Trwa ładowanie...
10-12-2009 16:15

Indonezja - Wioska wielorybników

Lembata to jedna z wysp wchodzących w skład archipelagu Alor i Solor położonego za wyspą Flores, dalej już nie ma nic, bezkres oceanu i droga do Australii.

Indonezja - Wioska wielorybnikówŹródło: Poznaj Świat
dic9vfu
dic9vfu

Lembata to jedna z wysp wchodzących w skład archipelagu Alor i Solor położonego za wyspą Flores, dalej już nie ma nic, bezkres oceanu i droga do Australii.

Informacje o tym miejscu zbierałem po drodze, rozmawiając z poznawanymi Indonezyjczykami. Opowieści jakie usłyszałem o tym miejscu zafascynowały mnie i mimo świadomości, że zapuszczam się w rejon, w którym mogą mnie spotkać różne niespodzianki podjąłem wyzwanie.

* Hobbit z Bajawy*
Przemierzając wyspę Flores poznałem miejscowego „hobbita” o imieniu Marcelino (tak z uwagi na podobieństwo, są nazywani mieszkańcy okolic Bajawy i Rutengu), którego udało mi się namówić na wspólną wyprawę. Miałem świadomość, że w rejonie, do którego zmierzam jedyne używane języki to lokalne narzecza i basa indonesia, więc podróżowanie z Marcelino powinno zdecydowanie ułatwić mi kontakt z miejscowymi.

Rankiem gdy zjawiłem się w przystani w Larantuka, na wschodnim krańcu wyspy Flores, zobaczyłem coś, co miało nas przetransportować na odległą wyspę. Stara mocno nadwyrężona drewniana łódź, przepełniona do granic ludźmi, towarami i skuterami powiązanymi linami, by nie powpadały do oceanu nie wzbudziła mojego zaufania, ale po długim czasie spędzonym w Indonezji przestałem się dziwić, mam wybór zaakceptować lub się zawrócić. Ciekawość ujrzenia życia wielorybników była większa od rozsądku, więc rzuciłem plecak na stertę worków z ryżem i innymi produktami i usiadłem przy burcie, obserwując dalej upychających się pasażerów. Gdy prom ruszył ulżyło mi, bo nie wyobrażałem sobie dalszego załadunku. Widoki z łodzi są oszałamiające, na mijanych wyspach wznoszą się na ponad 2 km nad wodę stożki wulkaniczne, a wody pomiędzy wyspami wzburzone od prądów podwodnych dodają niesamowitości.

dic9vfu

Po kilku godzinach podróży dotarłem na wyspę Lembata. Niewielkie miasteczko portowe Lowoleba ma bajkową scenerię, wciśnięte w zatoczkę z jednej strony osłonięte jest olbrzymimi masywami dwóch wulkanów. Jednak nie Lowoleba była moim celem, zamierzałem przedostać się na przeciwległy brzeg wyspy do wioski Lamalera. Podróż tę odbyłem podstarzałym terenowym samochodem, który mozolnie, z prędkością 15-20 km/h wspinał się po krętej górskiej drodze. Po 4 godz. jazdy oczom ukazał się wreszcie ocean i w dole dostrzegłem niewielką zatoczkę. Ostatni odcinek drogi to karkołomny zjazd po stoku wulkanu.

*Codzienność legendy *
Pierwsze wzmianki o wiosce Lamalera pochodzą z roku 1624, z czasów portugalskiej kolonizacji. Już wtedy wioska znana była z prymitywnego wielorybnictwa. Metoda połowów pozostała nie zmieniona do dziś, mieszkańcy polują wyłącznie przy użyciu harpunów. W ciągu kilku dni spędzonych w wiosce przyj­rzałem się ich życiu. Rytm dnia wyznacza tu słońce, które w strefie okołorównikowej wschodzi i zachodzi zawsze w okolicach godz. 6.

Po wschodzie słońca mężczyźni z wioski zaczynają gromadzić się na niewielkiej plaży, wokół której rozmieszczone są łodzie pochowane w drewnianych wiatach. Poranek zaczyna się od wpatrywania się w ocean, zapalenia tradycyjnego papierosa zrobionego z tytoniu zawiniętego w cienki kawałek kory. Gdy pierwsze promienie słońca wychylając się zza zbocza góry dotkną skrawków plaży zaczyna się ceremonia wodowania łodzi. Po godzinie na plaży zapanowuje spokój, zostaje garstka dzieci leniwie baraszkujących w piasku. Następuje wyczekiwanie na efekty połowu. Ocean zastępuje tu pola uprawne, i stanowi jedyne źródło pożywienia. Wydobyte z oceanu wieloryby, manty, rekiny i delfiny są później na lokalnym targu wymieniane na inne towary. To jedno z niewielu miejsc w Indonezji, gdzie zachował się system barterowy i nie obowiązują pieniądze. Suszone mięso i olej pozyskany z wielorybów wymieniany jest na inne potrzebne produkty. Suszone mięso wieloryba, manty oraz świeże z rekina i delfina są podstawą pożywienia w wiosce.

Po kilku dniach zdecydowałem się wybrać na połów. Dwa dni sztormowej pogody zmusiły mnie do oczekiwania na możliwość ruszenia w rejs. Wraz z dziesięcioma rybakami wypłynęliśmy w asyście kilku innych łodzi daleko od brzegu. W pewnym momencie łodzie lekko rozproszone zatrzymały się i zaczęły dryfować z prądem, okazało się, że jest to jeden z elementów polowania, w tym czasie łowczy na dziobie wypatruje w wodzie zdobyczy. Jak i gdzie zauważono pierwszy cel nie miałem pojęcia, dla mnie woda wokoło była taka sama, jednak poruszenie na łodzi wyraźnie wskazywało przygotowanie do polowania. Zaczęliśmy okrążać jakiś cel w wodzie, tak by ustawić się z promieniami słońca, harpunnik na dziobie w pewnym momencie wymierzywszy do celu wyskoczył z dziobu łodzi wprost do oceanu, wbijając grot harpuna w zdobycz. Po chwili jego miejsce zajął następny i zaczął mierzyć do celu. Coś silnego pociągnęło długą linę głęboko w wodę, pierwszy skoczek zdołał wrócić na łódź, gdy tymczasem pozostali, centymetr po centymetrze, wydobywali
zdobycz na powierzchnię, a kiedy ją ujrzeli drugi ugodził harpunem ponownie. Teraz już wiedziałem, że naszą pierwszą zdobyczą jest duża manta, która jeszcze kilka minut walczyła szamocąc się przy burcie łodzi. Później sprawnie podjęta wylądowała na dnie łodzi, wypełniając ją od burty do burty.

dic9vfu

Strategia połowu

Inaczej wygląda ceremonia polowania na wieloryba. Ssaki te widoczne są z większej odległości i kilka łodzi razem najpierw otacza je powoli by ich nie spłoszyć. Gdy uda się zająć odpowiednią pozycję harpunnik wyskakuje z lodzi wbijając harpun z liną w olbrzymie cielsko. Od tego momentu wydarzenia dzieją się bardzo dynamicznie. Ugodzony wieloryb nierzadko podejmuje rozpaczliwą próbę ucieczki ciągnąc za sobą na linie łódź z załogą. Bywało, że po kilku dniach łodzie docierały do Timoru, a kilka razy dotarły aż do wybrzeży Australii. To ryzykowne zajęcie czasem zbiera śmiertelne żniwo.

Najważniejsze po ugodzeniu wieloryba przez pierwszą łódź jest zadanie mu kolejnych ciosów, by można było powstrzymać jego siłę. Nie jest to łatwe i trwa minimum kilka godzin. Załoga jest skupiona, nikt nie oderwie się od polowania mimo pragnienia czy głodu. Gdy udaje się osłabić kolejnymi ciosami wieloryba, jego ciało ustawione wzdłuż lodzi jest tak obracane, by można dostać się do aorty, wówczas jeden z harpunników rozcina ciało wieloryba i przecina aortę, ocean w mgnieniu oka zmienia kolor, głęboki granat zastępuje intensywny czerwony kolor krwi, to niewiarygodny widok, ale przy tym i smutny. Olbrzymi ssak żegna się z życiem po to, by utrzymać życie innych ssaków. Gdy ciało wieloryba jest już nieruchome na łodzi następuje rozluźnienie, na twarzach pojawiają się uśmiechy, ocean był dziś dla nich łaskawy, dał zdobycz i nie zabrał ofiary. Ten makabryczny rytuał prowadzony jest tu od setek lat w niezmieniony sposób.

Plac zabaw we krwi

Na brzegu czekają mnie dodatkowe atrakcje, obserwuję jak ciało wieloryba po wyciągnięciu na brzeg zostaje zamienione na chwilę w plac zabaw dla dzieci, które wdrapując się na nie następnie skaczą z niego do wody. Wszystko to odbywa się w krwawej scenerii, a plaża przez chwilę zmienia kolor. Później następuje szybkie i wprawne dzielenie zdobyczy, odcinany jest najpierw kawałek głowy, a następnie wrzucany do oceanu, jako podziękowanie za hojność i prośba o kolejne zdobycze. Mieszkańcy wioski są bardzo przesądni i przestrzegają tradycji. Po zmroku nikt nie chodzi na plażę, która traktowana jest jako miejsce dla duchów zabranych przez ocean. Przy wejściach z wioski na plaże o zmroku zapalane są lampki oliwne, pełniące rolę strażników.

dic9vfu

Ale życie w wiosce, wieczorami toczy się, w takie dni jak ten, bardzo pogodnie, radość z udanego połowu jest okazją do wypicia kilku szklaneczek wina palmowego o zwanego tuak, zakąszanego suszoną mantą. Opowieści o polowaniu, marzenia o większej zdobyczy to nieodzowne tematy wieczornych spotkań. Tu nie ma telewizji, nikt nie interesuje się światem na zewnątrz. Świat kończy się na tej wiosce, mali chłopcy chcą być w przyszłości dobrymi harpunnikami a ich codzienne zabawy na plaży zawierają elementy polowania.

Lamalera to zamknięty jak na razie na zmiany świat, jak długo jeszcze nie wiadomo, już teraz kilku mieszkańców wioski studiuje w odległym Timorze, czy to zaowocuje zmianami, czas pokaże. Z pewnością nieprędko mieszkańcy zrezygnują z polowania na wieloryby, od setek lat były dla nich źródłem utrzymania, traktują ocean jak plantację i pewnie długo jeszcze, wypływając na swych niewielkich łodziach, a następnie skacząc z nich w głębię oceanu za zdobyczą, będą prowadzić ruletkę o życie.

Tekst i zdjęcia Jakub Kibler

dic9vfu
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dic9vfu