Chorwackie uroki
Za kilka kilometrów nikogo nie trzeba było namawiać i byliśmy z powrotem w Chorwacji. Co więcej już na wybrzeżu, już bardzo blisko naszego celu: Dubrownika!
Chorwackie uroki
Tradycyjnie Hrvastka powitała nas lodowatym powietrzem i deszczem (w górach był śnieg, z ust leciała para, a my pedałowaliśmy...) Pomimo to zwiedziliśmy Jeziora Plitwickie (podobnie jak mrowie Niemców i Japończyków...) i udaliśmy się na południe do ukochanego przez na w poprzedniej wyprawie Gospića.
Chorwackie uroki
Wiele dni samotności ( w górach każdy trzymał swoje tempo, góry to prawie cała nasza wyprawa) i walki z własnymi słabościami dobiegło końca.
Chorwackie uroki
Wieczorem weseli jak nigdy wypiliśmy za wyprawę i smacznie zasnęliśmy, nie zwracając uwagi na jaszczurko - wiewiórki skaczące po drzewach chorwackiej makii...
Chorwackie uroki
Wieczorem weseli jak nigdy wypiliśmy za wyprawę i smacznie zasnęliśmy, nie zwracając uwagi na jaszczurko - wiewiórki skaczące po drzewach chorwackiej makii...
Chorwackie uroki
Ponieważ jednak padało, podroż zakończyliśmy dość szybko szukając svecenika w Korenicy. Udało się zakwaterować niewykończonych pomieszczeniach parafialnych, gdzie znaleźliśmy kawę, cukier i ...gitarę.
Chorwackie uroki
Po porannej mszy (padał deszcz, a my na nadmiar kontaktu z Bogiem podczas wyprawy narzekać nie mogliśmy) ksiądz obdarował nas pączkami i workiem na śmieci, który uzupełniał moją ‘wodoodporną’ kurtkę. Totalnie przemoczeni (dokładnie jak rok wcześniej) dotarliśmy do Gospića i tym razem również wspaniali ludzie(z parafii, a jakże) załatwili nam świetny nocleg.
Chorwackie uroki
Nie chcąc podróżować drogą krajową udaliśmy się wzdłuż rozlewiska Neretwy w stronę Neum. Była to jedna z lepszych decyzji. Podróż wśród winnic, pomiędzy górami obok leniwie rozlanej Neretwy i spalonych lasów, tak to było naprawdę coś nowego.
Chorwackie uroki
Ze względu na góry i bagna, raczej nie było miejsca na namiot, więc nasz przyjaciel:) zaprosił nas do swojego letniskowego domu, a sam wrócił do miasta! Przy okazji włócząc się po wiosce wieczorem nabyliśmy w piwnicznej bimbrowni dużo rakii za grosze :)
Chorwackie uroki
Rano czekało na nas wyzwanie, przedrzeć się przez przejście graniczne (musieliśmy przeciąć bośniackie Neum) otwarte tylko dla ludności lokalnej:). Zaskoczeni naszym widokiem pogranicznicy wytłumaczyli nam ze to przejście jest nieoficjalne.
Chorwackie uroki
Za kilka kilometrów nikogo nie trzeba było namawiać i byliśmy z powrotem w Chorwacji. Co więcej już na wybrzeżu, już bardzo blisko naszego celu: Dubrownika!
Chorwackie uroki
Kiedy dotarliśmy do miasta poczuliśmy się prawie jak w domu. Niestety nie udało się zapewnić domowych warunków za free w kościołach, więc wynajęliśmy pokój (niesamowite, co?).
Chorwackie uroki
Dubrownik to faktycznie przepiękne miasto, pamiętać jednak należy, że w 2/3 było odbudowane kilka lat temu.
Chorwackie uroki
By w pełni podziwiać piękno Perły Adriatyku udaliśmy się na wzgórze Srd, gdzie wolni od legionu turystów w spokoju podziwialiśmy miasto i...lotnisko! Tak widok lotniska to było coś niesamowitego. Tak niewiele niecałe 30 km dzieliło nas od pomyślnego końca wyprawy.
Chorwackie uroki
Kiedy dotarliśmy do Ćilipi i ujrzeliśmy znajome lotnisko niemal się wzruszyliśmy:) 32 dni podróży, ponad 2800 km w bardzo różnych warunkach, przez setki wiosek, dziesiątki miast.