Trwa ładowanie...
d35k5ym

Afryka Zachodnia - kult voodoo

Poszukiwania korzeni kultu voodoo rozpoczęliśmy od wizyty na Marché des Fétiches, największym targu fetyszy w Afryce Zachodniej w Lomé. Następnie Ouidah, tam poznajemy wyznawcę vodun, który zabiera nas na obchody rocznicy śmierci kobiety z jego wioski.

d35k5ym
d35k5ym
(fot. T. Kanik, J. Rybak/Globtroter)
Źródło: (fot. T. Kanik, J. Rybak/Globtroter)

Kiedy przed trzema laty mieszkałam z Tomkiem w Londynie - głośna była historia o wyłowionym z Tamizy bezgłowym korpusie dziecka, która dała początek jednemu z bardziej intrygujących śledztw Scotland Yardu. Detektywi rozpoczęli łowy na afrykańskiego czarownika. Znalezione dziecko było ciemnoskóre. Nazwano je Adamem. Jego ciało zostało pozbawione głowy, ręce odcięto tuż przy ramionach, a nogi – powyżej kolan.

Genitalia były nienaruszone. Już po śmierci korpus został przebrany w groteskowe, pomarańczowe szorty. W toku śledztwa okazało się, że dziecko prawdopodobnie sprowadzono z Nigerii na czyjeś zamówienie. Uznano, że było to morderstwo rytualne, związane z kultem voodoo.

Genitalia goryla na niepłodność

Wjazd do Lome, stolicy Togo barykadują blaszane beczki, przy których stoją kontrolujący samochody żołnierze. Blokady takie mogą być jednak zarówno prawdziwe, jak i fałszywe. W ciągu dnia to rutynowa kontrola, ale w nocy ogarnia nas niepewność i strach. Nie wiemy, czy zatrzymujący nas ludzie to żołnierze, czy bandyci. Kiedy jechaliśmy samochodem z zaprzyjaźnionym Togijczykiem zatrzymała nas po północy grupa nastolatków. Nasz znajomy nie mógł opanować drżenia rąk, podając im dokumenty. Było mgliście i strasznie, jednak dzięki naszej łapówce i przychylności jednego z bandytów (a może chcących sobie tylko dorobić żołnierzy), wszystko skończyło się dobrze.

d35k5ym

Poszukiwania korzeni kultu voodoo rozpoczęliśmy od wizyty na Marché des Fétiches, największym targu fetyszy w Afryce Zachodnie w Lomé. Błotniste klepisko (była pora deszczowa), długie i szerokie na kilka metrów. Wejście płatne dla białych. Dostajemy przymusowego przewodnika, wyjątkowo niesympatycznego.

Z błocka wystaje kilka straganów ze szkieletami małp, wśród których nawet są też szkielety chronionych goryli, wielorybów, czaszki hipopotamów, krokodyli, końskie ogony, suszone kameleony i szczury.

Przewodnik natychmiast rozwiewa nasze wątpliwości co do zabijania chronionych zwierząt: „Po prostu zostały znalezione martwe”. Ciężko nam w to uwierzyć.

W kąciku jednego ze straganów rozłożono dziwne laleczki, ale na nasze pytanie o ich przeznaczenie przewodnik rzuca pośpiesznie, że nie mają żadnego znaczenia. Ot, ozdobne laleczki. Przewodnik daje nam jeszcze radę: „Na kłopoty z płodnością najlepsze są sproszkowane genitalia małpy, którymi trzeba się natrzeć”. Kiedy Tomek robi zdjęcia, przewodnik denerwuje się. Tak kończy się to żałosne przedstawienie. Ot, zwyczajny targ ludowych lekarstw…

d35k5ym

Czary tanio oferuję

Opuszczając targ, spotykamy czarownika. Nie ma maski, pomalowanej twarzy ani rytualnych nacięć. Twarz nijaka, ubranie w stylu europejskim. Współczesny czarownik. Zaprasza do swojej budy i pokazuje nam liczne talizmany vodun. Wszystkie mają związek ze szczęściem: w biznesie, w miłości, w małżeństwie, w podróży… Muszelki są talizmanem szczęścia uniwersalnego, chcemy je więc kupić. Niestety, „wszechszczęście” okazuje się za drogie. Gdy rezygnujemy z zakupu, czarownik nieoczekiwanie przystaje na naszą ofertę. I tak oto, gdzieś w Afryce, kupiliśmy sobie szczęście do końca życia! Kto by pomyślał, że będzie to takie łatwe? Czarownik wręcza nam jeszcze wizytówkę z nazwiskiem i telefonem komórkowym. Afrykańskie czary na telefon!

Dotyk demona

Benin, dawne Królestwo Dahomejów. W Ouidah, skąd wywieziono najwięcej niewolników do Ameryki, poznajemy wyznawcę vodun, który zabiera nas na obchody rocznicy śmierci kobiety z jego wioski. Rytuały vodun są integralnym elementem każdego święta. Jedziemy na uroczystość podekscytowani i pełni nowych nadziei. Zamiast jednak wiedzy tajemnej, magii, uczestniczymy w czymś w rodzaju wiejskiej stypy, gdzie strumieniami leje się wódka i piwo, a wieśniacy zbierają pieniądze dla rodziny zmarłej.

Orkiestra głośno gra. Obnosi się fotografię nieboszczki, polewa drewniane figurki bliźniaków wódką (w vodun bliźniaki symbolizują pierwiastek żeński i męski), zarzyna kury w ofierze, a goście muszą wykupić się od dotyku demonów, w które wcielają się wieśniacy w maskach i kolorowych strojach. Polega to na ofiarowaniu „demonowi” pieniędzy, wtedy nie dotknie nas na pewno. To dla nas zawód. Nie ma magii, tajemnic i sił nieczystych. Nie ma cudów czy hipnotycznych tańców. Wielka szkoda.

d35k5ym

Ostatnie dni spędzamy w Burkina Faso. Czas, który nam pozostał na Czarnym Lądzie, postanawiamy miło spędzić, słuchając afrykańskiej muzyki na żywo w klubach w Ouaga. Poznajemy lokalnych muzyków - młodych, grających na bębnach rastafarian. Sprawiają wrażenie bardzo nowoczesnych - może nie mają jeszcze odtwarzaczy mp3, ale mieszkają razem (bez rodziców) w czymś, co można nazwać „skłotem”, a ich styl ubierania przypomina mieszkańców Bronxu. Częstujemy ich Campari kupionym w strefie bezcłowej na lotnisku. Jeden z rastafarian, Marc, jako pierwszy próbuje swojego drinka ale… natychmiast wypluwa, to, co wziął do ust.

- „Co to, zioła?”- pyta a jego twarz jest wykrzywiona z przerażenia.
Tłumaczę mu, że to, co wypił przed chwilą, to ziołowe, włoskie wino.
- „Z ziołami nie ma żartów ”- mówi Marc.
Domyśliłam się, że chodzi mu o czary. Chyba wystraszył się, że ja je właśnie na niego rzucam. Żaden z pozostałych muzyków już nie odważył się wypić Campari.
- „Mój wujek zabił swoją żonę – opowiada nam jeden z muzyków - „Był ciężko chory, więc tylko poświęcenie kogoś bliskiego w ofierze mogło go ocalić. Sproszkowana czaszka małpy po prostu by nie wystarczyła”.
- „I pomogło?” – pytam.
-„Oczywiście! Wyzdrowiał”!

_ Tekst: Justyna Rybak Zdjęcia: Tomasz Kanik, Justyna Rybak _
_ Źródło: Globtroter _

d35k5ym
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d35k5ym