Bieszczady - Anioł to też diabeł
Był czas, gdy dość silnie fascynowała go bieszczadzka demonologia: diabły, upiory, wampiry, biesy, czarownice. W pewnym momencie poczuł, że czas na zmianę, przecież jest tylu świętych - na pewno nie będzie się z nimi nudził.
Podobno Bieszczady to pradawna ojczyzna duchów i demonów. Kraina, która w pewnym sensie odstaje z własnego wyboru od reszty kraju, stała się tajemniczą, nie do końca jeszcze odkrytą ziemią, na której aż roi się od artystycznych indywidualności, cywilizacyjnych odszczepieńców, ludzi z zasadami, ludzi, których wzór postępowania można by zapisać w samurajskim kodeksie.
Czarownica, która kiedyś była mocno ukorzenionym pniem, kapliczki, świątki, madonny w dziuplach, diabły na płocie, świńskie koryta, kawałki starych, zniszczonych desek, mnóstwo złomu, pędzle, dłuta, tajemnicze przedmioty… W takiej niezwykłej scenerii mieszka i pracuje Zdzisław Pękalski – żywa legenda Bieszczadów.
Malarz, rzeźbiarz, grafik, poeta…Jako tworzywo do obrazów i rzeźb wykorzystuje dawne przedmioty gospodarcze – świńskie koryta, drzwiczki do chlewika, deski z podłóg w stajniach, ramy okienne, łopaty chlebowe, podkowy, klucze, okucia oraz kawałki drewna: korzenie, pnie oraz gałęzie drzew i krzewów. Lipa, grab, osika – przy doborze materiału gatunek drewna ma niewielkie znaczenie, najważniejsza jest faktura, to coś, co sprawia, że staje się inspiracją, natchnieniem.
To, co urzeka, to najczęściej pewna niedoskonałość, nieregularność, skaza. Wystarczy uwypuklić, wydobyć to, co stworzyła sama natura. Był czas, gdy dość silnie fascynowała go bieszczadzka demonologia – jego twórczość zdominowały wtedy diabły, upiory, wampiry, biesy, czarownice.. Mimo że to temat niezwykle wdzięczny, w pewnym momencie poczuł, że się powtarza i że czas na zmianę. Wymyślił sobie, że przecież jest tylu świętych, iż na pewno nie będzie się z nimi nudził. Może się wydawać, że całkowicie zmienił obiekt swych zainteresowań, jednak, jak sam tłumaczy, anioł to też diabeł, też sacrum.
A gdyby nie było zła, nie byłoby dobra. Jak sam przyznaje, realizuje się w gwarze, szumie przejeżdżających samochodów – zastałam go, gdy przed domem, przy drewnianym stole ,obrabiał nadpalone deski pochodzące z XIX-wiecznej cerkwi w Komańczy, która całkowicie spłonęła w 2006 roku. Była to perła architektury łemkowskiej i jeden z najpiękniejszych obiektów sakralnych w Bieszczadach (obecnie trwają przygotowania do jej odbudowy). Wcześniej tworzył też na deskach ze spalonych kościołów w pobliskiej Grabówce oraz Ulanowie. Artysta korzysta z kawałków drewna lub ich fragmentów, szczególnie z korzeni, pni oraz gałęzi drzew i krzewów. Lipa, grab, osika – przy doborze materiału gatunek drewna ma niewielkie znaczenie, najważniejsza jest faktura, to coś, co sprawia, że staje się inspiracją, natchnieniem. To, co urzeka, to najczęściej pewna niedoskonałość, nieregularność, skaza. Wystarczy uwypuklić, wydobyć to, co stworzyła sama natura. Artysta dodatkowo wkomponowuje w nie oryginalne okucia, sztaby, zamki lub końskie
podkowy. Dlaczego podkowy?
Pod koniec lat 40. XX w. Bieszczady za sprawą akcji „Wisła” stały się terenem odludnym, na powrót oddanym we władanie przyrodzie. Po brutalnym wysiedleniu miejscowej ludności przybywający z całego kraju osadnicy nie potrafili stworzyć nowej kultury regionalnej. Bieszczady stały się kulturową pustynią. Szansa na poprawę tej sytuacji pojawiła się za sprawą Wadima Berestowskiego, który w 1958 r. w bieszczadzkich plenerach kręcił film Rancho Texas. Jako statystów – kowboi wypasających bydło – zatrudnił miejscowych. To była inspiracja – bieszczadzka ziemia jest kiepskiej klasy, więc hodowla bydła wydała się dobrym rozwiązaniem. Pomysł – z różnych powodów – okazał się chybiony, jednak kowboizm, westernizm, na trwałe zapisał się w kulturze Bieszczadów (do dziś można np. zamówić napad na kolejkę bieszczadzką).
Pan Zdzisław wystawiał swoje prace na kilkudziesięciu wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Od kilku lat prezentuje je też m.in. na corocznej wystawie Bieszczadzkich Twórców Kultury w synagodze w Lesku. Jego pasje to etnografia, archeologia oraz kolekcjonerstwo – zbiera m.in. archiwalia, ceramikę, eksponaty etnograficzne, fajki, butelki… Ponadto w założonej przez siebie Izbie Regionalnej w Hoczwi pełni funkcje konserwatora, kustosza oraz przewodnika.
Pękalskiemu nie brakuje dystansu do własnej twórczości – zagadywany o przebieg procesu twórczego przekornie odpowiada: Raz siekierą rąbnąłem, a potem powycierałem sobie pędzel. Cztery lata temu w piwnicy swego domu (w której niegdyś mieściła się obora) otworzył galerię własnych prac. Prowadzą do niej skrzypiące wrota ze starym, XIX-wiecznym zamkiem. Artysta chętnie zaprasza do niej gości, dla których tworzy oryginalny performance. Zapala świece, mnóstwo świec. Jesteśmy wśród madonn, świątków, czartów… Ale sza. Słowa nie wyrażą tej dramaturgii. Zdradzę jedynie, że po zamknięciu drzwi otwiera się inna, nierealna, anielsko-diabelska czasoprzestrzeń. Zdarza się, że turyści, urzeczeni niesamowitym klimatem panującym w tym niewielkim pomieszczeniu, nie chcąc go jeszcze opuszczać, mieszają się z kolejną grupą. Są też i tacy, którzy pod byle pozorem szybko stąd uciekają. Jedno jest pewne – niezaprzeczalny talent oraz wyrazista, charyzmatyczna osobowość Zdzisława Pękalskiego sprawiają, że jest to artysta, wobec
którego nikt nie pozostaje obojętny. _ (MN, ŁG) _
Szczegółowe informacje:
Karpackie Centrum Turystyki Aktywnej „Zielony Rower”.
Przedsiębiorstwo Społeczne:
38-600 Lesko, Pl. Konstytucji 3 Maja 7,
tel: 013 469 72 97
e-mail: biuro@zielonyrower.pl
_ Źródło: Biuro Prasowe Projektu „Gospodarka Społeczna na Bursztynowym Szlaku” _
tel. 012 630 91 46
biuroprasowe@equal.cracow.pl