Kobieta w męskim świecie
Niewysoka kobieta o ognistych włosach w podróży w pojedynkę przez kraje patriarchalne i w większości zislamizowane – wydawałoby się, że to nie może się dobrze skończyć. A jednak podróżniczka Agnieszka Siejka w pojedynkę poznawała męski świat w irackim Kurdystanie, Czeczeni, Dagestanie, Libanie i Turcji. Wirtualnej Polsce opowiada o tym, jak wygląda ten męski świat z punktu widzenia Europejki.
WP: *Kraje, po których tak chętnie podróżujesz i do których wracasz, nie należą do najbardziej popularnych kierunków turystycznych. Ludzie raczej mają obawy, by je odwiedzać. Uważają, że jest niebezpiecznie. Jak Ty tam się czułaś? *
W podróży przez te kraje towarzyszyło mi zamiast strachu raczej przekonanie, że zawsze będę mogła liczyć na pomoc z zewnątrz. Bo tam już tak po prostu jest, że podróżującej w pojedynkę kobiecie należy się opieka, że nie można zostawić jej samej sobie. W Czeczeni, Kurdystanie, a szczególnie w Dagestanie stykałam się z takim właśnie przeświadczeniem. Na nic zdawały się moje tłumaczenia, że zawsze tak podróżuję, bo taką mam pracę, a mąż i dzieci czekają na mnie w domu. Oczywiście z tym mężem i dziećmi zmyślałam, mając nadzieję, że niewinne kłamstwo będzie dla mnie wybawieniem nie tylko od ciągłej opieki, ale również od szukających żony lub przygód.
WP: *Na przykład Turcy słyną z niedwuznacznych propozycji składanych Europejkom na każdym kroku? Dostawałaś takie? *
Przed wyjazdem koleżanka przekonywała mnie, bym absolutnie sama nie jechała. Twierdziła, że przeżyła w Turcji koszmar. Oczywiście słysząc takie rzeczy, od razu najeżyłam się i nastawiłam, że faktycznie będzie źle. Do tego oliwy dolał kolega Turek, który dawał dobre rady i kazał bardzo uważać, przekonując, że mężczyźni tureccy to nie najlepsze towarzystwo dla podróżującej w pojedynkę kobiety. A tu niespodzianka. Było miło, sympatycznie, na każdym kroku częstowano mnie herbatą i raczono opowieściami. Obywało się bez podtekstów, zawsze była zachowana bezpieczna granica. Zresztą nosiłam cały czas ze sobą tablet ze zdjęciem kolegi, który odgrywał rolę wspomnianego już męża, tęskniącego i czekającego w domu, a zdjęcia dzieci znajomych pokazywałam, mówiąc, że to moje. O tym, że to był dobry pomysł, by wozić zdjęcie męża i dzieci, nawet, jeśli były one tylko wymyślone, przekonał mnie raz jeden mężczyzna, mówiąc: „Twój mąż, twoje security”. Tak więc w Turcji nie miałam najmniejszych problemów. Mogło to wynikać po
części ze sposobu podróżowania, jaki wybrałam, bo nie korzystałam z autostopu, lecz z komunikacji miejskiej. W Iraku natomiast, Czeczeni i Dagestanie jeździłam już autostopem.
WP: Czyli w Turcji czułaś się bezpiecznie. Odwiedziłaś jednak miasto Diyarbakir, które ponoć jest uważane za jedno z niebezpieczniejszych w kraju.
O tym, że jest to bardzo niebezpieczne miasto gdzieś przeczytałam, ale ponieważ zwykle nie wierzę w takie rzeczy, to specjalnie się tym nie przejęłam. Przejął się za to steward z autobusu, gdy dowiedział się o moich zamiarach. Komunikacja z nim była dość utrudniona, dlatego chłopak szybko znalazł nam tłumaczkę, której następnie wyznaczył rolę mojego ochroniarza. Dostałam zakaz poruszania się samej po mieście. Dziewczyna miała mnie nie tylko pilnować, ale i dostarczyć na miejsce, czyli do chłopaka z couchsurfingu, u którego miałam się zatrzymać. Natomiast ja nie chciałam go budzić o piątej rano, więc umówiliśmy się, że poczekam na niego dwie czy trzy godziny, do czasu aż będzie otwierał swoją kawiarnię. I ta biedna dziewczyna siedziała ze mną do ósmej rano na dworcu autobusowym. Punkt ósma odstawiła mnie pod kawiarnię, błagając żebym nigdzie się sama nie ruszała. Gdy tylko straciłam ją z oczu, wyszłam tyłem, ale i tak ponownie się na nią natknęłam. Ona pobladła, gdy mnie zobaczyła. W końcu zostawiła mnie w
pierwszej kawiarni, która się właśnie otwierała, nakazując właścicielowi, by absolutnie nigdzie nie pozwolił mi wyjść. Tak właśnie wyglądało moje zwiedzanie w tym mieście i opieka miejscowych sprawowana nade mną.
WP: Faktycznie w Diyarbakirze czułaś takie zagrożenie?
W tej nowej części nie, ale gdy pojechałam do centrum miasta, sytuacja trochę się zmieniła. Ledwo wysiadłam przy murach miasta, a już podbiegły dwie kobiety, krzycząc, że jestem turystką, że tu jest dla mnie niebezpiecznie i że koniecznie muszę schować wszystkie wartościowe rzeczy. I faktycznie wtedy poczułam się nieswojo. Ledwo te kobiety odeszły, podszedł do mnie mężczyzna, który pracował w pobliskiej herbaciarni dla turystów, zabrał mnie do siebie, tłumacząc, że tu jest niebezpiecznie. Próbowałam przekonać go, że mam niewiele czasu, a bardzo zależy mi na zobaczeniu rzymskich murów obronnych, otaczających stare miasto. Po wypiciu z nim pięciu herbat, kiedy on w końcu zajął się innymi turystami, stwierdziłam, że chociaż na moment wyskoczę zobaczyć te słynne mury. Pierwszy raz widziałam, żeby ktoś w klapkach tak szybko biegał. W końcu wróciłam potulnie do kawiarni. Tego dnia jednak przyjechał do miasta turecki premier Erdogan i momentalnie pojawiło się mnóstwo policji. Dzięki temu właściciel kawiarni
wypuścił mnie. Potem szybko poznałam miejscowych, którzy postanowili mi towarzyszyć w zwiedzaniu. Jednak mimo że poruszałam się w obstawie dwóch mężczyzn to czułam wewnętrzny lęk. Mógł on być spowodowany tylko tym, że w kółko ktoś mi powtarzał jak w Diyarbakirze jest niebezpiecznie, nie mniej jednak ten strach był obecny.
WP: Spotkani przez Ciebie mężczyźni wcielali się najczęściej w role opiekunów, ochroniarzy, czasem przewodników. Jaki według Ciebie jest ten męski świat?
Dla mnie jest to świat herbaty, papierosów i długich rozmów. W którymkolwiek miejscu wylądujesz, czy to w Turcji czy Iraku czy Dagestanie, wszędzie wygląda tak samo. O czym ci mężczyźni godzinami debatują, nie mam niestety pojęcia. Nie mniej jednak widzę ich przez pryzmat papierosowego dymu oraz herbacianej pary poprzetykanej dialogami w nieznanym mi języku.
WP: Bywałaś jednak w miejscach przeznaczonych tylko dla panów, do których kobiety nie mają wstępu i rozmawiałaś z mężczyznami, oczywiście tymi, którzy mówili np. po rosyjsku. Wokół czego krążyły te rozmowy?
W As-Sulajmanijja w irackim Kurdystanie wybrałam się do męskiej kawiarni, w której zaczynały się wszystkie ruchy narodowowyzwoleńcze, tu Kurdowie spiskowali przeciwko Husseinowi. W tej kawiarni może było ze stu - stu pięćdziesięciu mężczyzn. Kiedy się tam pojawiłam czułam się absolutnie nieswojo. Byłam ubrana po europejsku, bez chusty. Nie byłam jednak sama. Do kawiarni zaprowadził mnie znajomy Szwed, który tam mieszka. Weszłam jednak do środka jako pierwsza i jakie było moje zaskoczenie, gdy mężczyźni zaczęli do mnie podchodzić. Najpierw jeden zaproponował herbatę, potem drugi podszedł zaprosić do stolika. Zaczęliśmy rozmawiać. Oni zadawali pytania dotyczące Polski, np. tego, dlaczego mówi się, że II wojna światowa zaczęła się od Westerplatte, jak wygląda sytuacja w Polsce, co Polacy myślą o Irakijczykach, co wiedzą o Saddamie Husseinie i o tym, co on zrobił z Kurdami. Ja z kolei zaczęłam ich pytać, dlaczego ze mną rozmawiają na takie tematy, a ze swoimi kobietami nie i usłyszałam odpowiedź, że
one nie są tym zainteresowane, a ja jako Europejka jestem inna. Prowadziliśmy ze sobą długą i rzeczową rozmowę na zasadach partnerskich, a nie w relacji mężczyzna-kobieta. I to było naprawdę fascynujące.
WP: Jak często udawało Ci się wejść w ten męski świat? Wspomniałaś, że jako Europejce, turystce było Ci łatwiej podejmować z mężczyznami tematy, o których oni nie dyskutują ze swoimi kobietami.
Czasem zdarzało się, ale wiadomo, że to nie jest też takie do końca proste, przede wszystkim ze względu na barierę językową. Podczas mojego drugiego pobytu w irackim Kurdystanie spotkałam się z Rasulem, którego poznałam podczas pierwszego pobytu. Jako znajomi mogliśmy zupełnie normalnie porozmawiać na różne tematy, w tym dotyczące tabu, czyli sfery seksualnej. Bo jednak świat mężczyzn to też świat seksu. Rasul właśnie o tym opowiadał. Dlaczego to temat tabu, dlaczego tak się dzieje, usłyszałam też jego historię z czasu, gdy pracował przez siedem lat za granicą. Tłumaczył, że każdy mężczyzna ma swoje potrzeby, że w Wielkiej Brytanii miał dziewczynę. Zaś powroty do Irbilu oznaczały też powroty do żony, a koniec pracy w Wielkiej Brytanii i powrót na stałe przyniósł kres jego związkowi. Rasul przyznał, że to było zupełnie naturalne, bo przecież mężczyzna musi mieć kobietę i twierdził, że jego żona nie miała nic przeciwko, bo wiedziała, że on będzie szczęśliwy, gdy nie będzie sam. Z żoną niestety nie
udało mi się porozmawiać, by potwierdzić słowa Rasula. Bariera językowa była zbyt duża.
WP: Czy ten męski świat seksu w jakiś sposób Cię dotyczył?
Pomimo tego, że zawsze byłam tratowana z szacunkiem, to jednak zdarzały się sytuacje z podtekstem seksualnym, na przykład w Dagestanie, który objeżdżałam korzystając z autostopu (co oczywiście nie było wskazane). Zawsze po wejściu do samochodu wyskakiwałam z tabletem i zdjęciami fałszywego męża oraz dzieci i zwykle to działało. Zdarzyło się jednak, że jeden z kierowców po całym wywodzie o rodzinie rzucił nagle: „A nie miałabyś ochoty na seks?” Zamarłam. Od razu pomyślałam o widelcu, który mam zawsze ze sobą. Wsunęłam rękę do torby, wyciągnęłam go i zagroziłam kierowcy. Usłyszałam, że tylko tak na wszelki wypadek zapytał. Taka sytuacja właściwie zdarzyła mi się tylko raz w Dagestanie, a potem innym razem, gdy zostałam aresztowana.
WP: Historia z aresztowaniem w tle musi być jeszcze ciekawsza.
Ciekawsza, ale i dłuższa. Znalazłam się po prostu w miejscu, w którym nie powinno mnie być. Wjechałam do strefy zamkniętej, strefy operacji sił specjalnych przeciwko wahabitom. Nie można było mi tam wjechać, o czym wiedziałam, ale nie sądziłam, że zostanę z tego powodu aresztowana i że będę przesłuchiwana przez FSB, czyli Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Wszystko skończyło się dobrze. Naczelnik stwierdził, że nie wypada, żeby kobieta z Europy, turystka spędziła noc na komisariacie i zaproponował, że mogę być jego gościem i spędzić czas u niego w domu. Zgodziłam się, pamiętając jego opowieści o żonie i dzieciach. Idąc z nim, czułam się bezpiecznie. Mniej bezpiecznie jednak poczułam się, gdy na klatce schodowej okazało się, że jego żona mieszka czterysta kilometrów dalej. Po plecach spłynął mi pot. No to się wpakowałam, pomyślałam. Nie panikowałam jednak, pamiętając, że zapewniał mnie o bezpieczeństwie. Kiedy weszliśmy do jego mieszkania, napomknęłam, że stres związany z przesłuchaniem wywołał u mnie ból głowy
i kręgosłupa. I w tym momencie kątem oka zobaczyłam, że on wyciąga rękę w moją stronę. Poczułam, że włożył mi palec do ucha. Już chciałam powiedzieć, że naruszył moją przestrzeń intymną, chciałam zamachnąć się, ale okazało się, że nie mogę ruszyć rękami. Straciłam w nich czucie. To wszystko działo się naprawdę szybko. Na kursie samoobrony nauczyłam się, że najważniejszą zasadą jest nie pozwolić napastnikowi położyć się na ziemię, w tym momencie, w którym przypomniałam sobie o zasadzie, usłyszałam spokojny głos naczelnika, który właśnie kazał mi to zrobić. Próbowałam się bronić, ale w końcu położyłam się na brzuch, mając w głowie same czarne scenariusze. Tymczasem naczelnik chciał tylko nastawić mi kręgosłup. Po wszystkim powiedział, że mogę wstać. Odruchowo podparłam się dłońmi i okazało się, że wróciło czucie. Zupełnie nie zdając sobie sprawy, napędził mi strachu. Resztę wieczoru i nocy spędziliśmy rozmawiając o książkach i nie tylko, bo okazało się, że mój gospodarz jest mistrzem w zabijaniu wręcz. Znał
wszystkie punkty na ciele człowieka, które trzeba nacisnąć, by na przykład pozbawić kogoś przytomności albo jak w moim przypadku czucia w kończynach. Oczywiście pojawiło się pytanie/propozycja „czy może jednak nie jestem nim zainteresowana”, ale na moje stanowcze nie, wyjaśnił, że tylko próbował. To pytanie w męskim świecie Kaukazu pojawia się często, ale odmowa zwykle jest respektowana. Propozycja stanowiła jednak dla mnie punkt wyjścia do rozmowy na temat relacji damsko-męskich. Zapytałam wprost jak to się dzieje, że oni każdej napotkanej kobiecie proponują seks i usłyszałam, że po prostu próbują. Uda się albo się nie uda. Jeśli nie, to trudno, ale warto zaryzykować.
WP: Czy udało Ci się dowiedzieć dokładnie, dlaczego w ten sposób traktują turystki? A może oni tak samo zachowują się również do kobiet z ich kraju?
Naczelnik bardzo dokładnie wyjaśnił mi tę zależność, zwracając uwagę na mój wygląd, ubiór, a przede wszystkim na włosy. Oprócz tego, że moje są rude, to w tej chwili noszę je ścięte na krótko. Okazało się, że przez ten fakt mogę być postrzegana jako kobieta poszukująca przygód, wyzwolona. Wyjaśnił także, że w kulturze islamskiej tylko bizneswoman mają krótkie włosy i widać, że są to kobiety niezależne. Jesteś sama, jesteś inna, masz krótkie włosy to po co Ty tu przyjechałaś? Miejscowi mężczyźni od razu są przekonani, że dla seksu. Niezależnie jednak od tego, że zdarzyły się raz czy drugi takie historie, z męskiego świata mam bardzo dobre wspomnienia.
Rozmawiała Anita Demianowicz