Trwa ładowanie...
26-03-2009 10:15

Jarosław Kret: kocham lotniska

Wywiad z Jarosławem Kretem: o pogodzie i kiju deszczowym z Amazonii, o Madagaskarze i rafie koralowej na Synaju. O wolności na lotniskach i nocowaniu na drzewie.

Jarosław Kret: kocham lotniskaŹródło: Jarosław Kret
d1n0ny8
d1n0ny8

Wywiad z Jarosławem Kretem: o pogodzie i kiju deszczowym z Amazonii, o Madagaskarze i rafie koralowej na Synaju. O wolności na lotniskach i nocowaniu na drzewie.

- Podobno lubi Pan lotniska i latanie?

Kocham lotniska - to moje świątynie wolności. To zazwyczaj ogromne przestrzenie, tu nie czuję się klaustrofobii, a zarazem to miejsca, gdzie rzeczywiście krzyżują się drogi współczesnych pielgrzymów z całego świata. Na lotniskach spotkać można cały świat - z jego zapachami, kolorami, smutkami i radościami. Lotniska są żywym symbolem. Czego? To już musimy sobie sami dopowiedzieć.

- Studiował Pan egiptologię w Warszawie i w Kairze. W jaki sposób zmieniło to Pańskie postrzeganie Egiptu.

Trzeba zacząć od tego, że studiowałem tam w czasie, gdy przeciętnemu Polakowi Egipt kojarzył się ze starożytnością. Nikt jeszcze nie odwiedzał Synaju i raf koralowych. Kiedy tam jeździliśmy odpocząć od kairskiego zgiełku, mieszkaliśmy w namiotach postawionych przez Beduinów i jedliśmy smażone przez nich ryby. W Sharm był ledwie jeden (!) hotel, a turystami byli przede wszystkim młodzi ludzie wyskakujący na weekend z izraelskich kibuców. W żaden sposób nie da się oddać niezwykłego, wręcz nieziemskiego piękna rafy koralowej. To były cudownie barwne, żywe i urozmaicone w swej formie, podwodne Ogrody Semiaramidy. Ta nieskończenie piękna struktura żyła, poruszała się - wchodząc ledwie parę metrów do wody czuło się, że wstąpiło się do prawdziwego raju. A kolorowe ryby były ledwie dodatkiem do tego cudownego ogrodu, jak kolorowe motyle. Gdy dwa lata temu zawitałem na chwilę do Sharm el Sheikh przeraziły mnie te tysiące hoteli, te setki tysięcy turystów, motorówki, głośna muzyka, śmieci. Już wtedy spodziewałem się,
że nie zobaczę tego, czym zachwycałem się kilkanaście lat temu. Nie sądziłem jednak, że będę świadkiem katastrofy. Tak. W tej chwili ta rafa wygląda jak pogorzelisko. Gołoborze, jakaś smutna cementowo-skalna formacja z niedobitkami kolorowych rybek. Popłakałem się! Natychmiast chciałem uciec z tego koszmaru, nie rozumiem, jak człowiek mógł w swojej bezmyślności zniszczyć ostatni kawałek raju na ziemi? I dlaczego wszyscy tym, co tam teraz jest jednak się zachwycają? Nie widzieli prawdziwego raju. Ja widziałem i znam ból jego utracenia...

d1n0ny8

- Współpracuje Pan z National Geographic, wydaje albumy podróżnicze, dużo jeździ po świecie, ale nie uważa się Pan za podróżnika, cytuję "podróżnikiem był Krzysztof Kolumb, ponieważ on odkrywał".

Jeżeli ja jestem podróżnikiem, to i 75 procent naszego społeczeństwa jest podróżnikami - wszyscy dokądś jeździmy. Ja podróżuję zawodowo. Zajmuję się popularyzacją wiedzy o świecie, czy to jednak znaczy, że jestem zawodowym podróżnikiem? Podróżnicy zawodowi to także piloci samolotów i kapitanowie statków. Myślę, że określenie "podróżnik" to już jest archaizm. Kiedyś istniało określenie awanturnik - teraz kojarzy nam się negatywnie, a kiedyś to był poszukiwacz przygód, ale też i podróżnik - adventurer - w świecie zachodnim dawno się już z tym pojęciem pożegnano, bo to zajęcie nie jest już niczym wyjątkowym. Jedyny mit, jaki powinien nam teraz dźwięczeć w uszach to ten z sentencji Paula Newmana, którą wypowiedział wsiadając na rower w filmie Butch Cassidy i Sundance Kid "Meet the future", a potem wybrzmiała - jakże optymistyczna piosenka - "Raindrops keep falling on my head".

- A dlaczego książka właśnie o Madagaskarze?

To raczej album fotograficzny. Właściwie napisałem też książkę, ale jeszcze leży w szufladzie. Na Madagaskarze byłem bodaj 5 razy. Kocham to miejsce. To jedno z ostatnich żywych laboratoriów przyrodniczych, choć kurczy się w zastraszającym tempie. Pierwszy raz byłem na Madagaskarze 13 lat temu i od tego czasu obserwuję zmiany na wyspie i znów ogarnia mnie przerażenie, że po raz kolejny będę świadkiem "utracenia" raju, tak jak to miało miejsce z rafą koralową na Synaju. Zdecydowałem się więc wydać ten album, mimo że niektóre ze zdjęć - moim zdaniem - dalekie są od doskonałości (niektóre z nich robiłem jeszcze zanim moją edukacją fotograficzną zajął się wielki nauczyciel i przyjaciel, Tomasz Tomaszewski), bo pomyślałem sobie, że może uświadamiając innym piękno i wyjątkowość tego miejsca, w minimalny choć sposób przyczynię się do opóźnienia zniszczenia tego cudu natury.

- Czy prowadząc prognozę pogody zdarza się Panu zaklinać deszcz?

Kiedyś przywiozłem z Amazonii kij deszczowy. I jeszcze w pierwszych latach moich prognoz, w TVP3 próbowałem tym kijem przywołać odrobinę deszczu - okazało się, że zadziałał odwrotnie - susza się spotęgowała. Wtedy zrozumiałem, że czary trzeba stosować z rozmysłem i zastanowieniem (i nie tylko czary) - otóż nie uświadomiłem sobie wcześniej, że ten kij pochodzi z drugiej półkuli, czyli stamtąd gdzie panuje zima wtedy, gdy my mamy lato. Czyli stamtąd, gdzie wszystko jest na odwrót - to też tłumaczy przywołanie u nas suszy i odpędzenie deszczu kijem deszczowym, który tam służy do zupełnie "odwrotnego" celu.

d1n0ny8

- Napisał Pan książkę pt. "Kret na Pogodę", w której opowiada wiele dowcipnych historyjek o pogodzie. Moja ulubiona historyjka to o czarownicach w chmurach.

Otóż w czasie burz i gradobicia nasi przodkowie palili zioła, którym przypisywano czarodziejską moc. Ich dym miał rozpraszać gradowe chmury i bronić zagród od najścia czarta. Kobiety kładły zioła do garnka i podczas burzy "podkurzały" powstałym w ten czas dymem obejście, by ocalić je przed gradobiciem. Dym ów, bowiem, tak skutecznie działał na czarownice, siedzące w chmurach, że spadały z nich odurzone. Na dole, wokół gospodarstw kładziono stołki nogami do góry, tak, by spadające czarownice połamały sobie na nich karki. I tu mamy dowód, że nieprzyjemne nie musi być jedynie spadanie ze stołka. Karkołomne wręcz może być i wylądowanie na stołku.

- Podobno fotografując zdarza się Panu nocować na drzewie...

Raz mi się zdarzyło. Takie przygody zdarzają się częściej fotografom przyrody. Nie znaczy to jednak, że i mnie nie zdarza się nocować w dziwnych warunkach. Czasem trzeba złapać chwile odpoczynku tam, gdzie to możliwe. Nauczyłem się zasypiać wszędzie i o każdej porze. Człowiek, który wiele podróżuje i bez przerwy zmienia otoczenie musi przystosować swój organizm do zmiennych warunków - to po prostu jeden z elementów mojego zawodu. A w ciepłych krajach uwielbiam spać na łonie natury, choć często odgradzam się od niej... moskitierą.

(Alex)

Jarosław Kret (ur. w 1963 w Warszawie) - dziennikarz telewizyjny, fotoreporter. Z wykształcenia jest egiptologiem. Od 1995 prowadził przez 4 lata swoje autorskie programy: Klub Podróżników i Kino Klubu Podróżników w Warszawskim Ośrodku Telewizyjnym. Autor ponad 20 reportaży i filmów dokumentalnych o tematyce światopoznawczej, jak np. „Ślub w Delhi”, „Bhutan, kraj łagodnego smoka”, „Amazonia, żywa apteka”, „Tana-Tulear, malgaska przygoda”, „Na spotkanie z Okrutnym Czarodziejem” itd. Obecnie prezenter prognozy pogody w programie pierwszym Telewizji Polskiej, współtworzył polski National Geographic. Jest członkiem The Explorers Club. Napisał książkę: "Kret na Pogodę" i wydał albumy fotograficzne - "Moja Ziemia Święta", "Ziemia Święta", "Madagaskar". Kończy pisać kolejną książkę - tym razem o podróżach do Indii. Ma brata bliźniaka o imieniu Jacek.

d1n0ny8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1n0ny8