Arktyczny maraton Michała Kiełbasińskiego
Jako pierwszy i jedyny jak dotąd Polak, weźmie udział w biegu Yukon Ultra Arctic 2015, najtrudniejszym na świecie ultramaratonie. Przy 50 st. C poniżej zera i w towarzystwie zaledwie 33 zawodników z całego globu, chce pokonać 700-kilometrowy dystans w trudnych, zimowych warunkach. Łodzianin Michał Kiełbasiński nie boi się ryzyka.
06.02.2015 13:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
WP: Lubi pan zimno?
Kiedyś z zimnem bardzo się nie lubiłem, na zawodach byłem raczej ciepłolubem. Dlatego pewnie wielu moich kolegów i rywali może być zdziwionych, że postanowiłem biec w arktycznych warunkach.
WP: Yukon Arcitc Ultra rusza 8 lutego w Whitehorse w Kanadzie. Nie brakuje opinii, że to najbardziej wymagający ultramaraton na ziemi. Skąd więc pomysł na tak ekstremalny bieg?
Trasa tego biegu prowadzi mroźnymi i ośnieżonymi drogami Alaski. Fakt, nie jest to prosty bieg. Niektóre jego odcinki pokrywają się ze szlakiem dość katorżniczego wyścigu psich zaprzęgów. Być może dlatego wystartuje tu zaledwie 33 zawodników z całego świata. Dla mnie pokonanie dystansu 700 kilometrów przy temperaturze 50 stopni Celsjusza poniżej zera to idealne połączenie przygody na krańcu świata ze sportem. Od dawna myślałem nad udziałem w tych zawodach, bo wiąże się to z moim wielkim marzeniem i _ idée fixe _, która mi towarzyszy od wielu lat. Mam na myśli projekt, który na razie nie jest jeszcze zrealizowany, ale do którego dochodzę drobnymi krokami. Takim drobnym krokiem, 700 kilometrowym, jest właśnie ten bieg.
WP: Zdradzi pan jaki to projekt?
Chodzi o pokonanie całej Antarktydy w pojedynkę, bez pomocy z zewnątrz. W sumie to 5 tys. kilometrów. Więcej nie powiem.
WP: Wróćmy więc do zbliżających się zawodów. Jest pan pierwszym i jedynym Polakiem, który startuje w Yukon Arcitc Ultra?
Tak, jestem pierwszym Polakiem startującym w tym biegu.
WP: Jak ten bieg będzie wyglądał?
Startujemy razem, choć zawodnicy będą biegli na różnych dystansach. Niektórzy pokonują 42 kilometry, czyli dystans maratoński. Kolejni zawodnicy mają do przebiegnięcia 100 mil, czyli ok. 160 km. Następna grupa ma przed sobą 300 mil, czyli ok. 480 km. Dystansem koronnym jest 430 mil, czyli 700 km. Na tej trasie będzie biegło 33 zawodników. Ja będę w tej ostatniej grupie, z numerem 430. Będzie to ogromnym wyzwaniem, zwłaszcza że nie mam punktu odniesienia. Uczestnicy muszą być w pełni samowystarczalni. Wszystko, co jest potrzebne do przeżycia, każdy musi mieć przy sobie i ciągnąć to na saniach śnieżnych, choć biegniemy bez nart. Każdy ma własne wyposażenie. To ok. 20 kilogramów z zapasem jedzenia, odzieżą, drugą parą butów, zestawem kuchennym i campingowym. Dla mnie nie lada problemem było zdobycie śpiwora z certyfikatem na minus 40 st. C - to równowartość dobrze jeżdżącego samochodu. Na szczęście, dzięki pomocy wielu ludzi, udało mi się go zdobyć.
WP: Zatrzymajmy się na chwilę przy wydatkach. Jaki jest koszt całego przedsięwzięcia?
Mówiąc jednym słowem: ogromny. Dla mnie samego był w zasadzie nie do udźwignięcia, choć i tak sprzedałem samochód i zapożyczyłem się w wielu miejscach. Bez zagłębiania się w ten temat powiem tylko, że samo wpisowe to ok. 13 tys. zł., a przelot to kolejne 5 tys. zł i koszt nadbagażu, który jest spory i ponadwymiarowy. Bez pomocy sponsorów, m.in. Discovery Channel, New Balance czy ALE- Active Life Energy nie byłbym w stanie podjąć się tego wyzwania.
WP: Jak pan przewiduje, w jakim czasie uda się panu ukończyć bieg?
Startujemy w przepięknej kanadyjskiej miejscowości Whitehorse i poruszamy się wzdłuż rzeki Jukon do Dawson City. Uczestnicy sami decydują, kiedy i na jak długo się zatrzymują. Organizator na pokonanie trasy daje 13 dni. Po tym czasie zostaje zamknięta meta i jeśli nie dotrę do niej, po prostu nie ukończę biegu. W całej historii zawodów najlepsi zawodnicy pokonywali go w 7,5 doby. Moim celem jest przede wszystkim samo ukończenie biegu, który trwa non stop, choć wielkim marzeniem jest pokonanie całej trasy w 10 dni. Oczywiście wiele zależy od pogody. Nie sposób przewidzieć warunków atmosferycznych. Temperatura może się wahać od plus 5 do minus 50 stopni C. Muszę być przygotowany na każdą z tych temperatur. Jeśli pojawi się mocny śnieg, wtedy możemy poruszać się do 2 kilometrów na godzinę. To wydłuży czas pokonania trasy. Przeszkodą może być też nagła fala mrozu lub odwilży. W 2006 roku, kiedy temperatura spadła poniżej minus 60 stopni C, organizatorzy przerwali zawody.
WP: Czym taki bieg różni się od letnich biegów? Oczywiście poza tym, że trzeba się cieplej ubrać.
Przede wszystkim trzeba się bardzo pilnować i być dużo bardziej uważnym niż na przykład podczas biegu przez pustynię. Ludzki organizm, by prawidłowo funkcjonować, potrzebuje wody. Podczas upału organizm daje dużo znaków, że człowiek jest spragniony i odwodniony. W warunkach arktycznych organizm również traci nieprawdopodobne ilości wody, odwadnia się, jednak nie manifestuje tego. Po prostu w pewnym momencie można przestać funkcjonować i kontynuowanie zawodów przestaje być możliwe. Trzeba więc pamiętać, że nawet jeśli się nie chce pić, należy to robić. Oczywiście to pociąga za sobą kolejne problemy - wodę trzeba sobie przygotować, czyli topić śnieg.
WP: Biegi to pana specjalność?
Nie tylko biegi. Od piętnastu lat stratuję w zawodach Adventure Racing, czyli w zawodach multidyscyplinarnych na bardzo długich dystansach. Ta dyscyplina łączy orientację w terenie, kolarstwo górskie, jazdę na rolkach, pływanie wpław, kajakarstwo morskie, śródlądowe i górskie oraz wspinaczkę.
WP: Wspomnijmy tu, że jest pan jedynym Polakiem w historii biegów Ultra, który stanął na podium wszystkich imprez rozgrywanych na dystansie powyżej 200 kilometrów. Jak pan trenuje na co dzień?
Biegam codziennie od 15 do 20 kilometrów. Od dłuższego czasu zaczynam wydłużać dystanse biegowe i kładę nacisk na treningi w warunkach zimowych. Dwa razy w tygodniu ciągnę za sobą oponę albo dwie. To próba symulowania ciągnięcia za sobą sanek, czyli przygotowania do Yukon Arcitc Ultra.
WP: Jaka nagroda czeka na osoby, którym uda się ukończyć ten katorżniczy bieg?
Cóż, niestety nie jest to najnowszy model BMW ani 100 tysięcy dolarów. W tym wypadku wyłącznie medal oraz satysfakcja z ukończenia biegu.
Rozmawiała Marta Legieć