami dziennikarza francuskiego, Raymonda Maufraise'a, który zaginął w dżungli w 1950 roku. Znaleziono tylko jego pamiętniki, na podstawie których powstała książka „Zielone Piekło”. Z tej wyprawy musieliśmy się wycofać. Zabrakło nam jedzenia (podobnie jak Raymondowi), byliśmy wyczerpani fizycznie. Jedliśmy po łyżce cukru dziennie zmieszanej z garścią ryżu. Zaczęły się też problemy między nami – lepiej było zawrócić. Dżungla pokonała nas, podobnie jak 50 lat wcześniej pokonała Raymonda Maufraisa. Udało nam się dotrzeć do miejsca, gdzie znaleziono jego pamiętniki i jest to nasz największy sukces. No, poza tym, że wróciliśmy…

- A jakie skarby jako poszukiwacz znalazłeś w jaskiniach, studniach, kryptach? Podczas nurkowania pod wodą?

Najczęściej znajdowałem stare karabiny, amunicję, bomby... W zalanych podziemiach browaru w Sobótce Górce udało się odkryć nieznany ciąg korytarzy. Wciąż jestem poszukiwaczem skarbów, nie znalazcą! Brałem udział w wielu akcjach poszukiwawczych. Szukałem Bursztynowej komnaty, wraku statku Steuben, mniejszych i większych skarbów. Najważniejsze jest jednak samo poszukiwanie. Miło jest jednak czasami coś znaleźć. Nawet, jeżeli jest to potłuczona filiżanka, stara butelka czy zardzewiały karabin. Poszukiwanie skarbów, to pasja, którą zaraziłem się z książek i filmów o Panu Samochodziku. A potem ją tylko rozwijałem. W RMF FM miałem swój cykl programów pod tytułem „Witaj Skarbie”.

d4jctds

Najczęściej nurkowałem lub łaziłem po studniach, kamieniołomach, sztolniach. Gdzie Stojak nie może tam Pawełka pośle – śmiali się koledzy.

Moim zadaniem, jako instruktora, jest przekonać kursantów, że nurkowanie jest właściwą pasją! Że otwiera to im drogi do wielu innych przygód: nurkowanie na wrakach, w jaskiniach, z rekinami, z delfinami, poszukiwanie skarbów, fotografia podwodna...

- Miałeś też inny epizod w życiorysie, pracowałeś jako steward na biorącym na pokład 1200 pasażerów statku wycieczkowym pływającym po Karaibach.

Ciężka praca za marne pieniądze (500 dolarów miesięcznie), ale dzięki temu po raz pierwszy byłem w USA, na Florydzie, Miami, na Karaibach, w Ameryce Południowej, zobaczyłem Kanał Panamski, spotkałem wielu interesujących ludzi – na moim statku pracowali ludzie z 56 krajów świata! Istna wieża Babel! Nauczyłem się też trochę hiszpańskiego i podszlifowałem angielski, którego zresztą uczyłem się rozwożąc motorem pizzę w Londynie.

d4jctds

- Kim jesteś na co dzień? Przykładnym mężem i ojcem dwójki dzieci. Możesz w domu usiedzieć spokojnie? Podobno zabrałeś dzieciaki do Afryki, by pokazać im wioskę na północy Maroka, która zagrała w "Gwiezdnych Wojnach"?

Nie wiem, czy jestem przykładnym ojcem – staram się zarażać dzieci moimi pasjami. Kupiłem canoe, żeby pływać po rzekach w Polsce, uczę ich nurkowania, zabieram na poszukiwania skarbów, uczę strzelać – na razie z czarnoprochówki, chociaż Wiktor strzelał już i z dubeltówki. Uczę fotografowania i oglądania świata. Jeździliśmy konno i szukaliśmy minerałów. Chodzimy po górach i jeździmy w terenie, samochodami quadami. Nie wiem, czy coś z tych rzeczy stanie się ich pasją, sposobem na życie albo chociaż sposobem na przygodę. Myślę jednak, że dobrze jest dać im możliwość spróbowania jak największej ilości rzeczy. Do Maroka, do Tatooine, chcę ich zabrać dopiero za rok - wioska leży na południu, przy granicy z Saharą Zachodnią. Trzeba ze dwa tygodnie wolnego, a wybrać się tam lepiej zimą, niż latem, bo warunki pogodowe są lepsze.

- Jesteś podróżnikiem, odkrywcą, poszukiwaczem skarbów, nurkiem, lotniarzem, rajdowcem… Podsumowując jesteś współczesnym adventurerem, awanturnikiem. Nie pozostało już na świecie wiele białych plam lub niepodjętych wyzwań, jakie masz marzenia? Przygoda stała się Twoim sposobem na życie.

Chcę w 2013 roku wystartować w regatach OSTAR, najstarszych regatach samotnych żeglarzy, ostatnich chyba regatach dla amatorów. Rozwinę sieć Green Lanes – Zielonych Tras dla samochodów i quadów. To jest całkowita nowość w Polsce. Próbuję tym pomysłem zarazić samorządy lokalne, gdyż może to powstać tylko przy współpracy z nimi. Będę też organizował rajdy samochodów terenowych i spotkania pasjonatów, takie jak Silesia Off-road Show. No i wspierał będę Budapest – Bamako, gdyż jest to brama do Wielkiej Afrykańskiej Przygody dla każdego.

d4jctds

Arkadiusz Pawełek - podróżnik, doświadczony żeglarz, nurek, ratownik morski, pilot samolotów, rajdowiec. W 1998 roku na ożaglowanym pontonie "Cena Strachu" przepłynął samotnie Atlantyk trasą Kadyks - Wyspy Kanaryjskie - Barbados pokonując łącznie ok. 3800 mil morskich. Drugi etap wyprawy prowadzący z Lanzarote na Barbados pokonał w ciągu 40 dni. Arkadiusz Pawełek dokonał tego wyczynu jako drugi człowiek w historii, jako pierwszy zrobił to Francuz Alain Bombard w 1951 roku. W 2008 roku Pawełek opłynął swoim motorowym pontonem Onyx przylądek Horn. Jest pierwszą osobą na świecie, która dokonała takiego wyczynu otwartym pontonem z napędem motorowym. Pawełek był członkiem załogi regatowej "Łódki Bols", na jej pokładzie uczestniczył w jednych z najcięższych regat z Sydney do Hobart. Autor książki: "Cena strachu. Pontonem przez Atlantyk", nagrodzonej przez miesięcznik Żagle nagrodą im. Leonida Teligi. Napisał także poradnik "Survival Sztuka przetrwania" - o szkole życia podczas wędrówek w dzikim terenie oraz
książkę „Horn” - o wyprawie na Horn. Podróżnik pochodzi z Wrocławia, obecnie mieszka w Świętochłowicach na Górnym Śląsku. Ma 40 lat.

d4jctds
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4jctds