Trwa ładowanie...

Santiago de Compostela. Camino ‒ droga, która uczy życia

Na "Jakubowe Pole Gwiazd" w północno-zachodniej Hiszpanii pielgrzymi idą setki kilometrów szlakiem ze znakiem muszli, niosąc swoje modlitwy, wyrzeczenia, medytacje. Jednak idą nie tylko chrześcijanie. Chodźcie z nami do Santiago de Compostela.

Santiago de Compostela. Camino ‒ droga, która uczy życiaŹródło: Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego
d2drfoj
d2drfoj

Na to pytanie próbuje odpowiedzieć podróżnik Marcin Nawrocki, który sam w ubiegłym roku, przeszedł swoje Camino. Trasa do miasta Santiago de Compostela, stolicy regionu Galicja w północno-zachodniej Hiszpanii, jest szeroko znana już od średniowiecza jako szlak pątniczy. Pielgrzymowali ludzie wszystkich stanów, czy to w ramach zadanej sobie pokuty, czy zmuszeni przez sądy. Ich celem była i jest katedra z domniemanym grobem św. Jakuba Większego ‒ jednego z dwunastu apostołów, uczniów Chrystusa.

Nie tylko chrześcijanie

Nie dla wszystkich jednak przejście Camino de Santiago ma wymiar religijny. Dla części nawet nie jest to przeżycie duchowe. Podziwiają widoki, poznają ludzi z całego świata, a nawet ‒ robią interesy.

‒ Teoretycznie idziemy do grobu świętego w Kościele katolickim. Ale przecież idzie cały świat, nie tylko katolicy, nie tylko chrześcijanie ‒ zwraca uwagę Marcin. Przyznaje, że dla niego największą wartością Camino jest przeżywanie wędrówki duchowej. ‒ Jestem tylko ja i moje myśli, a przed nimi nie ucieknę.

Zobacz też: Objawienie nieuznawane przez Kościół. Większość wiernych o tym nie wie

A inni? Oj, różnie. Prosto z warsztatów medytacji buddyjskiej przyjechała Tesa. A Japończyk Yoshi, 67-latek o żelaznej kondycji, biegający w maratonach idzie do Compostela już czwarty raz, bo lubi poznawać nowych, ciekawych ludzi. Rozdaje im też wizytówki ze swoim adresem, bo przez część roku, kiedy sam podróżuje, wynajmuje swoje mieszkanie w Hiroszimie. Ma przy sobie flet peruwiański, na którym przygrywa towarzyszom wieczorami. A co takiego? Ano na przykład "Lambadę". Camino to nie jest to szlak oczywisty.

d2drfoj

‒ W ostatnich latach liczba osób, które dochodzą do Santiago de Compostela to 200-300 tys. Dobija to powoli do granicy w czasach średniowiecza, w latach świetności. Z samej Polski w ostatnich latach poszło tam kilkadziesiąt tysięcy ludzi i ta liczba rośnie ‒ wylicza Marcin Nawrocki.

Szlak francuski

Szlak do Composteli, zwany Drogą św. Jakuba (Camino de Santiago) uznano za drogę o szczególnym znaczeniu dla kultury kontynentu, został wpisany na listę UNESCO. Najbardziej popularny jest Szlak francuski, który wiedzie z Saint Jean Pied de Port na granicy francusko-hiszpańskiej, przez Pireneje i prowincje północnej Hiszpanii i liczy ok. 800 km. A do tego trzeba jeszcze dodać kolejne 100 km na przylądek Finisterre, symboliczny średniowieczny koniec świata. Czyli 900 km jak nic! A szlak można sobie dowolnie wydłużyć.

‒ Zdobywca biegunów Marek Kamiński przeszedł szlak, zaczynając go w Kaliningradzie (Królewcu), gdzie jest grób Immanuela Kanta i swój projekt nazwał: "Trzy bieguny". Do trzeciego bieguna ‒ wiary ‒ szedł cztery tysiące kilometrów ‒ mówi Marcin Nawrocki.

Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego
Źródło: Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego

On sam także zdecydował się na Szlak francuski. Dlaczego? Chyba przeczytany lata temu "Pielgrzym" Paulo Coelho miał z tym coś wspólnego ‒ przyznaje.

d2drfoj

Wyruszył 24 września. Najpierw przez górskie przełęcze na granicy z Francją, potem mijając pola, pagórki, ruiny kościołów romańskich i gotyckich, średniowieczne kamienne mosty, winnice, podążał na zachód. Robił 25-35 km dziennie, czy słońce, czy deszcz. Tłumów na szlaku nie ma (chyba, że jest to sierpień), ale zawsze można kogoś spotkać. Jeśli nie na samym pieszym odcinku, to na pewno w tzw. albergach (albergue) ‒ hostelach przeznaczonych dla pielgrzymów.

Dzielą się na prywatne, samorządowe i wspólnotowo-kościelne, prowadzone przez bractwa i stowarzyszenia przyjaciół Dróg św. Jakuba. Marcin poleca te ostatnie, ulokowane w kościołach, w przystosowanych do nocowania nawach jako te, w których poczujemy prawdziwego ducha. Poza tym są najtańsze ‒ płaci się zazwyczaj "co łaska". A co najważniejsze ‒ uczestniczysz w przygotowywaniu kolacji, więc siłą rzeczy nawiązujesz relacje z ludźmi, zaprzyjaźniasz się.

Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego
Źródło: Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego

Szkoła miłości

Każda ze spotkanych osób ma swój powód, by ruszyć na szlak. Najbardziej przejmującą z historii, którą poznał Marcin, była ta o Patricku i Martinie. Byli dziećmi czeskich prostytutek odebranymi matkom, wychowywali się w domu dziecka, zamieszkali w Amsterdamie. Gdy Martin zachorował na raka, planował pójść na Camino, gdy wyzdrowieje. Zmarł. Na szlak poszedł więc Patrick, zaczynając pieszą wędrówkę w Helsinkach, dokąd jeździli razem co roku. Trasę oznaczał kamykami z wypisanym imieniem i datą śmierci przyjaciela.

d2drfoj

Ale są i historie pisane szczęściem. Pewien Meksykanin i pewna Katalonka ‒ każde z osobna ‒ wyruszyli na szlak po bolesnych rozstaniach, by poszukać odpowiedzi na pytanie: co dalej? Poznali się w drodze, polubili, nie stracili kontaktu. Wrócili na Camino by sprawdzić, czy jest to coś więcej. I... w 2017 r. wzięli ślub, rzucili swoje prace i dotychczasowe życia, kupili jeden z albergów i prowadzą go razem.

‒ Mnie Camino nauczyło miłości ‒ mówi z kolei Chinka Xiaohong, która kilka lat temu obejrzała film "The Way" i zapragnęła sprawdzić, czy Camino zmieni jej życie.

Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego
Źródło: Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego

Co dalej?

Symbolem Camino jest muszla przegrzebka, nazywana muszlą świętego Jakuba. W średniowieczu, gdy pielgrzym docierał na przylądek Finisterre, palił swoje rzeczy, a z wybrzeża zabierał muszlę na znak, że staje się nową osobą. Od lat 80. ubiegłego stulecia cała trasa oznaczona jest porządnie żółtymi strzałkami i znakami muszli, by nie można się było zgubić. Ale Marcinowi ta sztuka udała się nawet parę razy, bo się zamyślił.

d2drfoj

A co, kiedy już po 800 km ludzie dotrą do celu i staną na placu przed katedrą? ‒ Uświadamiają sobie, że to koniec. Klękają, płaczą, śmieją się ‒ opowiada Marcin. Bywa, że dopada ich kryzys. Pewien Niemiec zawrócił i już trzy lata chodzi po Camino, nie wraca do domu. Charakterystycznym punktem celu wyprawy jest trybularz ‒ kadzielnica w katedrze, wyganiająca zapach zmęczenia. Marcin opowiada, że ten jakubowy jest gigantyczny ‒ waży 60 kg, ośmiu dorosłych mężczyzn musi go rozhuśtać. Zapewne w średniowieczu musiał sobie dawać radę z dużo bardziej nieprzyjemnym zapachem pielgrzymów.

Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego
Źródło: Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego

W listopadzie, po 34 dniach wędrówki Marcin zakończył swoje Camino. Krokomierz wyliczył, że zrobił 1 mln 400 tys. kroków. Podróżnik już myśli czy by nie wrócić, choćby do pracy jako obsługa albergów.

d2drfoj

‒ Camino powiedziało mi, że nie ma co się spinać w życiu ‒ uśmiecha się. ‒ Jednak historia każdej wyprawy, każdego człowieka ma swoją niepowtarzalną atmosferę i wspomnienia. Te są moje. Warto, by każdy mógł doświadczyć swojej własnej historii i swojego Camino.

Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego
Źródło: Archiwum prywatne Marcina Nawrockiego

Technikalia

Marcin Nawrocki wylicza co musi mieć ze sobą pielgrzym: dobre buty (najlepiej już sprawdzone, absolutnie nie nowe), kijki, lekki plecak (choć jeśli ktoś woli podróżować z walizką, można zorganizować dowóz bagażu z jednego albergu do drugiego i wtedy idzie "na lekko"), śpiwór, prześcieradło antyinsektowe (pluskwy są niestety częścią Camino), zatyczki do uszu (pokoje w hostelach są wieloosobowe).

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

d2drfoj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2drfoj