Trwa ładowanie...
31-05-2012 15:10

Skarbiec Jordanii

Jordania to dla Polaków kraj egzotyczny - przekonałam się o tym już podczas lotu, obserwując z okna samolotu nieznane mi dotąd kolory złota pustyni, błękitu Morza Martwego oraz zieleni oaz. Tu wszystko zachwyca. Bez względu na to, czy jest to grupa mężczyzn palących sziszę w przydrożnej knajpce, czy też zapachy świeżo mielonych przypraw, docierające z pobliskiego sklepu.

Skarbiec JordaniiŹródło: sxc.hu
d42jcdq
d42jcdq

Klimat i przyroda są tu łaskawe nawet w grudniu. W dzień temperatura powietrza sięga powyżej 20°C. Wyposażona w plecak, okulary przeciwsłoneczne, strój kąpielowy i przewodnik wybieram się na zwiedzanie miasta. Jako pierwsze zachwycają mnie ekspozycje straganów, zajmujących dużą część ulic. Można tu zaopatrzyć się w beduińską biżuterię, chusty, fajki wodne, ale przede wszystkim w świeżo prażone przeróżne orzeszki, które jeszcze nigdzie mi tak nie smakowały. Spacerując, mijam meczet zwieńczony półokrągłą kopułą, otoczony zielenią drzew rynek oraz okalające go liczne sklepiki i kawiarnie. Sprzedawcy i kelnerzy zachęcają do wejścia, oferując miejscowe specjały. Docieram do mariny. Zakotwiczone są tu wspaniałe łodzie motorowe, luksusowe jachty oraz żaglówki. Miłośnicy sportów wodnych mogą wypożyczyć łódź, popływać na nartach wodnych lub wybrać się w rejs łodzią ze szklanym dnem. Przez nie można podziwiać rafy koralowe, zatopiony czołg czy tankowiec. Widoki jak z bajki.

Zupełnej beztroski czar

Podczas spaceru wzdłuż brzegu poznaję miejscowego nurka o imieniu Ahmed, który namawia mnie na bliższe przyjrzenie się tutejszym rafom koralowym. Mimo iż propozycja ta wydaje mi się zupełnie szalona, korzystam z niej. Moje obawy okazują się zupełnie bezpodstawne. Nawet dla zupełnego laika, takiego jak ja, zanurzenie się, oddychanie przez butlę i nurkowanie pod okiem profesjonalisty okazują się "bułką z masłem". Po kilku ćwiczeniach z oddychaniem, zanurzaniem i wynurzaniem oglądam dno morza, które wprawia mnie w zachwyt. Kolorowe rybki przepływają koło mnie, traktując jak tubylca, a fantastyczne kolory rafy cieszą oczy. Nawet na głębokości kilku metrów widzę bogactwo morza w pełnej krasie. Aż chciałoby się dotknąć... Jak się później dowiaduję od Ahmeda, widoczność w tutejszych wodach przekracza 20 m. Zastanawiam się, czy po takim dniu coś jeszcze zrobi na mnie wrażenie.

Ciepłe wieczory miejscowi zazwyczaj spędzają nad morzem, gromadząc się w licznych kawiarniach. Idąc za ich przykładem wybieram "lokal", którego stoliki stoją tak blisko brzegu, że wręcz podmywane są przez morskie fale. Kelner przynosi kartę, po lekturze której w zdumienie wprawia mnie kilkanaście smaków sziszy. Nie mam w tej sprawie rozeznania, proszę więc o pomoc w wyborze. Siedząc z nogami w morzu, rozkoszuję się herbatą z liśćmi świeżej mięty oraz fajką wodną o smaku melona. Wszystko smakuje wybornie. Obserwuję dzieci, które bawią się tuż obok w ciepłej wodzie, znajdując muszelki i kamienie. Nikomu nie przeszkadza, że moczą ubrania, chlapiąc dookoła wodą. Panuje tu zupełna beztroska. Mężczyźni grają w karty, paląc sziszę, a kobiety otulone chustami od stóp do głów siedzą licznie przy stolikach popijając herbatę z miętą. Mimo, iż godzina jest późna,knajpka tętni życiem.

Siódmy cud świata

Kolejny dzień zaczynam bardzo wcześnie. Dziś oglądam Petrę - starożytne czerwone miasto wykute w skałach. 2-godzinną podróż autokarem poświęcam na studiowanie przewodników i map, z których poznaję historię tego miejsca. Otóż Petra jest spuścizną po Nabatejczykach, pracowitym arabskim plemieniu, które osiedliło się na południu Jordanii ponad 2000 lat temu. Dzięki położeniu przy szlaku handlowym, łączącym Azję i Afrykę z Europą, miasto szybko się rozrosło. Tubylcy pobierali opłaty za przejazd i chronili karawany pełne indyjskich przypraw i jedwabiu oraz afrykańskiej kości słoniowej i skór. Przewodniki opisują Nabatyjczyków jako doskonałych handlowców i budowniczych, znacznie wyprzedzających swoją epokę. W czerwonych klifach powstałych z piaskowca wykuli wspaniałe pałace, świątynie, komory grobowe, teatry, sklepy i domy. Nabatejscy inżynierowie opracowali i utrzymywali sieć tarasów, tam i kanałów irygacyjnych, które umożliwiały uprawę ziemi na otaczających płaskowyżach i dostarczały do miasta wodę.

d42jcdq

Wyposażona jedynie w podstawową wiedzę o Petrze nie miałam pojęcia, co naprawdę skrywa to tajemnicze miejsce. Tym bardziej zdumiała mnie ogromna liczba autokarów na parkingu. Zadałam sobie pytanie, co jest w stanie przyciągnąć do tego miejsca takie rzesze turystów. Wchodząc przez bramę zobaczyłam postój wielbłądów, koni, osiołków oraz dorożek, pełniących rolę miejscowych "taksówek". Okryci czerwono-białymi chustami Beduini zachęcali do skorzystania z ich pojazdów. Podążając pieszo w głąb wąwozu za angielskojęzyczną grupą słuchałam, o czym opowiadał przewodnik. Otóż od XVI wieku przez 300 lat Petra była całkowicie nieznana w zachodnim świecie. Dopiero w roku 1812 szwajcarski podróżnik Johann Ludwig Burckhardt podstępem przekonał przewodnika, by ten zabrał go do pilnie strzeżonego, znanego tylko z legend, zaginionego miasta. Powoli wzbierało we mnie napięcie przed tym, co za chwilę miałam zobaczyć. Idąc kamienistym duktem mijałam pierwsze budowle wykute w jasnej skale piaskowca, które kształtem przypominały
czasami zamki, a czasami katakumby. Niekiedy były to jedynie otwory w pionowej ścianie piaskowca, wyglądające jak wyloty jaskiń. Droga zaczęła się ścieśniać, a otaczające ją pionowe skały sięgały już na wysokość kilkudziesięciu metrów. Czułam się jak mróweczka. Po jednej stronie moją uwagę zwróciła pozioma rynna, która mogła spełniać rolę kanalizacyjną. W przewodniku wspomniano przecież o rozwiniętym systemie kanalizacji. Zaskakujące, że taki system funkcjonował ponad 2000 lat temu.

Idąc wąwozem wychodzi się na wprost najsłynniejszego miejsca w Petrze - Skarbca. Jego fasadę wykorzystał Steven Spielberg w ostatnim ujęciu filmu "Indiana Jones i ostatnia krucjata". Stoję jak urzeczona na widok budowli skalnej koloru pomarańczowego, z kolumnami, fasadami i sztukateriami, które mimo upływu lat nie straciły uroku. To wszystko w otoczeniu wielbłądów, dorożek, Beduinów i turystów z najdalszych stron świata daje przepiękny efekt. Teraz już wiem, dlaczego Petra zasłużyła na miano siódmego cudu na świecie.

Ciężko opuszczać Jordanię, która w mojej pamięci zapisała się swoją architekturą, kulturą i życzliwością ludzi jako jeden z najmilszych krajów arabskich. Bez problemu można porozumieć się po angielsku, a ludzie są mili i chętni do pomocy. Do tego te smaki... Orzeszki pistacjowe, migdały, herbata ze świeżymi liśćmi mięty czy smak baraniny, którą zjadłam w ulicznym barku w Ammanie, znajdującym się naprzeciw starożytnego amfiteatru, pozostaną mi na długo w pamięci.

Tekst: Joanna Cuber www.magazynvip.pl

d42jcdq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d42jcdq