Diament ze skazą - Singapur
Klimat jak na Karaibach, dobrobyt niczym w Szwecji. Niemiecki niemalże porządek i iście szwajcarska punktualność. Ktoś powie: utopia, mrzonka i futurystyczna fantazja na temat państwa idealnego. Ja mówię: Singapur.
Diament ze skazą - Singapur
Klimat jak na Karaibach, dobrobyt niczym w Szwecji. Niemiecki niemalże porządek i iście szwajcarska punktualność. Do tego bezpieczeństwo, wzorowa gospodarka, czyste ulice, żadnej korupcji, idealny system szkolnictwa i doskonała opieka zdrowotna. Ktoś powie: utopia, mrzonka i futurystyczna fantazja na temat państwa idealnego. Ja mówię: Singapur.
Diament ze skazą - Singapur
Pojechałem do Singapuru na dwa dni, by przedłużyć indonezyjską wizę. Zostałem prawie miesiąc, nie mogąc się nadziwić zjawisku, jakim jest to minipaństewko na krańcu Półwyspu Malajskiego. Zapewne gdybym przyleciał do Singapuru z Zurychu albo z Nowego Jorku, państwo to nie zrobiłoby na mnie wrażenia.
Diament ze skazą - Singapur
Znalazłem się w Singapurze po półrocznym pobycie w Azji Południowo-Wschodniej. Każdy, kto przemierzył tę część świata, pomieszkał w Kambodży, Indonezji, na Filipinach czy w Laosie, wie, że geograficznie jest to obszar malowniczy jak żaden inny i że znajdziemy tu wszystko, czym oczy wędrowca mogą się nacieszyć.
Diament ze skazą - Singapur
samym centrum tego azjatyckiego tygla, tej etniczno-kulturowej mieszanki wybuchowej, gdzie nic nie jest do końca pewne i przewidywalne, wyrasta kraj żywcem wyjęty z rozważań, jakie Platon i Konfucjusz snuli o państwie idealnym. Kraj z bezpiecznymi granicami, stabilną walutą, czystymi ulicami i PKB, o jakim niejeden minister finansów może tylko pomarzyć. Kraj z zerową niemalże inflacją, w którym bezrobocie ma wskaźnik symboliczny, a przestępczość jest w praktyce niespotykana.