Kruszyniany – tam, gdzie żyją Tatarzy
– Jeśli ktoś nam Tatarom zadaje pytanie, czy czujemy się Polakami, to my mówimy, że my się nimi nie czujemy, lecz nimi jesteśmy – mówi polski Tatar Dżemil Gembicki, opiekun meczetu w Kruszynianach, jednego z dwóch głównych ośrodków islamu w Polsce.
Mekka polskich Tatarów
Przede mną rozciąga się dwukilometrowa ulicówka, wzdłuż niej poustawiane w rzędzie kolorowe drewniane domki, tradycyjna wiejska zabudowa. Przy drodze stoi zielony meczet, a tuż za nim mieści się mizar, czyli tatarski cmentarz. Niby swojska Polska, ale inna, nieco egzotyczna – czuć tu zapach Orientu.
Kruszyniany to niewielka wieś na Podlasiu, a dokładnie na Białostocczyźnie. Nazywa się je wioską tatarską. Wprawdzie w tej chwili na trzydzieści mieszkających tu rodzin, w większości wyznania prawosławnego i katolickiego, jedynie trzy z nich to rodziny tatarskie, ale jeszcze po wojnie, zgodnie z tym, co opowiadała babcia Dżemila, na trzystu mieszkańców, Tatarów było stu. Potem wielu w poszukiwaniu pracy wyjechało do miast. Obecnie muzułmańska gmina wyznaniowa w Kruszynianach liczy sto dwadzieścia osób, które w większości mieszkają w Białymstoku i wspierają meczet. Na nabożeństwa zjeżdżają zwykle w święta, podobnie jak i imam Janusz Aleksandrowicz, który na co dzień mieszka w Białymstoku i pracuje w banku. Nabożeństwa codzienne czy piątkowe miejscowi odprawiają sami.
Zgodnie z tym, co mówi *Dżemil Gembicki *w Polsce wszystkich *Tatarów *mieszka około trzy tysiące, większość na Podlasiu. Nazywają siebie polskimi Tatarami, bo językiem tatarskim nie posługują się już od trzystu lat, a to, co im pozostało to religia, tradycja i kuchnia.
Tatarskie smaki
Tatarów i Kruszyniany tak naprawdę wypromował tatarski smak. Smak dzieciństwa m.in. Dżennety Bogdanowicz, która brała udział w konkursach kulinarnych i często je wygrywała w ten sposób promując tatarską kulturę, z której jak sama mówi niewiele już zostało. Został na pewno pierekaczewnik – wielowarstwowe ciasto z indyczym mięsem, cebulką i masłem, będący sztandarowym daniem w Jurcie Tatarskiej. Przygotowywać go mogą wszyscy, ale tylko ten robiony zgodnie z recepturą napisaną przez Dżennetę smakuje tak, jak powinien. W Kruszynianach można jednak nie tylko spróbować pierekaczewnika, ale również innych tatarskich potraw: kołdunów, katłamy, kryszonki i wielu dań o egzotycznie brzmiących nazwach. Można tu też posłuchać o tatarskich korzeniach, tradycji, kulturze, o której zachowanie i ciągłość, a także promowanie tak zabiega Dżenneta. Do Kruszynian przyjechała po raz pierwszy pod koniec lat siedemdziesiątych. Wioska waliła się, domy były zaniedbane, ludzie nie chcieli tu mieszkać. Nie było nikogo, kto
zaopiekowałby się meczetem, oprowadziłby przyjeżdżających turystów, opowiedział o Tatarach. Kruszyniany, choć znajdowały się na tatarskim szlaku, były często przez turystów omijane.
Drugie narodziny Kruszynian
Tatarzy mieszkają tu od marca 1679 roku, kiedy to wieś została nadana tatarskiemu pułkownikowi Samuelowi Murzy Krzeczowskiemu i jego żołnierzom przez króla Jana III Sobieskiego. Nim jednak Dżenneta Bogdanowicz wraz z rodziną sprowadziła się tu, wioska niszczała i już by jej pewnie nie było, gdyby nie ona. – Nikt nie chciał tu być. Tylko ja chciałam, bo byłam w tym miejscu zakochana – wspomina. – Kruszyniany to miejsce magiczne i poczułam to od samego początku. Mają niezwykle pozytywną aurę. Tu jest coś takiego nieokreślonego, czego nie da się opisać słowami, co trzeba po prostu poczuć. Choćby mizar. Jak można powiedzieć, że się lubi chodzić na cmentarz? A przecież ten nasz jest tak urokliwy.
Rodzina Bogdanowiczów wyremontowała dom po dziadku. Dżenneta na początku postawiła tylko stół i ławę przed nim, i przyjeżdżających turystów częstowała kawą, herbatą, potem kołdunami, pierekaczewnikiem, bułkami drożdżowymi. Najpierw wszyscy się śmiali, twierdząc, że przecież nikt tu nie będzie chciał przyjeżdżać, ale Dżenneta wiedziała, że takiego miejsca, które ona chce stworzyć brakuje w Kruszynianach. – Uważałam, że trzeba otworzyć Dom Tatarski i pokazać ludziom, że jesteśmy takimi samymi ludźmi, że jesteśmy Polakami i że różnimy się tak naprawdę tylko religią, choć też nie tak do końca, bo przecież Bóg jest jeden.
Pomysł na stworzenie takiego miejsca zakiełkował nie tylko ze względu na turystów, ale przede wszystkim dla zachowania tożsamości Tatarów i dla młodzieży tatarskiej rozproszonej po świecie. Żeby nie wstydzili się swoich korzeni, żeby wiedzieli, że tu jest ich miejsce, że jeśli kiedykolwiek przyjadą do Polski to znajdą je w Kruszynianach.
To miejsce oprócz tego miało być dowodem na istnienie tatarskiej historii. – Moim obowiązkiem jest zachowanie naszej ciągłości. Bo jeżeli nie ja, nie moje pokolenie, to kto? Wszyscy są zaganiani, mają swoje życie. Ja też, ale moim życiem i pracą teraz są Kruszyniany – mówi z przejęciem Dżenneta.
Bo Kruszyniany to właśnie ona. Ona jest ich sercem, bo też tego serca w promowanie tatarskiej tradycji i kultury w Polsce wiele włożyła. Zdawała sobie sprawę, że jeżeli się mówi o Tatarach poprzez jej pryzmat i jeżeli ludzie odbierają ją pozytywnie, to tak też będą odbierali wszystkich Tatarów. Stała się ich reprezentantką.
Przybliżanie kultury
W przybliżaniu turystom tatarskich i muzułmańskich zwyczajów duży wkład ma Dżemil Gembicki. Chętnych do wysłuchania jego opowieści jest wielu. W meczecie w Kruszynianach można posłuchać nie tylko o religii muzułmanów, ale również o tradycyjnym tatarskim ślubie, który biorą w meczecie i w towarzystwie czterech męskich świadków. A jak taki ślub wygląda? Na początku pan młody modli się we własnym domu i żegna dom rodzinny, okrążając stół trzykrotnie wraz ze swoimi świadkami, z którymi trzyma się za ręce. Potem przyjeżdża do domu panny młodej i podczas głośnych targów wykupuje ją za słodycze. – Trzeba podarować około trzydzieści, czterdzieści bombonierek, ponieważ słodycze to symbol bogactwa – wyjaśnia Dżemil. Podczas zaślubin mama przykrywa pannie młodej twarz welonem, a w trakcie przysięgi para składa palce ku sobie i to duchowny nakłada im na palce obrączki. Oboje wpisują się do księgi. Na końcu wszyscy goście modlą się za ich zdrowie, a rodzina dzieli słodycze między wszystkich gości i przychodzi czas na
duże wesele. Zwykle w małżeństwach mieszanych każdy zostaje przy swojej religii a dzieci wychowuje się tak, jak się między sobą uzgodni. Córka Dżemila jest katoliczką jak mama, a syn muzułmaninem. Gdyby wszystko miało odbywać się w duchu islamu, kobieta innej wiary mogłaby przy niej pozostać, ale dzieci i tak musiałyby być wychowywane w wierze ojca. Natomiast mężczyzna innej wiary, musiałby przejść na islam.
W *Kruszynianach *raz do roku odbywa się też – Sabantuj, czyli święto pługa, tradycyjnie obchodzone na zakończenie prac polowych. Dżenneta zaczęła je organizować po to, by jednego dnia, w jedno miejsce ściągnąć Tatarów, zjednoczyć ich, a także móc zaprezentować i przybliżyć turystom tatarską kulturę, tradycję, a także kuchnię.
Anita Demianowicz
Zobacz także: