Trwa ładowanie...

Zaplanowali urlop od A do Z. Trzeba mieć wyjątkowo dużego pecha

"Dziadostwo wysokiego LOT-u" – czytamy w poście opublikowanym w mediach społecznościowych przez Jana Wołka, malarza i karykaturzystę. Ale w jego opisie lotu na wakacje z Warszawy do Dubrownika trudno szukać elementów komicznych. Raczej jest rezygnacja i łzy. Te ostatnie na pewno nie ze śmiechu.

Zaplanowali urlop od A do Z. Trzeba mieć wyjątkowo dużego pechaŹródło: Shutterstock.com
d2m3r67
d2m3r67

Jan Wołek swoje trudne doświadczenia ubrał w artystyczną formę. Czytelnik z zapartym tchem czyta tę relację jak dobrą literaturę. Ale o zgrozo, to nie fikcja, to życie. Bo ile może się wydarzyć zawirowań podczas jednej podróży, którą planowało się trzy miesiące wcześniej? Gdy do tego jeszcze, wyjazd ten miał był potrójnym świętowaniem? 65. urodzin i imienin artysty oraz zakończenia szkoły podstawowej i dostania się do liceum młodego członka rodziny.

Żona malarza uznała, że to wystarczające powody, żeby wydarzenia te celebrować podczas tygodniowego wyjazdu do Dubrownika. Trzy miesiące wcześniej kupiła bilety na samolot (bezpośrednio Warszawa-Dubrownik, wiedząc, że artysta nie lubi latać). Zarezerwowała i opłaciła hotel, transport z lotniska, elegancką restaurację na uroczystą kolację, wycieczkę na Korculę i inne atrakcje. Wszystko zaplanowała w najdrobniejszym szczególe, bo jak świętować, to bez improwizacji i niepotrzebnego stresu. Kto by pomyślał, że cały ten misternie ułożony plan – rozleci się zanim trzyosobowa ekipa opuści Polskę?

"Państwo nie lecą". Dlaczego? Bo jest nadmiar pasażerów

Pierwszy zgrzyt zaczął się na lotnisku w Warszawie. Najpierw małżeństwo usłyszało: "Państwo nie lecą". "Dlaczego? Bo jest nadmiar pasażerów. Ale dlaczego jest nadmiar? Bo firma musi w swoim interesie mieć gwarancję wypełnienia samolotu w 100 proc. A nasz interes? "A klient nasz pan"? Trzy miesiące temu kupiliśmy bilety, czyli staliśmy się właścicielami produktu pod tytułem trzy miejsca w samolocie lecącym do Dubrownika 1 lipca rano, na czas przelotu 1 godzina i 40 minut. Wtedy nie było 100 proc. obłożenia. (…) Teraz "pierwszeństwo ma chack-ing online". Ja nawet nie wiem, co to jest. Czy to mnie k… dyskredytuje!?!" - czytamy we wpisie na Facebooku.

Zobacz też: Dziwny dźwięk w samolocie

W ten sposób, mimo zakupu biletów z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, Polacy zostali na lodzie, podobnie jak małżeństwo, które leciało z Kanady na ślub córki.

d2m3r67

"Tutaj też los strzelił dubla. Naprawdę przy takim szczęściu, LOT powinien grać w totoLOTka, a nie wozić ludzi" – pisze literat i malarz. – "Udajemy się do 'działu interwencji'. Magda jest prawnikiem. Ona rozmawia. Nie ma argumentów, nie ma dyskusji. Ściana. Pani jest jak dorożkarski koń. Widzi do najbliższego zakrętu. Nie pamiętam, kiedy czułem się tak upokorzony. Rozmowy przedłużają się. Czas przewidzianego pobytu w Dubrowniku jest zbyt krótki, byśmy mogli zgodzić się na obcięcie go. Dziś ma być uroczysta kolacja" - pisze pan Jan.

Shutterstock.com
Źródło: Shutterstock.com

Małżeństwo dowiaduje się, że ma polecieć do Wrocławia, następnie do Monachium, a stamtąd do Dubrownika. "Nikt nie zapytał mnie, czy nadal nie lubię latać. Teraz to są trzy starty i trzy lądowania" – czytamy we wpisie.

Znowu nie tak

Po wylądowaniu we Wrocławiu jednak znowu wszystko poszło nie tak, bo okazuje się, że lotu do Monachium nie ma. Ale można przecież lecieć do Frankfurtu, a stamtąd do Monachium i do Dubrownika.

d2m3r67

"Zgoda! No, ale nie ma miejsc! Tego Magda już nie wytrzymuje. Zaczyna ryczeć. Są dwa. Ryczy jeszcze bardziej! Pani wykreśla kogoś. Są trzy. Moje skrupuły karleją. W samolocie orientujemy się, że nie ma szans na to, by nasza walizka mogła nadążyć za nami. Nasza jedyna walizka! Srebrny Samsonite z całym dobytkiem: ubraniami, kosmetykami, ładowarkami do telefonów i co ważne dla mnie: lekarstwami, które muszę regularnie brać" – opisuje pechowy lot.

We Frankfurcie jednak czeka na nich znowu rozczarowanie, bo w Monachium od wielu godzin trwa burza i usuwanie jej skutków, więc loty zostały odwołane. Co w tej sytuacji robić? Polacy usłyszeli, że mogą polecieć do Dubrownika. Ale jutro wieczorem. Przewoźnik zapewnił hotel i "pakunek awaryjny", bo przecież walizka "nie nadążyła" za tymi zmianami. Okazało się, że ich bagaż już jest u celu, a oni ciągle marzą tylko o tym, żeby się tam dostać.

"Wsiadamy do busika pełnego takich jak my, kurczowo ściskających swoje 'awaryjne pakunki'. Po pół godziny jesteśmy w hotelu. Meldujemy się. Jemy przydziałową kolację. Wyboru nie ma, ale nikt nie kazał wybierać nam LOT-u" - relacjonuje pan Jan.

Shutterstock.com
Źródło: Shutterstock.com

I gdy wreszcie następnego dnia udaje im się szczęśliwie wylądować w Dubrowniku, zamiast ulgi, czeka ich kolejne rozczarowanie. Walizki nie ma. Okazało się, że jest we Wrocławiu. Kolejne dni zamiast świętowania urodzin nestora rodu skończyły się na kompletowaniu garderoby, żeby w tej rzeczywistości urlopowej jakoś się odnaleźć.

d2m3r67

"Tuż przed powrotem dostaliśmy telefon z recepcji, że zaraz przyniosą nam naszą walizkę. I przynieśli. Tyle że nie naszą..." - czytamy.

Za godzinę i pan Wołek otrzymał swój bagaż. W jakim stanie? Spuśćmy nad tym kurtynę milczenia. Czy mógł się nacieszyć jego zawartością? Zbliżał się koniec jego jakże udanego urlopu.

Limit pecha wciąż się nie wyczerpał

#

Zastanawiacie się pewnie, czy w drodze powrotnej obyło się bez pecha i artyści bez dodatkowych przygód wrócili do domu?

d2m3r67

"Z duszą na ramieniu pojechaliśmy na lotnisko. Sukces. No nie całkiem. Samolot na starcie miał opóźnienie godzinne" – pisze mężczyzna.

Czy udało się szczęśliwie wylądować w Warszawie? A co z bagażem? Gdzie tym razem trafił? Do Wrocławia, Monachium czy Frankurtu? Bo gdy zakończono wydawanie bagażu z Dubrownika – ich walizka wciąż się nie pojawiła. Odruchowo chcieli zgłosić zaginięcie, ale gdy wyświetlił się Wiedeń... kątem oka dostrzegli srebrną Samsonite.

"Sponiewierani i upokorzeni obiecaliśmy sobie już we Frankfurcie, że z LOT-em nikt z nas już nigdy nie poleci. (…) Bezsiła jednostki w walce z instytucją jest wielka i bolesna, ale dobrze pamiętać, że na każdego Goliata znajdzie się jakiś Dawid. Tym bardziej, że takich Dawidów codziennie LOT sobie przysparza. Niektórzy odchodzą w pokorze, ale są tacy, którzy ściskają procę w garści i czekają, aż przeciwnik odsłoni czoło... – puentuje swoją wypowiedź ku przestrodze innych artysta.

d2m3r67

Poprosiliśmy PLL LOT o komentarz dotyczący tej nieszczęsnej podróży. Jak nam przekazało biuro prasowe: "Jest nam przykro z powodu zaistniałej sytuacji, kontaktujemy się bezpośrednio z pasażerem w celu rozwiązania problemu".

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

d2m3r67
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2m3r67