Trwa ładowanie...
16-03-2015 09:43

Marek Kamiński zdobywa "trzeci biegun"

Marek Kamiński, pierwszy człowiek na ziemi, któremu udało się zdobyć oba bieguny w ciągu jednego roku, kojarzony jest z wyczynami sportowymi i wyprawami ekstremalnymi. Tym razem wyrusza w podróż od bieguna rozumu do bieguna wiary. Właśnie rozpoczyna wędrówkę z Kaliningradu do Santiago de Compostela, podczas której w 100 dni pokona pieszo ponad 4 tys. kilometrów. Istniejąca od ponad tysiąca lat Droga św. Jakuba (Camino de Santiago) jest jednym z najważniejszych chrześcijańskich szlaków pielgrzymkowych. Dla podróżnika to droga nie tylko do świętego miejsca, ale także w głąb samego siebie.

Marek Kamiński zdobywa "trzeci biegun"Źródło: Marek Kamiński
d1bpaon
d1bpaon

WP: *Nie kojarzy się pan z wyprawami w tak "bezpiecznych" warunkach. Dla wielu osób jest pan człowiekiem zdobywającym bieguny, funkcjonującym w skrajnie niskich temperaturach. *

Temperatura nie ma tu znaczenia. Zanim dotarłem na bieguny, przeszedłem choćby pustynię Gibsona w Australii, gdzie temperatury sięgały czterdziestu stopni Celsjusza. Poza tym przepłynąłem Atlantyk jachtem, wspinałem się na wszystkich kontynentach, nurkując spędziłam trochę czasu pod wodą. Zimno i ciepło są tylko scenografią, przestrzenią do myślenia. Zwykle chodzi o podróż do wnętrza samego siebie. Ta podróż jest zupełnie inna od wszystkich poprzednich. Odbędzie się w środku Europy, która wydaje się oczywista. Nie spotkam białych niedźwiedzi i nie zaskoczy mnie temperatura -60 st. Całkiem inna jest rzeczywistość, ale też inne są cele. W poprzednich wyprawach celem był wyczyn, przekraczanie granicy ludzkich możliwości, a tutaj jest nim drugi człowiek.

WP: Skąd pomysł na właśnie takie przemierzenie Europy?

Pomysły zawsze biorą się z życia i z przeznaczenia. Najprościej mówiąc, mnie zawsze interesują słowa. Kamiński, Camino… to słowa podobne. To może być jeden z powodów wyprawy.

d1bpaon

WP: W ten sposób planował pan wyprawę? Myśląc o podobieństwach?

Nie, skojarzenie przyszło dużo później, kiedy już wiedziałem, że wyruszę. Dużo rzeczy dzieje się jednak w podświadomości. Często nie zdajemy sobie sprawy, że coś zaczyna przyciągać naszą uwagę. Robimy więc coś nie dlatego, że ktoś nas na to namawia, ale dlatego, że pcha nas do tego nasza siła wewnętrzna.

WP: *Staje się pan więc pielgrzymem. *

Interesują mnie wyzwania, które zmuszają do myślenia i wnoszą coś do zrozumienia świata, do pojęcia tego, skąd przybywamy i dokąd zmierzamy. To pozwala mi zrozumieć siebie jako człowieka. Idę więc do Santiago, ale celem jest droga, spotkania z ludźmi. To też droga do Boga.

d1bpaon

WP: *Odwiedził pan wcześniej Santiago de Compostela? *

Byłem tam dwa razy. Po raz pierwszy odwiedziłem to miejsce chyba piętnaście lat temu, przy okazji wizyty w Portugalii. Byłem w Porto, a ponieważ Santiago de Compostela jest dość blisko, postanowiłem tam pojechać. Wtedy jednak nie czułem żadnych emocji. Nie był to dla mnie wyjątkowy cel. Po Asyżu i Fatimie, było to po prostu kolejne miejsce pielgrzymkowe, do jakiego pojechałem. Natomiast ostatni raz byłem tam mniej więcej dwa tygodnie temu, kiedy uzupełniałem materiały związane z wyprawą. Chciałem dowiedzieć się więcej o rzeczach nieznanych o Camino. Na Monte do Gozo, w bezpośrednim sąsiedztwie Santiago de Compostela znajduje się Europejskie Centrum Pielgrzymkowe, którym kieruje ksiądz Roman Wcisło, guru polskich pielgrzymów. Spotkałem się z nim. Poza tym chciałem też podszlifować język hiszpański, ponieważ założyłem, że w każdym z odwiedzanych podczas wyprawy krajów będę mówił w miejscowym języku.

WP: Czy to prawda, że właśnie w związku z wyprawą nauczył się pan aż czterech języków: rosyjskiego, francuskiego, niemieckiego i hiszpańskiego?

d1bpaon

W większości powtórzyłem sobie te języki, ponieważ większość z nich znałem wcześniej. Oczywiście sporo czasu musiałem poświęcić na ich odświeżenie i rozwinięcie. Na pewno nie będę mówił jak native speaker, ale będę rozumiany.

WP: Dużo czasu poświęcił pan na naukę?

Setki godzin. Najwięcej czasu zabrała mi nauka francuskiego, którego uczyłem się od zera.

WP: Przygotowanie samej wyprawy było równie czasochłonne?

d1bpaon

Pierwszy raz o takiej wyprawie pomyślałem ponad dziesięć lat temu, w 2004 roku, przed narodzinami córki. W jej realizacji przeszkodziły jednak różne inne projekty, które pojawiły się po drodze. Pięć lat temu postanowiłem wrócić do dawnego pomysłu. Od pięciu lat więc cały czas robiłem coś, co przybliżało mnie do celu - wymyślałem koncepcję skąd dokąd powinienem iść, uczyłem się języków, planowałem realizację filmu, przygotowywałem program edukacyjny.

WP: *Fizyczne przygotowanie było również potrzebne? *

Trochę tak. Biegałem, pływałem z grupą triathlonistów.

d1bpaon

WP: *To samotna wyprawa. Wiele takich ma pan za sobą? *

Nigdy nie byłem ani nie czułem się samotnikiem. Zrobiłem bardzo mało wypraw w pojedynkę i raczej wynikały one z tego, że w danym momencie nie miałem z kim wyruszyć w podróż, niż z tego, że chciałem koniecznie być sam. Tak naprawdę może jeden procent moich wyprawy wykonałem samotnie i ponieważ w większości były ekstremalne, zostały przez media nagłośnione. Jeżeli chodzi o wyprawę do Santiago de Compostela, jest to pielgrzymka, a pielgrzymki z natury służą ciszy, bo w ciszy więcej słychać, samemu trzeba się mierzyć z trudnościami. Jednak, choć będę szedł sam, nie będzie to wyprawa samotna. Nie będę odcinał się od ludzi.

WP: *W jaki sposób zaplanował pan trasę? *

d1bpaon

Zastanawiając się nad koncepcją wyprawy, przeczytałem, że dawniej Camino było jedną z osi Europy, wokół której nasz kontynent zaczął się "zlepiać". Był to główny szlak pielgrzymkowy, licznie uczęszczany, dzięki któremu ludzie nawiązywali wiele relacji, co wpłynęło na tworzenie się naszej tożsamości. Goethe pisał, co powtórzył zresztą Jan Paweł II, iż "drogi św. Jakuba ukształtowały Europę". Sam się zdziwiłem czytając te słowa, ponieważ wielu z nas ukształtowanie Europy kojarzy się raczej z faktami politycznymi, nie z pielgrzymami. Składając wszystko w całość pomyślałem, że skoro jest oś, są też bieguny. Jeden biegun był oczywisty. Celem drogi jest Santiago de Compostela, czyli miejsce spoczynku św. Jakuba, jednego z dwunastu apostołów. To biegun wiary. Szukając drugiego bieguna odkryłem, że jest nim grób Immanuela Kanta w dawnym Królewcu, dziś Kaliningradzie. To biegun rozumu. Stąd pomysł na wyprawę między tymi miejscami w poszukiwaniu trzeciego bieguna. Sam szlak nazwać można klasycznym. Jeszcze w
średniowieczu wędrowali nim pielgrzymi z Kłajpedy czy choćby z Gdańska do Santiago de Compostela.

WP: Pieszo przemierzy pan ponad 4 tys. km przez Rosję, Polskę, Niemcy, Belgię, Francję i Hiszpanię. Przewiduje pan jakieś trudności?

Podczas takiej drogi wiele rzeczy może się zdarzyć. Musiałbym nie mieć wyobraźni, żeby żyć w przeświadczeniu, że wszystko będzie super. Z pewnością nie będzie wilków ani rozbójników, ale o wielu rzeczach jeszcze nie wiem. Z bagażem doświadczeń z poprzednich wypraw, jestem przygotowany na wiele. Nauczyłem się tego, że życie potrafi zaskakiwać nieraz w najbardziej oczywistych sytuacjach. Do wszystkiego podchodzę z pokorą.

WP: *Czeka pana ponad trzy miesiące w drodze. Gdzie pan będzie spał? *

Dokładnego planu nie mam. Będą to pewnie różnego rodzaju schroniska, domy parafialne, myślę, że zatrzymam się też u spotkanych ludzi, jeżeli mnie zaproszą. Jak pielgrzym. Mam też ze sobą namiot, czyli własny dach nad głową. Na pewno nie będę zatrzymywał się w hotelach.

WP: Wspomniał pan o programie edukacyjnym, mocno związanym z tą wyprawą. Na czym on polega?

To bardzo ważny element. Na podstawie moich doświadczeń opracowałem metodę "Biegun" wskazującą, jak ważne są w życiu cele, motywacja i radzenie sobie z porażkami. Wraz z wydawnictwem Operon przygotowaliśmy cykl wykładów dla nauczycieli, którzy zdobytą wiedzę mogą przekazywać dalej młodzieży. Jestem zdziwiony, jak wielu nauczycieli chce uczestniczyć w wykładach. I właśnie to powodzenie programu sprawiło, że w drodze do Santiago de Compostela postanowiłem dzielić się swoimi doświadczeniami z napotykanymi ludźmi. Będę miał też kilka wykładów, na przykład na uniwersytecie im. Immanuela Kanta w Kaliningradzie, później w Niemczech, we Francji i w Santiago de Compostela. Mam kilka zaplanowanych spotkań z mieszkańcami polskich miast, w Elblągu, Lęborku i w Koszalinie, ale też w więzieniach w Braniewie, Koszalinie i w Kamieniu Pomorskim.

WP: *W więzieniach? *

We Francji używa się Drogi św. Jakuba do resocjalizacji więźniów. Pomyślałem więc, że przechodząc obok więzienia, mógłbym się zatrzymać, podzielić swoimi doświadczeniami i opowiedzieć o czymś, co pomaga w życiu. To szczególnie ważne w kontekście faktu, że aż 75 proc. osadzonych po wyjściu, po jakimś czasie wraca do więzienia. Brakuje więc elementu resocjalizacji, a tym samym zmiany postawy. Jeśli więc będę mógł pomóc choć jednej osobie, warto to zrobić.

WP: Będzie miał pan wsparcie w Piśmie Świętym?

To naturalne, że kiedy się idzie w taką drogę, ta właśnie księga jest najwłaściwsza. Jeszcze kiedy byłem studentem i podróżowałem po świece autostopem, zawsze brałem ze sobą Biblię. Uważałem, że jeśli chodzi o jedną książkę pakowaną do plecaka, to najlepsza lektura. Za każdym razem, kiedy ją czytam, różne rzeczy odkrywam na nowo.

WP: *Jakie są pana oczekiwania po tej podróży? *

Oczekuję tylko tego, co przyniesie droga. Kiedyś miałem wiele planów związanych z tą podróżą, jednak stwierdziłem, że to bezcelowe. Najważniejsze jest dotarcie na miejsce.

WP: Myślał pan o tym, że cel mógłby nie zostać osiągnięty? Co by było, gdyby nie dał pan rady?

Trudno, takie jest życie, a życie to też porażki. Będę robił wszystko, żeby dojść do celu, ale jeśli się nie uda, świat będzie się kręcił dalej. Mój świat też. Poza tym nie do końca się czuję panem własnego losu. Jeśli zdarzyłaby się porażka, musiałbym ją po prostu przyjąć.

Rozmawiała Marta Legieć.

d1bpaon
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1bpaon