Tunezja ze Stanisławem Karpielem-Bułecką
Jest takie miejsce, gdzie daktyle je się garściami, a wielbłądy spacerują samotnie niczym dachowe koty. Gdzie czas płynie od jednej kawy do drugiej, a arabskie kobiety tańczą do rana przy europejskiej muzyce. To Tunezja – kraj bezwstydnej Sahary i palmowych gajów. Bajecznej ceramiki ręcznie malowanej i najpiękniejszych na świecie drzwi. Drzwi do turystycznego raju. Tę niezwykłą krainę poznawaliśmy wspólnie ze STANISŁAWEM KARPIELEM-BUŁECKĄ.
Jest takie miejsce, gdzie daktyle je się garściami, a wielbłądy spacerują samotnie niczym dachowe koty. Gdzie czas płynie od jednej kawy do drugiej, a arabskie kobiety tańczą do rana przy europejskiej muzyce. To Tunezja – kraj bezwstydnej Sahary i palmowych gajów. Bajecznej ceramiki ręcznie malowanej i najpiękniejszych na świecie drzwi. Drzwi do turystycznego raju. Tę niezwykłą krainę poznawaliśmy wspólnie ze STANISŁAWEM KARPIELEM-BUŁECKĄ.
Gdzie diabeł nie może, tam Karpiela pośle” – żartował Stanisław Karpiel-Bułecka, który razem z nami, ekipą TVN i Radiem ZET wybrał się do Tunezji, aby sprawdzić, jak smakuje harissa i czy wielblądy faktycznie kichają. Zwiedzanie zaczęliśmy standardowo od Kartaginy, miasta-państwa założonego w IX w. p.n.e. przez Fenicjan z Tyru, ale pytania, które zadawaliśmy, oglądając ruiny miasta, zdecydowanie nie były standardowe. Czy Hannibal miał wąsy? A co Wandalowie robili z genitaliami, które poucinali pomnikom? Tego dnia duże wrażenie zrobiła na nas także dyskoteka, w której roztańczone młode Arabki z chustami na głowie bawiły się bardzo po europejsku.
„Za kurczaka chcę buziaka” – powiedział łamaną polszczyzną sprzedawca kurczaków na prawdziwym tunezyjskim targu – suku, naszym kolejnym punkcie podróży, gdzie od zapachu warzyw i przypraw kręciło nas w nosie. Potem chcieliśmy napić się kawy w lokalnej kafejce. O godzinie siódmej rano wszystkie miejsca były już zajęte przez tubylców. Mężczyźni spędzają w kafejkach prawie całe dnie, grając w karty i kości. A gdy ktoś potrzebuje np. hydraulika, to wystarczy, że zadzwoni do pobliskiej knajpy, a wtedy czekający na swoją kolej mężczyzna rusza do pracy. Mnie najbardziej rozśmieszyła mała łyżeczka, którą wszyscy podawali sobie, by wymieszać cukier. Kiedy zniknął suk, naszym oczom pokazały się piękne stare ulice, bajeczne bramy i drzwi, w których co rusz ktoś palił sziszę. Ach, to tak wygląda medyna (stara dzielnica).
„Góral na pustyni, tego jeszcze nie było” – powiedział Staszek, kiedy znaleźliśmy się na Saharze. I jeżeli komuś pustynia kojarzy się z kupą piachu, to ma rację. Kupa piachu, po której wędrują wielbłądzice. Gdzie gaje palmowe pełne są ptaków, które nawet nocą, jak to powiedział jeden z turystów „drą ryja”. Niesamowita, olbrzymia, bezwstydna. Saharę można zwiedzać na wielbłądach albo w jeepach. My sprawdziliśmy obie opcje. I proszę państwa, wielbłądy nie kichają.
Tekst: Marta Kordyl