Wyrastają w Polsce jak grzyby po deszczu. "Sami sobie wprowadzają konia trojańskiego"
W ostatnich latach w Polsce zapanowała moda na miejskie tężnie, które w teorii mają poprawiać jakość powietrza, a także dawać korzyści zdrowotne, a w praktyce okazały się pułapką. Naukowcy alarmują, że solanka pełna jest bakterii chorobotwórczych, które są zagrożeniem dla ludzi.
Tężni nie trzeba nikomu przedstawiać - charakterystyczne inhalatoria w uzdrowiskach zbudowane są z drewna i gałęzi tarniny, a ich funkcją jest zwiększenie stężenia soli w solance. W tym celu jest ona odparowywana, a wdychanie tych aerozoli ma pozytywne działanie na górne drogi oddechowe czy płuca. Jest nawet cenne w profilaktyce i leczeniu nadciśnienia tętniczego, alergii czy nerwicy wegetatywnej. Jakby tego było mało, tężnie mają także dobry wpływ na powietrze - wychwytują z niego zanieczyszczenia.
Moda na małe tężnie
Te najbardziej znane znajdują się w Ciechocinku - są najstarszymi tego typu obiektami w Polsce - powstały w XIX w. - i jednymi z największych w Europie. Długą historię mają także tężnie w Inowrocławiu czy Konstancinie.
W ostatnich latach w całej Polsce masowo powstają mniejsze tężnie, które poza pozytywnym wpływem na zdrowie i powietrze, w wielu przypadkach mają być magnesem przyciągającym turystów do miejscowości. Co ciekawe, najczęściej pojawiają się w miejscach, w których nawet nie ma źródeł solanki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W Polsce są prawdziwym hitem. Wyczekiwana atrakcja już otwarta
Boom na małe tężnie można porównać do mody na wieże widokowe, które także w ostatnich latach wyrastają jak grzyby po deszczu w całym kraju i równie często powody ich powstania są wątpliwe - w opinii wielu jedynie szpecą krajobraz, a widok z miejsc, w których powstają, był równie piękny bez nich.
Miejskie tężnie siedliskiem bakterii
W przypadku tężni jest jednak jeszcze gorzej. Przebadano solankę krążącą w tego typu obiektach i wyniki są przerażające. Okazuje się mianowicie, że wdychanie aerozoli z małych miejskich tężni może przynieść więcej szkody niż pożytku. Naukowcy z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie odkryli obecność groźnych bakterii, takich jak E. coli i C. perfringens, w wodzie solankowej używanej w tych instalacjach.
- Problem dotyczy tzw. tężni miejskich. W Krakowie mamy już trzy i planowane są kolejne - mówi w rozmowie z WP prof. dr hab. inż. Katarzyna Wolny-Koładka. - Nie są one zlokalizowane przy źródle solanki, jak w przypadku np. tężni w Ciechocinku (solanka o stężeniu 5,8 proc. pompowana jest ze źródła z głębokości 414,58 m - przyp. red.). W Krakowie solanka jest na początku sezonu podawana do zbiornika i krąży w nim przez wiele tygodni - podkreśla.
Wyjaśnia, że ta sama porcja solanki za długo znajduje się w miejskich tężniach. Stężenie soli jest w teorii mierzone i regulowane, badania pokazały jednak co innego.
Solanka w miejskich tężniach pełna bakterii
- Mój główny zarzut jest taki, że solanka nie jest wymieniana wystarczająco często. Są to oczywiście duże koszty, natomiast jeżeli decydujemy się na taką inwestycję, musimy przewidzieć również koszty serwisu tych instalacji - podkreśla prof. Wolny-Koładka.
Ekspertka dodaje, że na dodatek nie ma twardych wyników badań, które mówią o tym, że małe tężnie miejskie mają prozdrowotny wpływ na ludzi. - Przebywanie tam jest zapewne przyjemne, ludzie lubią się ochładzać w upalne dni. Natomiast te instalacje są na tyle niewielkie, a podawana solanka nie jest cały czas świeża, że pojawia się tutaj dużo znaków zapytania - przyznaje.
Prof. Wolny-Koładka tłumaczy, że wiele problemów wynika z tego, że tężnie znajdują się na terenie otwartym. Taka jest oczywiście ich idea, ale w przypadku tych niewielkich konstrukcji, ma to wiele minusów.
- W tężni w Nowej Hucie, gdzie prowadziliśmy badania, dostęp do niecki, do której spływa solanka, mają odwiedzający. Dzieci czasami zamoczą tam stopy. Widziałam psy, którym zdarza się tam biegać. Już nie mówiąc o dzikim ptactwie, które bardzo lubi sobie siadać na gałązkach tarniny i zanieczyszcza tężnię odchodami - wylicza ekspertka.
Naukowcy odkryli, że w solance jest wiele bakterii, w tym Escherichia coli, Enterococcus faecalis i Clostridium perfringens. - Są to bakterie chorobotwórcze, niebezpieczne dla ludzi na przykład z obniżoną odpornością, ale nie tylko. W przypadku Clostridium perfringens nie trzeba chorób towarzyszących, by były one zagrożeniem - podkreśla profesor.
Badaczka prowadzi monitoring solanki w krakowskiej tężni już kilka lat. W międzyczasie Zarząd Zieleni Miejskiej w Krakowie zainstalował lampę UV, która ma neutralizować drobnoustroje. - Wstępne wyniki badań, które wykonałam w lipcu, pokazują, że nie ma takiego działania, ale więcej na ten temat będę mogła powiedzieć w okresie późniejszym - dodaje.
Badaczka podkreśla, że zależy jej na wprowadzeniu regulacji prawnych, które zapewnią bezpieczeństwo użytkowników tężni. To, że obecnie brakuje przepisów dotyczących kontroli mikrobiologicznej mgły solankowej jest rzeczywiście szokujące.
- Dopóki się za to nie zabrałam, nikt się nie interesował tym, co jest w solance czy mgiełce - mówi prof. - Jest to o tyle zaskakujące, że jest to solanka, która ma być potencjalnie używana do inhalacji, w związku z tym podlega rozporządzeniu ministra zdrowia właśnie w tym zakresie. I tam tych drobnoustrojów, które wymieniłam, po prostu nie może być - podkreśla.
Czy miejskie tężnie w ogóle mają rację bytu? Badaczka potwierdza, że zapanowała istna moda na takie instalcje. - Włodarze miast stawiają tężnie, bo jest to teraz popularne i dobrze jest pokazać w mediach, że taką inwestycję się przeprowadziło najlepiej z budżetu obywatelskiego. Mieszkańcy z kolei głosują na takie projekty, bo uważają, że jest to np. walka ze smogiem - mówi.
Dodaje, że wielokrotnie spotkała się ze stwierdzeniem, że miejskie tężnie pomagają w walca ze smogiem, jak i że są to punktowe inhalatoria, w których można poprawić swój stan zdrowia. - To są wszystko stwierdzenia, które powinny być poparte badaniami naukowymi i faktami, a nie tylko życzeniowym myśleniem. Ja przede wszystkim jestem za rzetelnością. Nie można zbijać kapitału na tym, że się ludziom daje coś, co tak naprawdę nie spełnia roli, która jest temu przypisywana - mówi badaczka.
Podkreśla, że w żadnym wypadku nie chodzi jej o krytykę czy torpedowanie pomysłów, co już jej zarzucono. - Jeżeli coś nie ma sensu, no to wydaje mi się, że trzeba to od razu powiedzieć i stanąć w prawdzie - podkreśla.
Tężnie nawet nad Bałtykiem
Boom na tężnie przyszedł po modzie na fontanny czy siłownie na powietrzu, które powstawały masowo kilka lat temu w całej Polsce. W przypadku tężni przyjmuje on jednak dość absurdalne formy. Najlepszym przykładem jest tężnia w Darłówku. Zamiast reklamować plusy wdychania jodu i spacerów nad morzem, włodarze zachęcają do korzystania z tężni, w której płynie solanka sprowadzana... z gór. W opisie atrakcji czytamy z kolei, że w aerozolu wokół tężni jest 300 razy więcej jodu niż w mgiełce, która zbiera się na brzegu morza. "Godzina przebywania przy tężni daje taki efekt dla zdrowia jak trzy dni nad Bałtykiem" - czytamy.
- Jakby sami sobie wprowadzali konia trojańskiego - podsumowuje prof. Katarzyna Wolny-Koładka.