Oni zajrzeli w oczy śmierci

Na urodziny, wakacje życia lub krótką wycieczkę. Każdy wyjazd może zamienić się w koszmar rodem z filmów grozy. Jeśli podróż zostanie niezbyt dokładnie zaplanowana, wtedy jej los jest w rękach Opatrzności. Oto prawdziwe historie, w których ich bohaterowie otrzymali od losu drugą szansę dzięki łutowi szczęścia, odwadze, determinacji lub splotowi wszystkich tych czynników.

Oni zajrzeli w oczy śmierci
Źródło zdjęć: © Animal Planet

04.11.2011 | aktual.: 10.05.2013 09:09

Na urodziny, wakacje życia lub krótką wycieczkę. Każdy wyjazd może zamienić się w koszmar rodem z filmów grozy. Jeśli podróż zostanie niezbyt dokładnie zaplanowana, wtedy jej los jest w rękach Opatrzności. Oto prawdziwe historie, w których ich bohaterowie otrzymali od losu drugą szansę dzięki łutowi szczęścia, odwadze, determinacji lub splotowi wszystkich tych czynników.

Fatalna pomyłka
W lutym 1992 roku James i Jennifer Stolpa otrzymali smutną wiadomość o śmierci babci Jamesa. Młode małżeństwo wraz ze swoim 5-miesięcznym synem Claytonem wyruszyło w długą drogę z Kalifornii do Idaho, by uczestniczyć w pogrzebie. Była sroga zima, a rodzina musiała pokonać ponad 1400 kilometrów, w tym bardzo trudny odcinek przez góry w stanie Newada. Gdy małżeństwo wczesnym rankiem wyruszyło w długą drogę, żadne z nich nie przypuszczało, że będzie to najgorsza podróż w ich życiu. Z każdym kilometrem robiło się bowiem coraz zimniej, śnieg gęstniał, a tuż po zapadnięciu zmroku rozpętało się prawdziwe śnieżne piekło. James nie zauważył w wichurze ostrzeżenia o zablokowanej drodze i samochód wylądował w zaspie śnieżnej w nieczynnym zimą Parku Narodowym. Auto utknęło na dobre, ale małżonkowie nie tracili nadziei, że lada moment ktoś nadjedzie i ich uwolni.

Po czterech dobach spędzonych w samochodzie, młodzi ludzie z przerażeniem uświadomili sobie, w jak koszmarnej sytuacji się znaleźli. Kończyły im się zapasy jedzenia i wody. Nie wiedzieli, gdzie dokładnie się znajdują, a pomoc nie nadchodziła. Po przestudiowaniu mapy James podjął dramatyczna decyzję. Postanowił, iż rodzina pieszo dojedzie do drogi, która według jego szacunków miała znajdować się za najbliższym wzgórzem. Ogromne było zdziwienie i przerażenie pary, gdy po całym dniu marszu dobrnęła do szczytu. Ich oczom ukazała się bowiem bezkresna przestrzeń Parku Narodowego, a nie szosa. James i Jennifer znaleźli się w punkcie wyjścia i musieli zadecydować - iść przed siebie czy zawrócić. Małżonkowie zdecydowali się na drugie rozwiązanie. Niestety zbliżał się wieczór i temperatura gwałtowanie spadła – rodzinę Stolpa czekała noc pod gołym niebem.

Po kilku godzinach niespokojnego snu, zagubieni na nowo podjęli trudną wędrówkę. Jednak organizm Jennifer zaczął buntować się przeciwko ekstremalnym warunkom, a odmrożone nogi odmawiały posłuszeństwa. James znowu musiał wybierać – zwolnić marsz czy samemu udać się w poszukiwaniu pomocy. Mimo że Jennifer płaczem błagała go, by nie zostawiał jej i synka, James wyruszył w samotną podróż. Rodzinę ukrył w jaskini i obiecał roztrzęsionej żonie, że wróci po nich. Wiedziony tym przyrzeczeniem pokonywał kolejne kilometry. Jednak mózg zaczynał sprawiać mu figle, miał omamy słuchowe i wzrokowe. Gdy nagle zobaczył nadjeżdżająca ciężarówkę, również był przekonany, że to fatamorgana. A jednak ostatkiem sił zmusił się do krzyku. Auto nie zniknęło, tylko zatrzymało się, a kierowca przez CB radio wezwał pomoc. Półprzytomny ze zmęczenia James powiedział, gdzie zostawił żonę i zemdlał. Na szczęście ekipie ratunkowej udało się odnaleźć Jennifer i Claytona. W szpitalu okazało się, że dziecko wyszło z całej dramatycznej przygody
prawie bez szwanku, rodzice natomiast przez 3 tygodnie dochodzili do siebie. Po latach wspomnienia feralnego wyjazdu nadal budzą w nich wielkie emocje.

Kanion wyczerpania
W czerwcu 1996 roku grupa pięciu nastoletnich chłopców wraz z trzema przewodnikami ruszyła na wycieczkę w dół Wielkiego Kanionu. Piechurzy wytyczyli sobie bardzo ambitną trasę. Po zejściu do rzeki Kolorado i uzupełnieniu zapasów wody, grupa miała wrócić na szczyt Kanionu. Pełni optymizmu, zapału i werwy młodzi ludzie ochoczo ruszyli na spotkanie przygody. Jednak organizatorzy nie przewidzieli, że temperatura nad Wielkim Kanionem w dzień będzie sięgać nawet do 40 stopni Celsjusza. Zapasy wody szybko się kończyły i z każdym krokiem młodzi wędrowcy uświadamiali sobie, że ich sytuacja staję się coraz bardziej dramatyczna. Gdy jeden ze starszych przewodników z wyczerpania nie był w stanie iść dalej, grupa stanęła przed trudnym wyborem: zostawić swojego kompana, czy iść w poszukiwaniu wody i ratunku.

Odważni chłopcy nie chcieli się poddać i ruszyli dalej. Jednak droga była długa, a każdy przebyty kilometr osłabiał ich organizmy. Gdy kolejni piechurzy chcieli przerwać drogę, by zebrać siły, trójka nastoletnich przyjaciół postanowiła, że nie ustanie w drodze. Chłopcy poszli dalej, mając nadzieję, że życiodajna rzeka jest blisko. Po kilku godzinach ich oczom ukazał się upragniony widok: błękitna wstęga przecinająca Wielki Kanion. Niestety dostępu do niej bronił liczący 2 tys. metrów stromy klif. Młodzi ludzie ponownie byli zmuszeni dokonać trudnego wyboru – zostać i czekać na cud czy ruszyć skalną ścianą w dół. Wola przeżycia ponownie okazała się silniejsza i mimo braku liny oraz umiejętności wspinaczkowych, przyjaciele zaczęli schodzić.

Gdy pierwszy z nich stanął u stóp klifu, odżyła w nich nadzieja, że wszystko skończy się dobrze. Niestety do rzeki pozostało im jeszcze kilka kilometrów marszu. Co gorsza, jeden z przyjaciół - David Philips - zaczynał mieć objawy przegrzania organizmu. Jego usta i skóra stały się ekstremalnie suche, pojawiły się zaburzenia wzroku. W oddali było jednak słychać szum rzeki. Przyniosła ona nie tylko upragnioną wodę, ale także ratunek. Jeden z chłopców dostrzegł grupę kajakarzy, która zaalarmowała służby ratunkowe o pechowej wyciecze. Niestety los okazał się łaskawy nie dla wszystkich piechurów. Jeden z wycieńczonych młodzieńców - David - zmarł.

Poznaj ludzi, którzy znaleźli sposób, by oszukać przeznaczenie. Oglądaj program „O krok od śmierci” o godz. 21.30 na kanale Animal Planet.

Zobacz także
Komentarze (0)