Tubylcy made in China
W XXI wieku wyjazd na wczasy nie jest niczym nadzwyczajnym. Już za niecałe 2 tys. złotych pojedziemy na tygodniowe wczasy w jakiś niedaleki, ale ciepły zakątek świata. Będąc na urlopie, prócz błogiego lenistwa na plaży, zazwyczaj chcemy poznać kulturę i mieszkańców kraju, do którego przybyliśmy. W dzisiejszych czasach jest to aż nazbyt proste.
W XXI wieku wyjazd na wczasy nie jest niczym nadzwyczajnym. Już za niecałe 2 tys. złotych pojedziemy na tygodniowe wczasy w jakiś niedaleki, ale ciepły zakątek świata. Będąc na urlopie, prócz błogiego lenistwa na plaży, zazwyczaj chcemy poznać kulturę i mieszkańców kraju, do którego przybyliśmy. W dzisiejszych czasach jest to aż nazbyt proste.
Jeśłi wybieramy się na urlop do pobliskiego Egiptu, już za około 30 USD będziemy mogli zasmakować tamtejszej kultury. Za tę właśnie kwotę pojedziemy do wioski beduińskiej, napijemy się beduińskiej herbaty i przejdziemy się na beduińskim wielbłądzie. Ale czy ta właśnie wioska jest prawdziwą beduińską wioską?
Tubylec tubylcowi nierówny
Niestety w XXI wieku oryginalnych tubylców jest jak na lekarstwo. Masajowie tańczący z włóczniami, kobiety z plemienia Himba, Karenki w Tajlandii z niesamowicie długimi szyjami czy plemiona z Papui Nowej Gwinei to zazwyczaj osoby, dla których bycie „tubylcem” to sposób zarabiania na życie. Nie od dzisiaj widomo, że na turystyce można zarobić naprawdę dobre pieniądze, a takie niestandardowe atrakcje zawsze się sprzedadzą.
Według Światowej Organizacji Turystyki biznes turystyczny daje zatrudnienie ponad 250 mln osób i stanowi ponad 10 proc. światowego PKB. Obecnie na podróże stać zdecydowaną większość ludzi na świecie, nic więc dziwnego, że popyt na turystykę z roku na rok rośnie.
Wszystko na sprzedaż
W dzisiejszych czasach sprzeda się dosłownie wszystko, co jest związane z podróżami i atrakcjami turystycznymi. Od egzotycznych wycieczek po najbardziej kiczowate pamiątki jak matrioszki z wizerunkiem Saddama Husajna. Będąc na urlopie „ nie będziemy przecież sobie żałować” – bo zapewne nie wrócimy do tego miejsca, a i na zagraniczny wyjazd jeździ się zazwyczaj raz w roku.
Jaki jest turysta XXI wieku?
Przede wszystkim żądny wrażeń - chce zobaczyć rdzennych mieszkańców, poznać ich zwyczaje, kuchnię oraz zachowanie, i jest za to w stanie słono zapłacić. Biura turystyczne oferujące takie wycieczki doskonale zdają sobie z tego sprawę i zarabiają ogrome pieniądze, tak naprawdę, na nabijaniu podróżnych w butelkę. Sam fakt pojawienia się na rynku podróży kosmicznych świadczy o tym, że tradycyjne wycieczki nie są niczym specjalnym, a czas wolny wolimy spędzić w bardziej atrakcyjny sposób, aniżeli leżąc na plaży i popijąc drinki z palemką.
Tubylcy made in China
Pomysłów na przyciągniecie turystów jest wiele. Każdy zakątek świata jest inny i proponuje różne atrakcje. Jak czytamy na stronach magazynu Focus – na przykład w Tajlandii ogromną popularnością cieszą się kobiety z plemienia Karenek czyli tzw. „kobiety- żyrafy”. W czasach, gdy Tajlandia raczkowała turystycznie, to właśnie w długoszyich kobietach odkryto ogromy potencjał. Do kilku wiosek sprowadzono kobiety noszące obręcze na szyjach i tak biznes się rozkręcił. Za jedyne 10 USD (tyle kosztuje wstęp do tak oryginalnej wioski) będziemy mieli niepowtarzalną okazję podziwiania tradycyjnych kobiet – żyraf.
Turyści odwiedzający takie miejsce nastawiają się jedynie na to, by nacieszyć wzrok egzotycznymi widokami i zrobić kilka zdjęć dla rodziny. Przeciętny podróżujący nie zadaje przecież zbędnych pytań i nie oczekuje wiele. Kobiety noszą obręcze, turyści płacą, biura zarabiają, ale jaka kwota trafia i czy w ogóle jakakolwiek trafia do plemiennych kobiet tego nie wie nikt. Nie wiadomo także czy Karenki dobrowolnie noszą tradycyjną biżuterię. Turysta odwiedzający taką wioskę też niestety nad tym się nie zastanawia.
* Globalna fabryka podróbek*
Nie tylko w Azji możemy uczestniczyć w tak wątpliwych atrakcjach. Afryka, Ameryka Południowa czy Oceania również są bardzo egzotycznymi kierunkami, w których z tradycji kulturowych tworzy się "Cepelię". I tak dla przykładu w sercu Czarnego Lądu zamieszkuje plemię Himba, które w północno-wschodniej Namibii pojawiło się około 1870 roku. Najprawdopodobniej jest jednym z ostatnich plemion na naszej planecie, wolnym od telefonów komórkowych, techniki i cywilizacji. Jako turyści niestety nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy kobiety, których czerwony kolor skóry bądący elementem rozpoznawczym plemienia, jest podytktowany tradycją czy czystą formą zysku.
Czy ci tubylcy faktycznie żyją z dala od jakiejkolwiek cywilizacji w tradycyjny sposób? Tego niestety jako przyjezdni się nie dowiemy. Jako Europejczycy jedynie możemy przyjechać do wioski, poznać kultywowane od wieków kontrowersyjne tradycje plemienia. W wiosce dowiemy się, że kobiety z plemienia mogą dobierać sobie tylu kochanków, ilu im się tylko podoba, według własnego widzimisię. Tradycja ta jest tak popularna, że już nikogo nie dziwi, nawet osobę najbardziej zainteresowaną, czyli męża. Jedynymi zdziwionymi i zadowolonymi będą turyści.
* Egzotyczne slumsy są na topie*
Hitem ostatnich miesięcy na rynku turystycznym jest oferta pobytu w koszmarnej dzielnicy slumsów w Nairobi, w Kenii. Jest to druga, zaraz po afrykańskim safari, atrakcja turystyczna tego kraju. Ile kosztuje ta wątpliwa przyjemność? Już za 100 PLN możemy podziwiać ulice Kibery. Za tę kwotę do swojej dyspozycji mamy przewodnika, który nas oprowadza po dzielnicy. Możemy zjeść wraz z lokalną ludnością posiłek czy po prostu przechadzać się po slumsach.
Główną częścią programu takiej imprezy jest omijanie ludzkich odchodów pozostawionych w plastikowych workach na ulicach. Ta forma turystyki nazywana jest poorism i również cieszy się dużą popularnością. Turyści chętnie zapłacą, by odwiedzić „prawdziwe” slumsy, jednak nocleg w takim miejscu - bez wody, światła, wśród robactwa - nie wchodzi absolutnie w grę.
Także w Ameryce Południowej, w Rio de Janeiro, za drobną opłatą możemy podziwiać slumsy. W brazylijskich fawelach mieszka najuboższa część społeczeństwa, która stanowi aż 3/4 ludności Brazylii. Wokół patologia, przemoc, bezprawie oraz narkotyki. Dla przeciętnego turysty, wizyta tutaj, nie jest jednym z najmilszych punktów programu zwiedzania karnawałowego, kolorowego Rio. Jednak ludzie słono płacą za taką właśnie przyjemność i chęć zobaczenia życia rodem z filmu Miasto Boga.
Na turystach i turystyce zarobić chce dosłownie każdy. Tam gdzie są turyści, tam są pieniądze. „Plemienne wioski” powstają jak grzyby po deszczu, a Masajów udają członkowie innych plemion, byle by tylko zarobić parę groszy. Chcąc podejrzeć egzotyczny świat dzikich, ludzie płacą spore pieniądze, nie zastanawiając się na tym, że tak naprawdę ci dzicy ludzie, nie są wcale tubylcami, a jedynie dają turystom, to co chcą zobaczyć. Jak się okazuje zawód: „dziki człowiek” w egzotycznym XXI wieku jest naprawdę dobrze płatną pracą.
(pw)
Źródło: Focus