Podróże Internautów: Gorzki smak Himalajów
"Byłam w Himalajach" jest zwrotem nieodmiennie wywołującym podziw na twarzach słuchaczy. Przywołuje wyobrażenie majestatycznych szczytów, zapierającej dech w piersiach przyrody, przygód. Rzadziej mówi się o szarej, prozaicznej części takiej wyprawy: spaniu, jedzeniu, chorobie wysokościowej.
Podróże Internautów: Gorzki smak Himalajów
„Byłam w Himalajach” jest zwrotem nieodmiennie wywołującym podziw na twarzach słuchaczy. Przywołuje wyobrażenie majestatycznych szczytów, zapierającej dech w piersiach przyrody, przygód. Rzadziej mówi się o szarej, prozaicznej części takiej wyprawy: spaniu, jedzeniu, chorobie wysokościowej.
(A.K.)
Jeśli byliście w ciekawych miejscach i chcecie podzielić się swoimi opowieściami i zdjęciami - piszcie do nas na adres: turystyka@serwis.wp.pl*turystyka@serwis.wp.pl *
Podróże Internautów: Gorzki smak Himalajów
Wybierając się w góry, warto wynająć przewodnika, chociaż nie jest to konieczne. Rozgarnięty turysta doskonale poradzi sobie sam, tyle że straci niepowtarzalną okazję, by zbliżyć się nieco do autochtonów. A Nepalczycy to ludzie niesamowicie serdeczni, ale też zachowujący dystans wobec obcych. Nasz przewodnik nazywał się Mani i był właścicielem najbardziej promiennego uśmiechu na wschód od Uralu. I uśmiech ten oddawał cały jego charakter. Był również niezrównanym gawędziarzem. Snuł opowieści o wszystkim: ludziach, życiu, bogach, turystach, Nepalu i górach.
Podróże Internautów: Gorzki smak Himalajów
Każdy dzień trekkingu wyglądał podobnie: pobudka o świcie, pakowanie, śniadanie, od pięciu do dziewięciu godzin marszu z przerwa na obiad gdzieś po drodze. Zwykle około 17.00 docieraliśmy do kolejnego miejsca noclegowego, gdzie można się było umyć (zwykle...), potem kolacja, chwilka w stołówce i mniej więcej o dwudziestej chodziłyśmy spać.
Podróże Internautów: Gorzki smak Himalajów
Noclegami w górach przejmować się nie ma sensu. Trasa do ABC (Annapurna Base Camp) usiana jest guest housami, położonymi od siebie w odległości 2-4 godzin. Tutejsze nazywają się "lodge", wszystkie mają podobny standard, a ceny rosną proporcjonalnie do wysokości. Pokoje są malutkie, miejsca starcza na łóżka, rzadko jakąś półkę, raczej trzy haki w ścianie robiące za garderobę.
Podróże Internautów: Gorzki smak Himalajów
Wraz z wysokością menu nie tylko drożeje, ale i ubożeje. Najbezpieczniejszą potrawą jest dal bhat (ryż i zupa z soczewicy), dobre i rozgrzewające są też inne zupy: pomidorowa, czosnkowa, grzybowa. No i odkrycie wyjazdu - gurung, czyli rodzaj słodkawego chleba, a może bardziej placka? W każdym razie przepyszny! Woda jest bezpłatna, ale niebutelkowana. Można też oczywiście używać kranówki, po uprzednim jej odkażeniu. Słodkie energetyki lepiej wziąć ze sobą. W górach ich cena zbliżona jest do ceny obiadu.
Podróże Internautów: Gorzki smak Himalajów
Wbrew pozorom bardzo ciężko było o samotność, nie tyle na szlaku co już w samej lodżii. Wszyscy tam dzielą jeden ogromny, wspólny stół i jedzą kolację o tej samej porze. Ma to swoje uzasadnienie oczywiście, bo lodżia nie działa jak restauracja, bardziej jak przydomowa kuchnia. Zamówienie należy złożyć parę godzin wcześniej, tak by gospodarze mogli sobie spokojnie wszystko rozplanować i przygotować. Zwykle mają tylko dwa palniki do dyspozycji i dania przygotowują po kolei, a nie jednocześnie. Stąd jedna pora jedzenia dla wszystkich turystów. Gdy skończą, miejsce przy stole zajmują przewodnicy i tragarze, jedzą również domownicy - wszyscy to samo danie, którym jest dal bhat.
Podróże Internautów: Gorzki smak Himalajów
A poza lodżią jest jeszcze walka ze strasznym wrogiem, grawitacją. I z mniej strasznym - chorobą wysokościową. Miejscowi mają własne na nią sposoby: doradzają picie dużej ilości wody czy też herbatkę z dodatkiem masła. To dla tych z żelaznym żołądkiem. Przy mądrze zaplanowanej wędrówce choroba wysokościowa objawia się jedynie lekkim osłabieniem. No i „twarzą chomika”, czyli sporą opuchlizną, która przeszkadza jedynie na zdjęciach. Piękno, którego się doświadcza rekompensuje to jednak po stokroć.
(A.K.)