Polscy turyści coraz bardziej wymagający. Skarżą się na wszystko
Okno w samolocie nie chciało się otworzyć, a na Wyspie Żółwi nie było żółwi - klienci biur podróży potrafią przyczepić się do wszystkiego. O dziwnych reklamacjach pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Okno w samolocie nie chciało się otworzyć, a na Wyspie Żółwi nie było żółwi - klienci biur podróży potrafią przyczepić się do wszystkiego. O dziwnych reklamacjach pisze Dziennik Gazeta Prawna.
W artykule "Bo palma była za krzywa" wymienione są najbardziej abstrakcyjne reklamacje. Jeden z Polaków wypoczywających narzekał, że w kurorcie ratownik był jego zdaniem otyły. Klasyką jest też matka, która twierdziła, że córka zaszła w ciążę w... hotelowym basenie. Wbrew pozorom to nie legenda, ale autentyczna skarga jednego z turystów.
"W basenie pływały plemniki" - cytuje w "DGP" fragment reklamacji złożonej w TUI Polska.
Co jeszcze nie podoba się nam na wakacjach? W Egipcie *rafa koralowa była za blisko hotelu, z kolei na *Wyspach Kanaryjskich piasek nie był jak na Karaibach. Inny turysta skarżył się na zbyt mocno gruchające gołębie, a kolejny na zbyt głośne dzieci w hotelu, który reklamował się jako przyjazny najmłodszym.
Narzekać w reklamacjach potrafimy także na to, z kim spędzamy urlop. "W hotelu było zbyt dużo Niemców, Anglików i Rosjan" - głosi treść skargi do touroperatora. Inny turysta nie dowierzał, że w greckim hotelu nikt nie mówił po polsku, a wszyscy porozumiewali się po niemiecku i angielsku. Jego zdaniem obsługa hotelowa była po prostu złośliwa.
Złośliwi mają być też współpodróżujący. Wiele skarg dotyczy tego, że osoby z tego samego turnusu są za grube, zadają za dużo pytań albo się nie myli - pisze "DGP"
Choć gros zażaleń to zwykłe bicie piany, to biura podróży przyznają, że Polacy przestali brać to co się im daje i mają coraz wyższe wymagania. Spośród 1,8 miliona zagranicznych turystów jest też grupa, która zaraz po wyjściu z lotniska prosi o formularz reklamacyjny.
at/pw