Trwa ładowanie...
d3hvenk
26-08-2008 15:27

Wzruszona Hatszepsut

Piękna, majestatyczna, nieprzenikniona... Królowa Hatszepsut, władająca Egiptem jako faraon trzy i pół tysiąca lat temu, wzrusza się rzadko. Jednak gdy już to czyni, niebo płacze nad całymi Tebami.

d3hvenk
d3hvenk

Piękna, majestatyczna, nieprzenikniona... Królowa Hatszepsut, władająca Egiptem jako faraon trzy i pół tysiąca lat temu, wzrusza się rzadko. Jednak gdy już to czyni, niebo płacze nad całymi Tebami.

Podobnie jak w starożytności, dzisiejszy odkrywca przybywa ze wschodu do Deir el-Bahari, gdzie wznosi się unikalna świątynia kultowa wspomnianej władczyni. Przeprawiając się przez Nil przekracza się tym samym granicę pomiędzy hałaśliwym światem żywych, a melancholijnym królestwem umarłych. Gebel – skalista pustynia wznosząca się na skraju pól uprawnych, dziś jest o wiele częściej odwiedzana niż w czasach antycznych. Setki znajdujących się tu grobów pieczętowano bowiem tuż po pogrzebie, skazując tym samym cmentarzysko na wieczną ciszę.

Nekropola tebańska ma jednak w sobie coś szczególnego. Jest bowiem zarazem miejscem pochówku i kultu pośmiertnego największych postaci starożytności – Ramzesa Wielkiego, Tutanchamona, a także Hatszepsut. Opuściwszy Dolinę Królów i dotarłszy do granicy pól uprawnych, turysta po kilku minutach marszu napotyka drogę prowadzącą na zachód. Podążamy nią również i my. Na jej końcu majaczy się niewyraźnie tarasowa budowla, znany z każdego podręcznika historii cud architektury. Zmierzając w jego kierunku przystajemy na chwilę przy parkingowej bileterii – dokładnie w miejscu, gdzie wznosił się niegdyś kiosk na świętą barkę i gdzie trzydzieści pięć wieków temu kapłani zatrzymywali się podczas przerwy w procesji… Nie ma upału; rześkie powietrze sprawia, że spacer staje się przyjemniejszy, a nam łatwiej jest wyobrazić sobie, że przemierzamy nie asfaltową dróżkę, po której zmęczonych turystów wożą różowe taf-tafy, lecz aleję procesyjną flankowaną z obydwu stron monumentalnymi sfinksami.

Ołowiane chmury nad Doliną Nilu nie pozwalają nam jednak na całkowite uruchomienie wyobraźni i gdy docieramy do wejścia na dziedziniec świątynny, zaczyna padać deszcz. Biały wapień, z którego zbudowano przybytek, przybiera po chwili szary odcień; rampy stają się śliskie. Kto może, pod portykami szuka osłony przed chłodnymi kroplami. Inni jak najszybciej wracają do autokarów. Hatszepsut płacze. A deszcz na Saharze nie należy do częstych zjawisk. Ponoć po raz ostatni kilka większych królowa uroniła w 1995 roku, kiedy to nawet dno pobliskiej Doliny Królów stało się błotniste. Na dziś ewidentnie koniec zwiedzania; gafirowie (czyli strażnicy świątynni) zamykają budowlę i wskazują wszystkim odwiedzającym drogę do wyjścia.

d3hvenk

Również i my stosujemy się do ich wskazówek. Wrócimy tu jutro rano z nadzieją, że królowa tym razem okaże się łaskawsza. Ze znalezieniem miejsca na nocleg w okolicznych hotelikach nie powinno być problemu. I rzeczywiście, już po sprawdzeniu pierwszego adresu otrzymujemy klucze do schludnego pokoju w hotelu z fasadą pomalowaną w motywy wyraźnie przywołujące topografię okolic Luksoru. Późnym popołudniem niebo zaczyna się wypogadzać i na widok nieśmiało przebijających się promieni słońca powraca nam optymizm. Późną nocą nie ma już śladu po wcześniejszej niepogodzie i bez przeszkód możemy cieszyć oczy rozgwieżdżonym egipskim nieboskłonem.

Następnego dnia o poranku roztacza się przed nami niesamowity spektakl – świątynia przybiera złoty kolor w pierwszych promieniach słońca, a różowe niebo nad nekropolą pełne jest balonów, które obniżają lot nad każdym z okolicznych wzgórz. Wszystkie wystartowały w okolicach Ramesseum i po przelocie nad Deir el-Bahari zmierzają na północ, w stronę Dra Abu el-Naga.

Nie docieramy jednak do świątyni jako pierwsi. Archeolodzy i konserwatorzy z polskiej misji byli tam już przed nami i oceniają właśnie straty spowodowane przez wczorajszy deszcz. Wysolenia niszczą kamienie w lapidarium, wilgoć zmieniła na kilka godzin kolor płytowania dziedzińców, a gebel w całej okolicy przesiąkł wodą i przez pewien czas wspinaczka Oślą Ścieżką w stronę górującego nad okolicą szczytu el-Gurn nie będzie możliwa; naruszenie wilgotnych łupków budujących majestatyczną scenerię mogłoby spowodować lawinę, która w przeciągu kilku minut zniszczyłaby wszystkie położone niżej zabytkowe budowle.

Dzisiejsze słońce daje jednak nadzieję, że Hatszepsut w najbliższym czasie już więcej nie zapłacze, bo kolejny równie intensywny deszcze mógłby okazać się destrukcyjny dla całej nieprzygotowanej na niego okolicy. Przemierzamy dwie długie rampy, które łączą kolejne tarasy świątyni i podziwiamy zarazem niezwykłą harmonię całości założenia architektonicznego. Co kilka chwil przystajemy przed delikatnymi reliefami dekorującymi wszystkie portyki, aż w końcu docieramy na górny dziedziniec. Panuje tu niezwykła, kojąca cisza. Milczymy również i my. Przez granitowy portal patrzymy na Karnak, na wschód, gdzie też utkwiły swoje spojrzenia ‘ozyriaki’ Hatszepsut, przedstawiające władczynię z ponadczasowym, spokojnym uśmiechem na ustach. Dziś wiemy, że królowa jest zadowolona.

_ Tekst: Agata Smilgin _

_ Tekst zdobył nagrodę w *Wielkim Konkursie Podróżniczym *organizowanym przez Serwis Turystyka. _

d3hvenk
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3hvenk