Trwa ładowanie...

Estonia. Tam, gdzie słońce nie chce zajść

Sobotni wieczór nad Bałtykiem. Różowe niebo, słona bryza od morza, piasek pod stopami. Czerwone słońce wisi nad horyzontem. Mija godzina… Słońce nadal wisi w tym samym miejscu… No tak, tutaj to norma. Tutaj, czyli pod Tallinem.

Estonia. Tam, gdzie słońce nie chce zajśćŹródło: Shutterstock.com, fot: Grisha Bruev
d4b0e8u
d4b0e8u

Od ostatnich dni maja do ostatnich dni lipca słońce zachodzi w Tallinie po dziesiątej wieczorem. W czerwcu nawet tuż przed godz. 11. Kiedy w Polsce coraz krótsze dni zwiastują niechybny koniec wakacji, w Estonii nadal po dziewiątej wieczorem jest jasno. Dzięki temu jakby wakacji było więcej.

Vaana Joesuu może nie jest najbardziej oczywistym miejscem na spędzenie wakacji, dla Polaków nie jest miejscem nawet mało oczywistym. Cała miejscowość nie ma nawet siedmiuset mieszkańców. Jeśli chcemy zobaczyć jeden z najdłuższych zachodów słońca nad Bałtykiem, to właśnie tam. Na plaży pod Tallinem. Daleko? Nieprawda. Lot z Warszawy do stolicy Estonii trwa około 2,5 godziny.

www.visitestonia.com
Źródło: www.visitestonia.com

Białe noce

Skąd w ogóle wzięliśmy się na plaży przy małej mieścinie, wydawałoby się, że na końcu świata? Właśnie z Tallina. Stolica Estonii - jak i sama Estonia - nie jest szczególnie wielka, ani szczególnie ludna. Ale pomyli się ten, kto będzie się spodziewał sennej mieściny. To jedna z najbardziej dynamicznie rozwijających się europejskich stolic, z niepowtarzalnym klimatem. Już w piątek po południu z promów ze Skandynawii, a szczególnie z Finlandii, wysypują się setki przyjezdnych, złaknionych zabawy. Nie brakuje też przedstawicieli innych narodowości. Miasto mówi tysiącem języków.

Shutterstock.com
Źródło: Shutterstock.com, fot: rosshelen

Miasto piękne, ale my byliśmy spragnieni morza, fal, zapachu soli w powietrzu. Wystarczy odjechać kilkanaście kilometrów od stolicy, by to wszystko znaleźć. Plan był prosty. Szukamy noclegu nad morzem. To będzie nasza baza wypadowa do zwiedzania miasta. Jedziemy na zachód.

Tu już jest prawdziwie wakacyjnie. Nie ma wielkich i głośnych kurortów, za to nie brakuje domków letniskowych, kempingów i pól namiotowych. Dróg jest dużo, a podczas całej trasy można nikogo nie spotkać. W końcu: bingo! Dwadzieścia trzy kilometry od Tallina trafiamy na ukryty w lesie kemping. Właściciel ni w ząb nie mówi po angielsku. Ma również problemy z estońskim, pochodzi z Rosji.

d4b0e8u

Mamy pewne obawy, ale niepotrzebnie. Jest niezwykle sympatyczny, a czego nie umie nam wyjaśnić, to pokazuje. Nie pomyśleliśmy, by zabrać dość gotówki, a o płaceniu kartą możemy zapomnieć. Ale to nie problem. Nasz gospodarz po chwili szerokim gestem wskazuje na drewniany domek. Zapłacimy, kiedy będziemy wyjeżdżać. Zresztą z podobnym zaufaniem i życzliwością spotykamy się na każdym kroku.

Już późno. Spieszymy się na plażę, by podziwiać zachód słońca. Po drodze zahaczamy o jedyny w okolicy sklepik. Kupujemy małą kolację, by zjeść ją na plaży. Dobiegamy zdyszani. Uff, zdążyliśmy. Plaża z gatunku tych, jakie można znaleźć tylko nad Bałtykiem. Szeroka z białym czystym piaskiem. Tylko skałki wystające z wody bardziej kojarzą się z Portugalią niż naszym zimnym morzem. Rozkładamy się, patrzymy. Zjadamy kanapki, wciąż patrzymy. Przybiegł do nas duży pies, patrzy z nami. Półtorej godziny później się poddajemy. Żegnamy się z psem, który wraca do swoich właścicieli, a my na kemping. W domku patrzymy na zegarek. Dochodzi wpół do godz. 12, a wciąż jest jasno.

W poszukiwaniu łosia

Nowa podróż – jedziemy z Tallina na wschód. Chcemy zobaczyć klify. A te na północnym wybrzeżu Estonii należą do najpiękniejszych. I rzeczywiście. Pionowe ściany opadają wprost do morza, a z góry roztacza się oszałamiający widok. Wrażenie robi 31-metrowy klif Türisalu.

Wikimedia Commons CC BY
Źródło: Wikimedia Commons CC BY

70 km od miasta nad samym morzem leży park narodowy Lahemaa. To “kraina zatok”, którą najlepiej podziwiać na własnych nogach. Poza linią brzegową park obejmuje kilkadziesiąt jezior, kilka rzek i niezliczoną ilość strumieni, wodospady, bagna, trzęsawiska. To ostoja dzikich zwierząt. Wiadomo, skoro jesteśmy nad Bałtykiem, to możemy w ciemno obstawiać, że mieszkają tu foki. I rzeczywiście, mieszkają. Ale można tu też spotkać borsuki, rysie, niedźwiedzie i łosie.

“Łosiami” Estończycy nazywają zabawowych Finów, którzy tak upodobali sobie Tallin na imprezy. Jednak tutaj, 70 km od średniowiecznej starówki stolicy Estonii, zobaczyć można co najwyżej prawdziwego łosia, króla puszczy. Badania terenowe nad tymi fińskimi też przeprowadzimy. Ale to już następnym razem.

d4b0e8u

Artykuł powstał przy współpracy z Polskimi Liniami Lotniczymi LOT

Zobacz, co się działo przed meczem Polska-Estonia:

d4b0e8u
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4b0e8u