Trwa ładowanie...
30-05-2012 15:55

Martyna Wojciechowska: Kobieta na krańcu świata 3

Prezentujemy fragment najnowszej książki słynnej polskiej dziennikarki i podróżniczki.

Martyna Wojciechowska: Kobieta na krańcu świata 3Źródło: National Geographic Polska
djlpwgm
djlpwgm

Prezentujemy fragment najnowszej książki słynnej polskiej dziennikarki i podróżniczki.

Mam na imię Diksza Kanwar. Mam 40 lat i pochodzę z rodu Depawat, który wywodzi się bezpośrednio od bogini Karni Maty. Tylko członkowie mojej rodziny mogą służyć w świątyni szczurów, dla nas to wielki zaszczyt. Czym są dla mnie szczury? To moja rodzina. Jak my umrzemy, tez się w nie zmienimy. Dlatego się nimi opiekujemy, karmimy je. Przygotowuję dla nich pudding, lokalne przysmaki. Jest piec rodzajów słodyczy, które tutaj zawsze podajemy, a one je bardzo lubią. To dobry uczynek.

Nie wiadomo, co jest w tej historii prawdą, co półprawdą, a co zostało całkowicie zmyślone… O bogini Karni Macie krąży mnóstwo legend, ale ona podobno legendą nie była, żyła naprawdę w XIV wieku. Ale ile lat? Pewności już nie ma – 70 lat, inni mówią, że 90, a może i 150… Faktem jest, że rozsławili ją ówcześni trubadurzy należący do kasty Ćarana. Ci pobożni wędrowni poeci i pieśniarze tworzyli przejmujące opowieści, wielbiąc w nich miejscowych władców, czyli maharadżów. Otoczyli czcią także Karni Matę. Stworzyli wiele utworów sławiących jej dobroć, boskie pochodzenie, wyjątkowe czyny. Trzy pokolenia władców Radżastanu zasięgało u niej rad w ważnych sprawach, w tym związanych z obronnością. Niektóre źródła podają, że to właśnie ona przyczyniła się do budowy fortów w Dźodhpurze i Bikanerze.

Karni Mata była podobno praktykującą ascezę joginką, opiekowała się najbiedniejszymi, pocieszała ludzi napiętnowanych i oskarżanych o przestępstwa, krytycznie odnosiła się także do wykorzystywania kobiet. Niewykluczone więc, że była pierwszą hinduską feministką. Hindusi wierzą, że była wcieleniem Durgi – wielkiej bogini wojowniczki zmagającej się z demonami. Jedna z legend głosi, że urodziła się 2 października 1387 roku we wsi Suwap, położonej niedaleko Dźodhpuru, jako 17. córka Mehodźi Ćarana i jego żony Dewal Dewi. Dziewczyna otrzymała imię Karni w wieku 6 lat, po tym jak cudownie uleczyła ciotkę. Natomiast słowo „Mata” oznacza „matkę” i jest powszechnie dodawane do imion czczonych bogiń. Wiadomo, że wyszła za mąż w wieku około 27 lat i że jej mąż miał wiele żon, a z jedną z nich syna – Lakszmana. Karni Mata bardzo lubiła pasierba i kiedy ten utopił się w jeziorze, błagała władcę podziemnego świata – Jamę, o przywrócenie chłopakowi życia. Bóg zgodził się, by Lakszman wrócił na ziemię, ale pod postacią
szczura. I obiecał, że wszyscy jej męscy potomkowie należący do klanu Depawat będą po śmierci wcielać się w te gryzonie, by później znów odrodzić się jako ludzie w jej klanie. To wielki przywilej, bo każdy z członków tego rodu wie, że po zaledwie roku czy dwóch ponownie będzie człowiekiem. Normalnie wędrówka przez wcielenia może trwać nawet setki lat… To właśnie Karni Mata położyła kamień węgielny pod budowę świątyni szczurów w Deśnok. Miało to być miejsce, w którym jej potomkowie zawsze znajdą schronienie. I tak jest do dziś.

djlpwgm

Na ogół kojarzone są z czymś brudnym, odrażającym i roznoszącym choroby. Gdy w średniowiecznej Europie szalała dżuma, nikt jeszcze nie znał jej przyczyn, ale zdychające masowo szczury były zapowiedzią nadciągającej zarazy. Nic dziwnego, że budziły grozę, choć faktycznymi sprawcami epidemii czarnej śmierci były pasożytujące na nich pchły. Podczas pandemii w latach 1347–1352 w niektórych regionach Starego Kontynentu liczba ludności spadła nawet o 80 procent. Był to tak olbrzymi szok demograficzny, kulturowy i polityczny, że od tamtych czasów gryzonie nie zdołały już odbudować swojej paskudnej reputacji. Choć większość z nas ich nienawidzi, prawda jest taka, że są naszymi najbliższymi sąsiadami i jako najwierniejsi towarzysze człowieka podążają za nami wszędzie. Zwierzęta te skolonizowały świat i czy tego chcemy, czy nie – nigdy nie dzieli nas od nich dystans większy niż kilka czy kilkanaście metrów. Podobno na jednego człowieka przypada średnio jeden szczur, choć w miastach ten przelicznik zwiększa się na
niekorzyść ludzi. Jednak absolutnie najbardziej zaszczurzonym krajem świata są Indie, gdzie na jednego mieszkańca przypada aż sześć gryzoni. Wiem, aż trudno w to uwierzyć.


Siedzę w kłębowisku szczurów, które falują niczym żywy dywan. W życiu nie widziałam czegoś podobnego. I jest to zarówno odrażające, jak i fascynujące… Są tu szczury pogrążone w głębokim śnie, szczury relaksujące się, szczury wykonujące akrobacje na zakratowanych oknach, szczury biegające po ścianach, szczury skaczące i miękko lądujące na posadzce, szczury przeciskające się przez otwory wielkości pięciozłotówki, szczury znudzone, wreszcie szczury ucztujące przy miskach wypełnionych mlekiem i innymi łakociami…

W słynnej świątyni w Deśnok w Radżastanie szczury są niemal od zawsze i nigdy nie opuszczały jej terenu. Całkowicie wyzbyły się więc lęku przed ludźmi, a przede wszystkim zmieniły swoje zwyczaje. Ich krewni żerują głównie nocą, te są aktywne w ciągu dnia, kiedy to do świątyni przychodzą pielgrzymi i ofiarowują im łakocie. Ponoć lubią chłeptać mleko, chętnie zajadają pudding, ciasteczka specjalnego wypieku i jeszcze wiele innych słodkości, które w przyrodzie raczej nie występują. Poza tym w przeciwieństwie do „normalnych” gryzoni są wyjątkowo śmiałe. Właśnie jeden szczur podgryza mi palec, drugi wchodzi do nogawki moich spodni, trzeci wspina mi się na plecy, a kolejny domaga się pieszczot, trącając moją rękę pyszczkiem. Wzdrygam się z obrzydzeniem i jest to chyba odruch bezwarunkowy. O ile jeden szczur wzbudza we mnie niechęć, pięć szczurów to byłby prawdziwy horror, o tyle tysiące to po prostu statystyka.

djlpwgm

Miejscowi patrzą na mnie ze zdziwieniem, bo mało kto potrafi zaskarbić sobie takie zaufanie mieszkańców świątyni. Gryzonie, owszem, biorą jedzenie od ludzi, ale raczej unikają kontaktu fizycznego. Tymczasem ja po chwili jestem oblepiona szarym futrem. Może to kwestia tego, że wyczuwają moje zainteresowanie, a zwierzęta zazwyczaj mnie lubią? Albo zauważyły, że przychodzę tu każdego dnia? Przyznaję, że co rano wybieram ze śniadania soczyste egzotyczne owoce, pakuję do plecaka i przynoszę do świątyni. Może więc po prostu karmię je najlepszymi smakołykami i stąd ta sympatia?

Nie mam jakichś szczególnych fobii i niewiele rzeczy budzi we mnie strach. Nie brzydzę się robaków czy węży, ale wizja, że obłażą mnie szczury, od początku wywoływała we mnie zdecydowaną niechęć. Wystarczyło jednak, że zobaczyłam pierwsze gryzonie ze świątyni w Deśnok, by okazało się, że nie robią na mnie szczególnego wrażenia – są małe i w niczym nie przypominają naszych wypasionych szczurów. Jak chociażby tego, którego ostatnio spotkałam w przydomowym śmietniku – toż to był potwór wielkości domowego kota!

– O tych szczurach mówimy kaba i traktujemy je jak potomków Karni Maty – dowiaduję się już na początku od Navaratana, swojego tłumacza. I niczym dzieci – rozpieszcza się je do granic zdrowego rozsądku. Nie chodzi tu tylko o dietę, ale też o to, że specjalnie dla nich ten zabytkowy budynek podziurawiony jest bardziej niż najbardziej dojrzały szwajcarski ser. Już ponad 600 lat temu, kiedy powstawała świątynia w Deśnok, architekt wziął pod uwagę upodobania szczurów i zaprojektował labirynt korytarzy nieznanej długości, gdzie zwierzęta mogą się spokojnie rozmnażać, umierać, a może nawet zjadać nawzajem, bo jakoś nikt tu nie znajduje rozkładających się zdechłych gryzoni. Podobno nikt też nie widział małego szczura i nie do końca wiadomo, gdzie się rodzą.

djlpwgm

Żyją w ścianach, pod podłogą, między belkami w stropie, na dachu. Same też wygryzają nowe tunele, a ponieważ siekacze tych gryzoni rosną bez przerwy – 0,4 milimetra na dobę – i są twardsze niż żelazo, nie oprą się im ani fundamenty budowli, ani żadna rura kanalizacyjna czy nawet marmurowa ściana. Z tysięcy otworów znajdujących się dosłownie wszędzie wychodzą kolejne szczury niewiele większe od myszy, za to coraz bardziej paskudne. To chyba najbardziej chorowana i zdegenerowana gromada świata, licząca ponoć 20 tysięcy gryzoni, choć kto by je zdołał dokładnie policzyć? Niemal każdemu coś dolega: jak nie parch, to paraliż, brak ogona, cherlawa łapa, kaprawe oczy, obgryzione uszy, ubytki futra. Jak widać, krzyżowanie się przez stulecia osobników w obrębie jednej rodziny nie prowadzi do niczego dobrego. Samica szczura wędrownego potrafi odbyć ponoć 500 stosunków seksualnych w czasie rui, która trwa kilka godzin. Po mniej więcej 23 dniach rodzi średnio od 7 do 11 młodych i znów jest gotowa, żeby zajść w ciążę. W
ciągu roku może wydać na świat nawet 100–150 szczurzych maluchów. Jej dzieci osiągają dojrzałość już w trzecim miesiącu życia i też zaczynają się mnożyć na potęgę. I tak w kółko.

Co roku szczury powodują w światowej gospodarce straty liczone w miliardach dolarów, dlatego traktowane są jak najgorsze szkodniki. Ale nie tu. Świątynia szczurów w Deśnok to jedyne miejsce na świecie, gdzie zwierzęta te są hołubione i mogą robić absolutnie wszystko, a zamiast trutki dostają jedzenie przygotowane specjalnie z myślą o nich. Ciekawe, czy nasze szczury wędrowne tak właśnie wyobrażają sobie raj? Niestety nie jest łatwo dostać się do krainy szczurzej szczęśliwości, bo gryzonie ze świątyni są niczym mafi a, nie wpuszczają na swój teren żadnej konkurencji. Mają doskonały węch i dzięki niemu bezbłędnie rozpoznają członków swojego klanu, a każdy osobnik spoza kolonii zostaje natychmiast zagryziony. W świątyni jest mnóstwo pielgrzymów z najdalszych zakątków kraju, wszyscy ubrani odświętnie. Dostrzegam wśród nich wiele młodych par, które wyróżniają się wysokimi czerwonymi turbanami, związani są też szalem. Każdy z tych nowożeńców jest tu po to, żeby poprosić o błogosławieństwo, czasem podziękować za
dobry los. Teraz obchodzą budynek i składają dary.

Nazywam sie Rawindra Dzain, mam 23 lata, moja zona ma 18. Rozpoczynamy razem nowe życie, wiec przybyliśmy tu po błogosławieństwo Karni Maty i jesteśmy pewni, ze nasze prośby zostaną wysłuchane. Jesteśmy świeżo po ślubie, tylko 10 dni. Nie znaliśmy się wcześniej, pierwszy raz zobaczyłem żonę dopiero podczas uroczystości… Małżeństwo zostało zaaranżowane, jak niemal wszystkie w Radżastanie, ale jesteśmy z tego bardzo zadowoleni. A moja zona chce powiedzieć, że też jest bardzo szczęśliwa. Dlaczego sama nic nie mówi? Bo jest nieśmiała. A co to znaczy dobra zona? No, to taka, która potrafi służyć moim rodzicom, mnie i dzieciom. Musi opiekować się całą rodziną. To jej obowiązek.

Fragment książki "Kobieta na krańcu świata 3" Martyny Wojciechowskiej.

djlpwgm
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
djlpwgm