Trwa ładowanie...

Polka w Chorwacji. "Mogę o Dubrowniku długo i namiętnie!"

Dubrownik to miasto, które powinien zobaczyć każdy. Wiedzą o tym tysiące Polaków, którzy co roku przyjeżdżają tam na urlop. - Dubrownik zawsze był stolicą ponad stolicami, przyjeżdżało się tu jak do Monako, licząc się z tym, że zostawi się kupę pieniędzy. Jest droższy, tak jak droższy jest Kraków, Zakopane, Sopot, i trudno z tym dyskutować - opowiada Paulina Kovačević, przewodnik po Dubrowniku.

Paulina jest przewodnikiem po DubrownikuPaulina jest przewodnikiem po DubrownikuŹródło: Instagram @dubrovnik_mylife
d2szr3d
d2szr3d

Joanna Klimowicz: Dubrownik w tym sezonie znów tętni życiem, mimo pandemii koronawirusa turyści nie zrezygnowali z odwiedzin. Jest tak samo zadeptany, jak zwykle?

Paulina Kovačević: A skąd! Ten Dubrownik, który teraz widzisz, to Dubrownik normalny, a nie zadeptany. Taki, jakim był od zawsze - mekką turystyczną, elitarną destynacją. Wszyscy, którzy tu wypoczywali, w ciągu dnia siedzieli na plaży bądź chronili się przed 35-stopniowym upałem. Dopiero gdy zachodzi słońce, miasto "gori", czyli płonie. Wszyscy wychodzą na drinka czy do restauracji, a w wakacje na letnie Igrzyska - festiwal jeszcze z korzeniami jugosłowiańskimi, zapewniający sześć tygodni szaleństwa (przedstawień, spektakli, koncertów). Odbywał się nawet wtedy, gdy Dubrownik był pod ostrzałem w 91. i 92., roku.

A w poprzednim roku? To musiał być smutny widok?

Smutny może nie, ale dziwny. Otwarcie było krótkie, trwało zaledwie półtora miesiąca, można było wtedy podróżować bez testów. Wyglądało tak samo jak wtedy, kiedy przyjechałam tu 20 lat temu, kiedy Chorwaci odbudowywali swoją infrastrukturę po wojnie. Przed rokiem gości było o połowę mniej, a kiedy wprowadzono drogie testy PCR, zrobiło się naprawdę smutno. Cieszyli się tylko fotografowie, bo mieli piękne ujęcia pustych plaż i uliczek.

Dubrownik w wakacje 2021 WP
Dubrownik w wakacje 2021 Źródło: WP, fot: Joanna Klimowicz

A jak ty to przetrwałaś?

Miałam szczęście, bo jestem człowiekiem orkiestrą i nie mam do utrzymania potężnej firmy, autokarów, wielkiego biura. Organizuję też śluby i wyobraź sobie, że te się w zeszłym roku odbywały! W Polsce były zabronione jakiekolwiek ceremonie, więc jeśli ludzie chcieli się pobrać, to decydowali się na krótki wyjazd i organizowali kameralne imprezy last minute. Dostaliśmy też pomoc unijną i od państwa - zapomogi, zwolnienia z podatków i opłat, jeśli spełnialiśmy warunki, a wszyscy spełnialiśmy, bo spadek dochodów był drastyczny. Dzięki temu wszystkiemu udało mi się przetrwać, ale wielu firmom się to nie udało, zwłaszcza tym, które poczyniły duże inwestycje.

d2szr3d

A co cię tu przyciągnęło 20 lat temu?

Z jednej strony to standardowa miłosna historia, ale też nie tak do końca klasyka w stylu "wakacje nad Adriatykiem". W trakcie studiów wyjechałam do pracy jako pianistka na dużych statkach wycieczkowych, żeby sobie dorobić. Poznałam chłopaka. Ja za fortepianem, on w recepcji, zauroczył mnie jego mundur [śmiech]. Statek nazywał się Destiny [przeznaczenie - dop. red.], więc co mogę więcej powiedzieć…

Tak miało być.

Widocznie tak. Goran jest z Zagrzebia, nie z Dalmacji, i pewnie dzięki temu nam się udało. Mieszkańcy Dalmacji mają zupełnie inną mentalność, hardej Polce byłoby ciężko z takim przetrwać.

d2szr3d

Goran obwiózł mnie po całym wybrzeżu, a ja - zakochana w nim - automatycznie zakochałam się Chorwacji. Nawet mimo tego, że kazał mi zwiedzać fortyfikacje dubrownickie w południe! Do dziś mam do nich największy sentyment, ale i litość dla moich gości, więc w południe ich tam nie wyganiam.

Goran studiował w Dubrowniku, więc kiedy zakończyłam swoje obowiązki w Warszawie, spakowałam walizkę i kota, i w grudniu 2001 r. pojawiłam się tu.

I żyliście tu długo i szczęśliwie?

Pomysłów było dużo, nawet Nowa Zelandia była w planie, żebyśmy mieli równe szanse. Ale jakoś tak się ułożyło, że Goran szybko dostał tu pracę, a i ja zaczęłam pracować w zawodzie, w szkole muzycznej. Potem przyszły momenty frustracji, aż w końcu poświęciłam się turystyce, usamodzielniłam się, stałam się niezależna i jak na odnalezienie się w obcym miejscu, myślę, że odniosłam sukces.

d2szr3d

Zrobiłam też uprawnienia tłumacza przysięgłego. Urodziły się dzieci. Kaja jest utalentowana muzycznie. Jaś ma świetny kontakt z ludźmi i pewnie będzie kontynuował tradycje pracy w turystyce. Obydwoje są wrośnięci w kulturę Dubrownika, mają w sobie dumę i brzemię pochodzenia z tego miasta.

Co było dla ciebie najtrudniejsze na początku? Bo zakładam, że nie nauka języka?

To fakt, język był najprostszą sprawą do opanowania. Zwłaszcza kiedy jesteś zakochana, to idzie szybciutko, nawet nie pamiętam, kiedy się nauczyłam. Najtrudniejsze było chyba pożegnanie z marzeniami o muzyce. Moje ambicje opadały powoli: z koncertów w Pałacu Rektora, z uczenia w szkole muzycznej, aż do chałtur po hotelach. A kiedy już i tam nie było dla mnie miejsca, bo zajmowali je miejscowi, skończyłam podyplomowe studia dyrygenckie w Lubljanie, mając nadzieję, że to pomoże. Nie pomogło.

d2szr3d

Trochę muzyki mi brakuje, ale nie chcę wszystkiego zwalać na zamkniętą społeczność dubrownicką. Może nie wystarczyło mi pasji, zaczęła mnie ogarniać błogość dalmatyńskiego "polaco" [powoli]: A co ja tam będę się wysilać, jak tu jest tak pięknie [śmiech].

Pięknie, to fakt. Ale mogłoby być taniej. Czy masz swoje sposoby na ominięcie stawek turystycznych?

Tydzień temu byłam w Primosten i ceny były takie same, albo nawet i wyższe. Są faktycznie w Dubrowniku pewne rzeczy, które są dużo droższe. Choćby te nieszczęsne parkingi. Jeśli ktoś przyjeżdża na jeden dzień, to za parking może - ale nie musi - wydać fortunę.

d2szr3d

My, Polacy, jesteśmy bardzo ogarnięci i zawsze wyszperamy informacje o tym, jak w Dubrowniku zaparkować, żeby nie zbankrutować. Atrakcje turystyczne też są drogie: spacer po murach to wydatek rzędu 200 kun (121 zł), wypłynięcie na Lokrum - 200 kun (121 zł), kolejka na wzgórze - 170 kun (103 zł).

Ale powiedz mi: jakie inne miasto ma takie atrakcje? Mury dubrownickie to unikat na skalę światową. Dubrownik zawsze był stolicą ponad stolicami, przyjeżdżało się tu jak do Monako, licząc się z tym, że zostawi się kupę pieniędzy. Dubrownik jest droższy, tak jak droższy jest Kraków, Zakopane, Sopot, i trudno z tym dyskutować. Faktem jest też, że my, lokalni mieszkańcy, nie pijamy kawy na Stradunie [głównej ulicy starego miasta - red.], tylko siedzimy sobie tak jak my teraz, w beach clubie przy plaży ukrytej w zatoczce.

Jaka jest teraz największa zgryzota twoich gości - polskich turystów?

Zmieniająca się sytuacja covidowa i przepisy, obostrzenia. Naszym zadaniem jako przewodników jest podpowiadanie, gdzie zaparkować i zjeść, ale w tym roku staliśmy się też ambasadorami ambasad. Wszystkie oficjalne źródła informacji robią to tak, że wysyłają link do linka, który jeszcze linkiem pogania, potęgując chaos. Nie dziwię się, że goście są zdezorientowani, zmęczeni, pogubieni. Piszemy więc maile do ministerstwa, żeby nam interpretowali nowe przepisy. Wszystko jest płynne. W połowie lipca nasza minister zapowiadała, że 15 sierpnia skończymy sezon, bo nadciąga wariant Delta. Ciekawe, jak ona to wyliczyła.

d2szr3d

Wprowadzenie w trakcie sezonu pomarańczowej strefy na całym chorwackim wybrzeżu pewnie namieszało? Nagłówki alarmowały.

Z wielu nowych nagłaśnianych obostrzeń nic nowego nie wynikało. Dyskoteki i nocne kluby pozamykane były już wcześniej, podobnie funkcjonował zakaz organizowania zgromadzeń większych niż 50 osób. Życie tutaj nie zmienia się więc aż tak bardzo. Kluczowe są zasady wjazdu i to, czy nam nie pozamykają knajp, obiektów turystycznych i plaż.

Jaki jest twój przepis na Dubrownik w ciągu dwóch godzin?

Te dwie godziny to optimum na poznanie fenomenu opowieści o potędze, która wybudowała miasto i jego historii, ale nie jest to przepis na poznanie Dubrownika. Trzeba tu trochę pobyć. Przepis polega na tym, żebyś sama odkryła swój Dubrownik, bo on jest dla każdego inny. Teraz nie oprowadzamy zorganizowanych grup, bo agencje nie mogą sobie pozwolić na ryzyko zmieniających się przepisów, a i sami turyści obawiają się jeździć grupowo. Mnóstwo jest za to wycieczek indywidualnych, w których świetnie się odnalazłam. Kiedy mam gości na wyłączność, to oni dyktują tematykę - kogoś bardziej interesuje architektura, kogoś lokalne smaki. A ja mogę o Dubrowniku długo i namiętnie!

Przygotowywałam się do tego sezonu bardzo mocno. Kiedy przyszła "korona", miałam szczęście - pojawiła się cudowna ekipa Przewodników Bez Granic. Szalona ekipa z Barcelony połączyła już z 60 osób z całego świata. Przez całą zimę pracowaliśmy nad tym, żeby polscy podróżnicy wiedzieli, że destynacje na nich czekają, że jesteśmy tutaj i jesteśmy po to, żeby pomóc. Robiliśmy wirtualne toury, wejścia na żywo z różnych miejsc.

Razem pokazujemy, jak życie tu i teraz wygląda naprawdę. To nas trzymało przy życiu, zaowocowało, daje nowe możliwości i nadzieję na przyszłość.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Urlop na jesień. Czy pojawią się ograniczenia w poruszaniu się? „Obaw nie widać”

d2szr3d
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2szr3d