Kiedy kupować bilety lotnicze? Pracownicy linii zdradzają tajemnicę
Sprawdzasz koszt biletów lotniczych i widzisz cenę 49 zł. Dzień później wzrasta ona do 149 zł. Myślisz wtedy "o co chodzi?". W sieci jest cała masa poradników, kiedy najlepiej kupować loty, jednak odnoszą się one do ogólnych zasad, które nie zawsze się sprawdzają. To dlatego, że każdy przewoźnik ma własną politykę cenową, której nie chce zdradzać. Pracownicy kilku linii uchylili nam jednak rąbka tajemnicy.
Za cenami biletów kryją się wewnętrzne systemy, które kształtują stawki, oraz grono pracowników, którzy stale je kontrolują. Praktycznie wszystko opiera się na progach taryfowych, których jest ok. 10, a każdy posiada inną cenę. To, na jaki trafimy, zależy m.in. od liczby sprzedanych biletów, popularności oraz długości trasy, a nawet od dnia tygodnia.
– Sposób obliczania taryfy jest strzeżoną tajemnicą i żaden przewoźnik nie chce ujawniać, jak jest ustalany. Firma nie dzieli się z załogą takimi informacjami, ale pracując w branży lotniczej, siłą rzeczy porusza się takie tematy i pracownicy wymieniają się spostrzeżeniami lub drobnymi "przeciekami" – mówi w rozmowie z WP jeden ze stewardów LOT-u. – Podróżni wiedzą, że najdroższe bilety są na najczęściej uczęszczane trasy oraz na dni, w które przypadają ważne święta i Polacy mieszkający w Londynie czy Chicago wracają do ojczyzny. Najgorszym momentem na kupno biletu jest niedziela wieczór, kiedy to wiele osób zasiada przed monitorem komputera i rezerwuje loty. Mało kto zdaje sobie sprawę, że to ma wpływ na wysokość ceny biletu. Dlatego lepiej robić to w ciągu tygodnia.
Okazuje się, że zazwyczaj kilka pierwszych miejsc (4 lub 5) jest dostępnych w najniższych cenach (pierwszy próg cenowy) i to kilka miesięcy przed planowaną podróżą.
– Im więcej czasu pozostało do dnia wylotu, tym większe mamy szanse na kupienie tańszych biletów. Zasada jest prosta - im mniej wykupionych miejsc, tym ceny będą niższe. Jeśli widziałeś bilety za 39 zł, a dzień później kosztowały już 79 zł, oznacza to, że tych kilka, które były w niskiej cenie, zostały wyprzedane i w zasadzie nie ma co liczyć na tańsze. Wtedy lepiej od razu się decydować na ich zakup – mówi Kasia, która pracuje dla Ryanaira.
Dlaczego linie lotnicze nie sprzedają biletów last minute?
Zostały 2 dni do wylotu i choć w samolocie wciąż jest 50 wolnych miejsc, bilety nadal są bardzo drogie. Są one przygotowane z myślą o pasażerach, którzy, bez względu na cenę, są zmuszeni kupić bilet, ponieważ przytrafiła się im niespodziewana sytuacja, mają delegację czy zwyczajnie zależy im na czasie.
– W mojej ocenie linia nie chce, aby pasażerowie kupowali bilety na ostatnią chwilę i wolą sprzedać przed wylotem jeden za 500 zł niż 10 po 50 zł. Mniej pasażerów to mniej bagażu i mniejsza liczba załogi na pokładzie, więc to czysty zysk – tłumaczy steward z LOT-u.
Katarzyna zwraca uwagę, że linie lotnicze nie działają na takiej samej zasadzie co biura podróży i nie istnieje u przewoźników coś takiego, jak last minute. Wręcz przeciwnie, im bliżej terminu wylotu, tym większe prawdopodobieństwo, że bilety będą droższe. Oczywiście może się zdarzyć, że kilka dni przed lotem cena będzie wciąż atrakcyjna, ale zazwyczaj z tego względu, że jest promocja.
– Nie ma biletów last minute w liniach lotniczych, ponieważ gdyby były dostępne, to mało kto by się decydował na ich zakup we wcześniejszym terminie. To jest inny mechanizm niż w przypadku biur podróży, które chcą, aby zwrócił im się nie tylko koszt fotela w samolocie, ale też samego hotelu. Dla linii lotniczych jest mniejszą stratą, jeśli w trakcie lotu są wolne miejsca – mówi WP Mariusz Piotrowski z portalu Fly4free. – Wszystko zależy od kierunku i zapotrzebowania na niego. Jeżeli mamy połączenia, które nie cieszą się dużą popularnością, to w liniach niskokosztowych nawet kilka dni przed lotem można dostać bilety za kilkadziesiąt zł. Przy czym warto zwrócić uwagę, że np. w przypadku Skandynawii, dojazd do miasta jest często droższy niż sam lot.
Na czym zarabiają linie lotnicze?
Niskokosztowi przewoźnicy mają swoje sposoby na wyciśnięcie z pasażerów większej sumy pieniędzy. Kupiłeś bilet za 40 zł? Realny koszt 2-godzinnego lotu, przy założeniu, że jest komplet pasażerów na pokładzie, wynosi ok. 250-300 zł za osobę. Jeśli kupiłeś tańszy bilet, to ktoś inny zapłaci różnicę.
W tanich liniach, w odróżnieniu od tych tradycyjnych, bardzo ważny jest wysoki wskaźnik zapełnienia samolotu. Więcej pasażerów na pokładzie to nie tylko wyższe przychody z biletów, ale też większe szanse na wygenerowanie dodatkowego zysku ze sprzedaży różnych usług, np. wyboru miejsca, serwisu, bagażu rejestrowanego i pierwszeństwa wejścia na pokład. Wielu pasażerów błędnie uważa, że tanie linie głównie zarabiają na sprzedaży produktów na pokładzie.
– Nic bardziej mylnego. Sprzedaż na pokładzie generuje może 5 proc. zysków i musielibyśmy sprzedać tysiące produktów podczas jednego rejsu, aby pokryć koszt lotu – mówi steward z Wizz Aira.
Jak ustalana jest cena?
– Najważniejsze jest ustalenie średniej ceny biletu, którą układamy na daną trasę. Wpływa na nią kilka elementów, jak popularność kierunku czy długość trasy. Od średniej ceny zależy liczba biletów dostępnych we wszystkich progach cenowych. W przypadku lotów do Barcelony czy do Rzymu, mamy małe szanse na znalezienie tanich biletów i trafienie na promocję, ponieważ są to kierunki pożądane, a pasażerowie zazwyczaj wybierają się tam w celach urlopowych, czyli też nastawieni są na wyższy wydatek – tłumaczy pracownik Ryanaira.
– Spore szanse na kupienie biletów w korzystnych cenach mamy w momencie, kiedy otwierany jest nowy kierunek lub chcemy wypromować daną trasę. Firma najczęściej do nich dopłaca, póki pasażerowie się do niego nie przyzwyczają. Poza tym czasami daje się też taką stawkę, żeby wykończyć konkurencję. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i kierunek okaże się sukcesem, wtedy winduje się ceny. Z pewnością są osoby, które pamiętają bardzo tanie bilety do Gruzji, Izraela czy na Islandię. Można było bez problemu polecieć za 150 zł w dwie strony, a nawet taniej. Teraz byłoby to dużo trudniejsze – mówi steward z Wizz Aira.
Zobacz też: Linie lotnicze wykorzystują lukę w prawie, żeby nie płacić odszkodowań
Kiedy szukać promocji?
Zainteresowanie lotami w sezonie jesienno-zimowym spada aż o 40-50 proc. w porównaniu do lata. Dlatego też wtedy podróżni mają największe szanse na trafienie na promocje. Wyłączając oczywiście Boże Narodzenie czy sylwestra, kiedy linie starają się sprzedawać jak najwięcej lotów w wyższych taryfach. Połączenia z Londynu, Dublina czy Sztokholmu do Polski, czyli typowo pracowniczych kierunków, potrafią wtedy kosztować u tanich przewoźników 500 czy 700 zł i to w jedną stronę. Poza tym nie należy ufać wszystkim promocjom typu "dziś i jutro wszystkie loty 20 proc. taniej", ponieważ może się okazać, że na ten czas ceny zostały zawyżone i po skończeniu promocji są w niemal identycznej cenie, a nawet... tańsze.
Jeśli planujemy wycieczkę z dużym wyprzedzeniem, warto kupować bilety nawet rok wcześniej. Choć w ocenie ekspertów lotniczych, jeśli linia sprzedaje ze zbyt dużym wyprzedzeniem bardzo tanio bilety na atrakcyjne kierunki, może się to wiązać z jej problemami finansowymi. Pasażer niejako kredytuje działalność linii, która szybko potrzebuje gotówki.
Kiedy więc najbezpieczniej i najkorzystniej kupować bilety? We wtorek, środę lub czwartek. Potwierdza to pracownica z Ryanaira, która przyznaje, że pasażerowie mają największe szanse na znalezienie tanich biletów w środku tygodnia. Zdradza też, że w przypadku turystycznych kierunków cennik jest tak ułożony, że jeśli w jedną stronę kupimy bilet w bardzo korzystnej cenie, powrotny będzie prawdopodobnie droższy. Jeśli ktoś chce zaoszczędzić, powinien poszukać połączenia z przesiadką lub do najbliższego lotniska. Może dzięki temu zyskać nawet kilkaset zł.