Laotańskie klimaty
Stoimy na szczycie wzgórza Phousi, które wyrasta w środku miasta Luang Prabang. Zmęczeni z trudem łapiemy oddech, ale z ciekawością rozglądamy się dookoła. W dole widać Mekong i jego dopływ Nam Khan z malowniczym mostem.
Laotańskie klimaty
Stoimy na szczycie wzgórza Phousi, które wyrasta w środku miasta Luang Prabang. Zmęczeni z trudem łapiemy oddech, ale z ciekawością rozglądamy się dookoła. W dole widać Mekong i jego dopływ Nam Khan z malowniczym mostem. Na wzgórzu znajduje się stupa That Chom Si z 1804 r. i kapliczki. Zwieńczona złotobarwną iglicą stupa jest widoczna z każdego miejsca w okolicy, błyszczy w słońcu niczym kosmiczna antena.
Laotańskie klimaty
Wspinanie się na Phousi wymaga nieco wysiłku. Chociaż to tylko 100 m wysokości i około 350 schodków, to w tym klimacie trzeba wylać sporo potu, żeby osiągnąć cel. Przypomina nam się reklama piwa Żywiec, gdzie grupa zmęczonych piechurów wyciąga z zimnego potoku butelki, pozostawione tam wcześniej przez mądrego przewodnika.
Laotańskie klimaty
Na Phousi zawsze jest pełno turystów. Malownicze wschody i zachody słońca stanowią sporą atrakcję. Wśród zwiedzających jest dużo buddystów, dla których jest to strefa sacrum; jedno z ważniejszych miejsc w Laosie. Oni właśnie, modląc się, tworzą nastrój i koloryt tego miejsca. My też trochę pomedytowaliśmy, ale raczej ze zmęczenia po wyczerpującym podejściu, tym niemniej Budda na pewno spojrzał na nas łaskawszym okiem.
Laotańskie klimaty
Spacerując po mieście wszędzie spotykamy buddyjskich mnichów w charakterystycznych pomarańczowych szatach. Na ulicach, na bazarze, nad rzeką, na wzgórzu Phousi, nawet w kafejce internetowej.
Laotańskie klimaty
Na atmosferę pobytu w Luang Prabang wpływa też laotańska zasada „śpiesz się powoli”, czy też „powoli, jutro też jest dzień”. W tym klimacie i w tym miejscu brak pośpiechu i uśmiech są najlepszą gwarancją szczęśliwego, spokojnego życia. Do tego doktryna życiowa, według której należy akceptować to, co przyniesie los.
Laotańskie klimaty
Stupa to najprostszy typ sakralnej budowli buddyjskiej. W zależności od kraju nosi różne nazwy. Na Sri Lance jest to dagoba, w Tybecie czorten, w Mongolii suburgan, w Tajlandii chedi, a w Chinach, Korei i Japonii pagoda.
Laotańskie klimaty
Gdy już potrzeby ducha zostały zaspokojone, przenieśliśmy się na drugą stronę rzeki, do wioski Ban Pak Ou, aby zaspokoić potrzeby ciała. Obiad, wsparty zimnym piwkiem Beerlao, zadowolił chyba wszystkich. Restauracja – biznes rodzinny – sprawnie obsługiwała kolejne grupy gości.
Laotańskie klimaty
Tak oto biedna rybacka wioska, dzięki turystom, powoli przekształca się w lokalną oazę zamożności. Rejs powrotny do Luang Prabang i przesiadamy się do busa, żeby dojechać do wodospadu Kuang Si. Wokół Luang Prabang znajduje się wiele wodospadów, ale Kuang Si jest najbardziej znany i chyba najładniejszy.
Laotańskie klimaty
Wychodzimy na Sisavangvong Road, która dodatkowo pełni rolę nocnego bazaru. Praktycznie już od popołudnia panuje tutaj ożywiony ruch. Setki kramów z pamiątkami, biżuterią, torbami, szalami, butami i ciuchami tworzą bardzo kolorową scenerię. Jest okazja, aby po niewygórowanych cenach kupić kilka T-shirtów i jakieś pamiątki. Nasze partnerki ruszają dziarsko między stragany, a my spokojnie na Beerlao (lokalne piwo) do pobliskiej restauracji.
Laotańskie klimaty
Spacerując po mieście wszędzie spotykamy buddyjskich mnichów w charakterystycznych pomarańczowych szatach. Na ulicach, na bazarze, nad rzeką, na wzgórzu Phousi, nawet w kafejce internetowej.