Lizbona, Portugalia - nieznośna słodkość bytu
Oczywiście kawa. Często podawana z laską cynamonu - dawniej synonimem bogactwa. W modnej kawiarni _ A Brasileira _ od rana tłum. Tu pobieram kolejną lekcję życia (i wydawania pieniędzy!): kawa przy barze kosztuje 0,60 euro, przy stoliku 1 euro, a podana na zewnątrz - 1,50. Wąż w kieszeni syczy, a rozum podpowiada, by zostać przy barze. Gdy tak zastanawiam się, gdzie najlepiej się usadowić, odkrywam wnękę w ścianie pełną gazet i papierosów. Maleńki sklepik sprzed stu lat wygląda uroczo. Jego właściciel ledwie się w nim mieści, ale jak twierdzi, to najlepsza praca pod słońcem: wokół ludzie, samo życie, a ilu historii się tu nasłucha. Równie dobrym miejscem obserwacji są lizbońskie kioski. Jakby żywcem przeniesione z XIX-wiecznego Paryża, jednak wbrew nazwie nie serwują prasy, lecz... likiery. W tym najsłynniejszy z lizbońskich trunków - wiśniową _ ginjinhę _. Wystarczy szklaneczka, by świat nabrał kolorów! Ale Carmo ma dla mnie kolejną niespodziankę: spacer bocznymi uliczkami.