Zdecydowanie tego nie planowałam, nawet nie miałam takiego pomysłu. Ale szczęśliwy traf sprawił, że na początku grudnia trafiłam do Szwarzwaldu, gdzie dostałam propozycję wyruszenia na podbój najwyższej góry w rakietach śnieżnych. Miałam je na nogach pierwszy raz w życiu. Podobnie jak reszta ekipy, z której część już kilka lat temu osiągnęła status emeryta. I zrobiliśmy to. Zdobyliśmy mierzący niemal 1500 m n.p.m. Feldberg, a ja - przy okazji - znalazłam swój ulubiony sport zimowy.