Coney Island - alternatywna stolica USA
Latem na promenadzie Riegelmann Boardwalk trudno się przecisnąć. To reguła od czasu jej powstania, 90 lat temu. Część osób zdąża na plażę z piłkami pod pachą i koszami piknikowymi w rękach. Od strony Atlantyku nadciągają plażowicze, którzy chcą coś zjeść i ochłodzić się w barach po drugiej stronie promenady. Między ten poruszający się wahadłowo tłum wplatają się ludzie, którzy spacerują wzdłuż promenady – od Brighton Beach, nowojorskiej stolicy rosyjskiej emigracji, do stadionu drużyny baseballowej Brooklyn Cyclones i z powrotem. 4 km w jedną stronę. Od czasu do czasu ten nurt rozdziela się na kolejki do lunaparków i innych rozrywkowych atrakcji. Powietrze pachnie popcornem, lukrem, potem i niesprzątanymi śmieciami. Słychać śmiechy, nieustające rozmowy, radosne okrzyki przerażenia dobiegające z górskich kolejek, a pop dudni z głośników. Obok znudzonej bizneswoman z Manhattanu siedzi bezdomny, który liczy, ile udało mu się zebrać do plastikowego kubka. Ktoś zgubił portfel. Ktoś przewrócił
piramidę puszek i wygrał misia. Nowojorska Coney Island to dzielnica, która mieści park rozrywki i jednocześnie – jest nim sama. Jest przeciwieństwem Manhattanu, jego _ złym bliźniakiem _.