Własny ośrodek narciarski - czy to się opłaca?
Czy myśleliście kiedyś, aby zostać właścicielem stoku i wyciągu narciarskiego? Okazuje się, że to całkiem proste. W sieci bez problemu znaleźć można ogłoszenia osób, które chcą się pozbyć takiej oryginalnej nieruchomości. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Polsce amatorów białego szaleństwa przybywa, interes może okazać się ciekawym pomysłem biznesowym.
"Stok narciarski: 2 wyciągi + działka (grunt budowlany i rekreacyjny) + domki drewniane" czytamy w ogłoszeniu dotyczącym Szczyrku. Cena - 2,2 mln zł. W Zieleńcu jedna ze znalezionych przez nas ofert dotyczyła stoku 8 ha za 4 mln. zł. - W poprzednim sezonie tego typu ogłoszeń było chyba cztery - mówi nam Sylwia Groszek ze stowarzyszenia Polskie Stacje Narciarskie i Turystyczne, które za zadanie stawia sobie prowadzenie i wspieranie działań na rzecz rozwoju ośrodków rekreacyjno-sportowych i turystycznych, w szczególności stacji narciarskich. Stowarzyszenie sprzyja rozwojowi turystyki narciarskiej z różnych regionów Polski. - Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Polsce nie mamy zbyt wiele gór, można pokusić się o stwierdzenia, że mamy dość sporo stoków narciarskich. W naszym stowarzyszeniu jest ich ok. 100. Niektóre statystyki mówią, że jest ich ok. 260, jednak według mnie są to liczby mocno przesadzone - dodaje Sylwia Groszek.
Kup albo postaw
Stok narciarski można nie tylko kupić, można go też stworzyć od podstaw. Z roku na rok w Polsce powstaje coraz więcej kilometrów tras narciarskich. Świadczy o ogromnych możliwościach jakie stoją przed przedsiębiorcami. Wprawdzie na wyciąg i dodatkowe urządzenia trzeba wydać nawet kilkadziesiąt milionów złotych (oraz spełnić niemało warunków stawianych przez polskie przepisy), ale jak przekonują specjaliści, inwestycja zwykle zwraca się w ciągu kilku lat. Wiele zależy oczywiście od lokalizacji. Bo choć narciarstwo uprawiać można dziś niemal wszędzie, nawet na niewielkich pagórkach na nizinach, warunkiem koniecznym jest gwarancja śniegu i odpowiednio niskiej temperatury. Inaczej z zarobku nici. Jeśli zima jest śnieżna, można się spodziewać sporych zysków, jednak tzw. sezon to największa zmora właścicieli stoków oraz właścicieli wypożyczalni sprzętu narciarskiego. - Jesteśmy z mężem wielbicielami narciarstwa, dlatego pięć lat temu na własnym terenie postanowiliśmy otworzyć wyciąg. Na Pomorzu jesteśmy
najmłodszą stacją - mówi właścicielka rodzinnej Stacji Narciarskiej Paczoskowo w Przodkowie. - Nie było łatwo. Załatwianie urzędowych spraw trwało ponad rok. Poza tym to bardzo duża inwestycja już przestaliśmy liczyć wydatki. Teraz nasz zarobek uzależniony jest od pogody, a przy wysokiej temperaturze stacja nie działa. Czasami jest ciężko. O zwrocie kosztów na razie nie myślimy.
Młodą stacją jest też stacja narciarska na Wierchu Rusińskim w Bukowinie Tatrzańskiej. Narciarze po raz pierwszy pojawili się tu w lutym 1998 roku. Jednak właściciele tego ośrodka mogą mówić o większym szczęściu niż ci, którzy swe stacje ulokowali np. na Pomorzu. W Bukowinie ciągle inwestują. Właśnie uruchomione będą nowoczesne, sześcioosobowe kanapy. - Rusiński Wierch osiąga wysokość 940 m n.p.m. to gwarantuje niższe temperatury. Poza tym sprzyja nam ekspozycja północna stoku, dzięki czemu śnieg się dłużej utrzymuje. To wszystko wpływa na długość sezonu. Działamy praktycznie od początku grudnia do marca. Dwa razy zakończyliśmy sezon w kwietniu - tłumaczy Waldemar Wojtaszek, prezes zarządu spółki RUSIŃ-SKI.
- Czy jest to opłacalny biznes? - pytamy. - Przede wszystkim, żeby odnieść sukces, trzeba kochać to co się robi, trzeba być pasjonatem. Stworzenie stoku narciarskiego to naprawdę duża i tak naprawdę ciągła inwestycja oraz trudne zadanie. Pokonać trzeba wiele przeszkód. To też biznes długofalowy, o dłuższym okresie zwrotu. Mieliśmy tego świadomość, dlatego cierpliwie pracujemy dalej - mówi Waldemar Wojtaszek.
Dodajmy jeszcze, że nie tylko o śnieg chodzi. Polski narciarz jest coraz bardziej wybredny. Jazdę na nartach czy desce utożsamiając z dobrą zabawą oraz możliwością odreagowania od stresującej pracy czy szkoły. Wiedzą o tym duże ośrodki narciarskie, które coraz częściej udowadniają, jaki mają potencjał oraz jak bardzo profesjonalnie potrafią przyjąć polskiego narciarza. Bogata oferta wypoczynku oferuje więc nie tylko szusowanie po stoku, ale też wygodne hotele, odpoczynek w SPA lub termach.
Co się opłaca
W porównaniu z Austrią, Francją czy Włochami, w Polsce jest wciąż niewiele wyciągów narciarskich i kolejek linowych. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby ośrodków było zdecydowanie więcej, skoro do postawienia jednego wyciągu wystarczy już teren o wielkości 5 ha. Oczywiście im większy teren, tym większe możliwości. Na kilka tras potrzebnych będzie już 20 ha. Poza gruntem, kosztem jest też m.in wyciąg krzesełkowy (ok. 10–15 mln zł) lub orczykowy (1-5 mln zł), armatki śnieżne (jedna 50-150 tys. zł), ratrak (jeden 1 mln zł). To tylko część wydatków. Warto też mieć na uwadze, że dzisiaj turysta wymaga coraz liczniejszych atrakcji, już same trasy, nawet najlepsze, nie wystarczą. Nie zapominajmy więc o barze z ciepłymi posiłkami, wypożyczalni i serwisie sprzętu narciarskiego, czy instruktorach narciarstwa. Te elementy również budują wizerunek. Jasne jest więc, że aby wejść w posiadanie tak nietypowej, chociaż być może w dłuższej perspektywie czasu bardzo rentownej nieruchomości, trzeba posiadać dość gruby
portfel. Kolejki narciarzy do wyciągów pokazują jednak, że popyt wyraźnie przewyższa podaż. To może nastrajać pozytywnie. Według niektórych wyliczeń, przy założeniu, że wyciąg działa od końca grudnia do początku marca, inwestycja powinna się zwrócić po ok. dziesięciu latach. W dobrym punkcie, przy dużym obłożeniu, czas ten może być krótszy. Szacunki wskazują, że w Polsce około 2 mln osób jeździ na nartach, a liczba narciarzy korzystających z wyciągów ma w ciągu 10 lat wzrosnąć trzykrotnie.
Nie jest lekko
Dlaczego inwestorzy sprzedają stacje narciarskie? - Zwykle chodzi o straty finansowe spowodowane wieloma barierami, głównie ustawowymi, które są dużo bardziej restrykcyjne niż w innych krajach europejskich. Nasze prawo jest zawiłe i ciężkie. Proszę sobie wyobrazić, że w całej Europie gondola czy wyciąg krzesełkowy to urządzenie techniczne, a w Polsce jest to budowla, od której rocznie płaci się podatek w wysokości 2 proc. Kłopotem jest też brak Prawa Śniegu*, jakie obowiązuje w krajach alpejskich. W wielu przypadkach kłopotem dla inwestorów są też ekolodzy, którzy zgłaszając swój sprzeciw, blokują możliwość funkcjonowania wyciągów. Wciąż jednak jesteśmy dobrej myśli i liczymy na pozytywne zmiany, mając choćby na uwadze, że od dwóch lat turystyka w Polsce przynosi zysk 6 procent PKB i stale rośnie. To są realne pieniądze - tłumaczy Sylwia Groszek.
Tekst: Marta Legieć /if/udm
_ * Prawo Śniegu - uznaje śnieg za "dobro wspólne". Prawo takie obowiązuje np. w krajach alpejskich i na jego podstawie prywatne grunty położone w na górskich terenach mogą być udostępniane narciarzom, a ich właściciele otrzymują za odpowiednie wynagrodzenie. _