Chilijczyk wyskoczył w 100‑metrową przepaść z rozpędzonego samochodu
Sporty ekstremalne takie jak B.A.S.E. jumping czy wingsuit już od samego patrzenia potrafią przyprawić niektórych o mdłości i szybsze bicie serca. Podczas gdy my oglądamy to z wygodnej pozycji fotela czy łóżka, inni naprawdę uprawiają taki sport, który czasem zakrawa o szaleństwo.
10.06.2014 | aktual.: 10.06.2014 13:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tak jest w przypadku Sebastiana Alvareza, pochodzącego z nadmorskiej miejscowości Reñaca w Chile, którego można nazwać weteranem sportów ekstremalnych.
W swoim życiu ma już za sobą ponad 400 niebezpiecznych skoków B.A.S.E., jednak nigdy wcześniej nie próbował skoczyć z mostu, z... rozpędzonego pick-upa.
Ten bardzo ryzykowny skok odbył się na wiadukcie Amonalas w Coquimbo, będącym drugim co do wielkości mostem w Chile, sięgającym 100 metrów wysokości.
Cały wyczyn musiał być wykonany perfekcyjnie, ponieważ jedna z kamer była przymocowana do barierki mostu, przez co Alvarez nie mógł z rozpędzonego auta wyskoczyć ani sekundy później niż to było zaplanowane.
Tuż po skoku otworzył spadochron niemalże zahaczając nogą o skarpę.
- Skok był niezmiernie techniczny. Jeśli źle odbiłbym się z auta albo miał problem z otwarciem spadochronu, momentalnie zrobiłoby się śmiertelnie niebezpiecznie - powiedział po udanym wyczynie Chilijczyk.
- Dodatkowo Amolanas jest stosunkowo niskim mostem, przez co nie ma absolutnie żadnego miejsca na jakiekolwiek błędy. Jeśli nie otworzyłbym spadochronu tuż przed skokiem, za 4-5 sekund byłbym martwy. Wszystko dzieje się bardzo szybko i nie ma czasu na myślenie. Tu można tylko reagować - dodał skoczek.
- Byłem przerażony, jednak czułem się pewny siebie, bo kocham skakać z mostów. Strach trzeba zmienić w pozytywne odczucie. Panika to wyrok śmierci - dodał Alvarez.
W śmiertelnie niebezpiecznym skoku towarzyszył mu jego długoletni przyjaciel Matias, który prowadził samochód.
Pierwsze oficjalne skoki B.A.S.E. zostały sfilmowane w 1978 roku przez Carla Boenisha w Parku Narodowym Yosemite w USA. Od 1981 roku zanotowano 230 wypadków śmiertelnych. Skoczkowie B.A.S.E. są 43 razy bardziej narażeni na śmierć lub kalectwo w porównaniu ze zwykłymi skoczkami spadochronowymi.
Paulina Wilczek/if