Rozpoczął szalony projekt. Plany pokrzyżowały mu... dzieci
Rowerowa wyprawa mieszkańca Lublina dookoła świata musiała zostać przerwana. W Rumunii skradziono mu dokumenty. Teraz musi wracać do Polski, aby wyrobić nowy paszport. Dopiero wówczas będzie mógł kontynuować swoją podróż.
Mariusz Grabski, rowerzysta i podróżnik z Lublina, musiał przerwać swoją wyprawę "Dookoła świata w dwa lata". Jak relacjonuje, będąc w Rumunii został nocą okradziony przez cygańskie dzieci. Sprawcy pozbawili go dokumentów, co sprawiło, iż nie może kontynuować swojej jazdy.
Nagroda za paszport
O wszystkim powiadomiona została policja i funkcjonariuszom niebawem udało się zatrzymać sprawców. Pomimo tego dokumentów nie odzyskano. Cyklista wystosował też apel do mieszkańców, oferując nagrodę w wysokości 500 euro za zwrot paszportu, jednak nie przyniosło to efektu.
Ostatnią deską ratunku było udanie się do Bukaresztu, do polskiego konsulatu. Tam jednak wyszło na jaw, że na nowy dokument trzeba czekać co najmniej miesiąc. Początkowo rowerzysta, nie mając innego wyjścia, planował poczekać, licząc też, że w międzyczasie ktoś się zgłosi i odda paszport w zamian za nagrodę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ulubione miejsce warszawiaków. "Jest szczególnie niebezpieczne"
Postanowił jednak na pewien czas zawiesić wyprawę i wrócić do Polski. Rower zostawi w Rumunii i samolotem przyleci do kraju. Dzięki temu szybciej uda mu się wyrobić nowy dokument.
Dookoła świata w dwa lata
Projekt "Dookoła świata w dwa lata" to realizacja wieloletniego marzenia Mariusza Grabskiego. Mieszkaniec Lublina postanowił na początek pokonać ok 22 tys. km, natomiast drugim etapem ma być przejazd przez Australię i obie Ameryki. Z Lublina wyruszył 1 czerwca, udając się na dwóch kółkach w stronę polsko-ukraińskiego przejścia granicznego w Zosinie.
Czytaj także: Rowerem przez Bornholm. To łatwiejsze niż myślisz
Jak wyjaśnia podróżnik, kradzież dokumentów to pierwszy poważniejszy incydent od czasu wyjazdu. Choć nie obyło się bez nieplanowanych niespodzianek. Jadąc przez Ukrainę, z uwagi na swoje bezpieczeństwo musiał zmienić nieco trasę. Zamiast przez Odessę, do Rumunii skierował się przez Kamieniec Podolski.
Zepsute przerzutki i żebrzące niedźwiedzie
Miał też problem z mocowaniem przerzutki, jednak udało mu się znaleźć osobę, która pomogła w naprawie. Nie mógł też na Ukrainie spać w namiocie, w związku z czym policjanci przewieźli go do hotelu.
W Rumunii spotkała go też przygoda z niedźwiedziami żebrzącymi o jedzenie. Siedzą one przy drogach i aby spokojnie przejechać, należy oddać im pożywienie. W innym przypadku mogą zaatakować.
Czytaj także: Niezwykła atrakcja w Polsce. Wszyscy się zatrzymują