Beata Pawlikowska: O tajemnicy szczęścia
Wywiad z Beatą Pawlikowską o najnowszych podróżach, z których wróciła; o eksperymentowaniu w fotografii; o recepcie na szczęście i o tym czy w 2012 roku nastąpi koniec świata.
Wywiad z Beatą Pawlikowską o najnowszych podróżach, z których wróciła; o eksperymentowaniu w fotografii; o recepcie na szczęście i o tym czy w 2012 roku nastąpi koniec świata.
- Na początek pytanie w związane z książką "Blondynka, jaguar i tajemnica Majów". Czy powinniśmy się bać ;-), że nastąpi koniec świata w 2012 r.?
Absolutnie nie! Ktoś chciał wywołać sensację i puścił niesprawdzoną plotkę, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Kalendarz Majów się nie kończy. Nawet więcej: Majowie stworzyli kalendarz, który oblicza nie tylko czas, ale i jest w stanie określić czwarty wymiar rzeczywistości. Mamy w nim zapisaną nie tylko przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, ale także siłę energetyczną związaną z danym dniem. To znaczy, że wszechświat emanuje pewną energią, która jest trudna do zbadania i precyzyjnego wyjaśnienia, ale Majowie posiedli tę wiedzę i zawarli ją w rytualnym kalendarzu zwanym tzolkin. Bo jest też drugi, zwykły majański kalendarz, czyli haab. I oba te kalendarze prowadzą nas bezpiecznie w przyszłość. Plotka wzięła się stąd, że kończy się pewien etap w dziejach świata. Ale jest to jedynie zakręt w czasoprzestrzeni. Nie koniec, tylko przejście do nowego kalendarza.
- Opowiedz coś o niedawnej wyprawie do Kambodży i Wietnamu, z której właśnie wróciłaś.
Lubię wracać do Angkor Vat w Kambodży. To było kiedyś największe miasto na świecie, pięć razy większe od dzisiejszej Warszawy – a działo się to w czasach Bolesława Chrobrego. Ludzie mieszkali w drewnianych domach na palach, handlowali złotem, srebrem i lśniącymi piórami zimorodków. Angkor było stolica potężnego Imperium Khmerów. Potem miasto zostało opuszczone, zarosło dżunglą i na kilkaset lat świat o nim zapomniał. Przetrwały w nim tylko kamienne świątynie zdobione ogromnymi twarzami bogów. To robi niesamowite wrażenie. Poza tym uwielbiam tropikalny upał i myślę, że to jest najbardziej idealny klimat na listopad i grudzień ? Dlatego zawsze gdy w Polsce zaczyna się zima, ja pakuję walizkę i lecę do ciepłych krajów, jak bocian.
- Czytam na jakimś forum: "Kiedyś w programie Krzysztofa Ziemca "Niepokonani". Beata Pawlikowska opowiedziała o swojej anoreksji, bulimii, alkoholizmie, próbie samobójczej i gwałcie". Teraz wszyscy o tym wiedzą. Jak się odbiłaś od dna i jaką pracę musiałaś wykonać, żeby być i czuć się tak jak teraz człowiekiem, z którego emanuje szczęście? :-)
O, ktoś mi dopisał alkoholizm do życiorysu? Nie byłam nigdy uzależniona od alkoholu. Byłam przez pewien czas związana z alkoholikiem, ale nie wiedział o tym ani on, ani ja. To zabawna sprawa – te uzależnienia. Zajmowałam się tym tematem pisząc książki z serii „W dżungli życia”. Doszłam do wniosku, że wszystkie uzależnienia – od alkoholu, zakupów, narkotyków, Internetu, seksu, niejedzenia czy objadania się – pochodzą z dokładnie tego samego źródła. Ich przyczyną jest zagubienie swojego prawdziwego „ja”, które z kolei bierze się na skutek tłumienia różnych uczuć i emocji, które po pewnym czasie stają się niemożliwe do rozpoznania i nazwania. Wtedy człowiek jest ich niewolnikiem i szarpie się jak pies na łańcuchu, usiłując sobie ulżyć. Najczęściej szuka czegoś, co stłumi te nieuświadomione emocje w szybki i skuteczny sposób – dlatego sięga po alkohol, uzależnia się od niejedzenia, wpadając w anoreksje, albo ucisza emocje za pomocą obżarstwa. Nie rozwiązuje w ten sposób problemu, tylko jeszcze bardziej wikła się
we własne kłamstwa i jest coraz bardziej zagubiony. Droga do wyzdrowienia prowadzi przez własną duszę. Trzeba nauczyć się ją czytać jak mapę. Odrzucić kłamstwa i iluzje, które miały służyć za tarczę obronną przed ludźmi. Nauczyć się kochać siebie, mieć do siebie przyjaźń i szacunek. Napełnić się wiarą w szczęście, pozytywnym nastawieniem do rzeczywistości i miłością. To bardzo proste i jednocześnie bardzo trudne. Ale to najlepsza rzecz, jaką można dla siebie zrobić.
- Jedni mówią, że człowiek szczęśliwy ma czas. Inni, że człowiek szczęśliwy ma miłość. Co Ty na to?
Szczęśliwy człowiek ma miłość w sercu, a konsekwencją tego jest to, że ma też miłość ludzi i czas. Szczęśliwy człowiek to taki, który wierzy w dobro i zawsze się nim kieruje. Jest czysty w duszy i uczciwy, bo wie, że tylko dobro i miłość prowadzą do celu. Mają wielką moc stwarzania cudów. Im więcej miłości dajesz, tym więcej sam jej masz. I odwrotnie.
- A jaka jest tajemnica szczęścia w podróży. Na przykład na Zanzibarze?
W książce „Blondynka na Zanzibarze” napisałam tak: „Szczęście bierze się z tego, co czujesz. Nie z tego co masz, tylko z tego co czujesz w stosunku do siebie i swojego życia. Nie ma na Ziemi człowieka, który miałby wszystko. Nie ma osoby, która byłaby w stanie zgromadzić jakiś wyimaginowany komplet spraw i przedmiotów, koniecznych do osiągnięcia szczęścia. Jeśli szczęście jest uzależnione od czegoś, co należy najpierw zdobyć, to jest tylko złudzeniem. Bo zdobywanie kolejnych brakujących punktów na liście pełnego szczęścia nigdy się nie kończy. Zawsze okazuje się, że trzeba do tej listy dopisać coś jeszcze. I znów szukać, błądzić, walczyć, starać się i zabiegać. Tymczasem szczęście bierze się wyłącznie z tego, co już masz i tego, w jaki sposób myślisz o tym i o samym sobie.”. Moim zdaniem to jest prawda.
- "W dżungli samotności" piszesz co jest w życiu najważniejsze. Na swoim przykładzie opowiadasz o tym jak można zmienić swój sposób patrzenia na świat i swój sposób myślenia, żeby odzyskać radość z życia i zrozumieć na czym polega jego sens. Poproszę o receptę.
Recepta na szczęście? Proszę bardzo: prawdziwa wolność zaczyna się wtedy, kiedy człowiek potrafi uwolnić się od poczucia winy i żalu z powodu tego, co zdarzyło się w przeszłości, i od strachu przed tym, co będzie. A prawdziwe szczęście zaczyna się wtedy, gdy umiesz przebaczyć sobie i wszystkim ludziom, z którymi kiedykolwiek się spotkałeś, i gdy zaczniesz kochać siebie i cały świat. I to jest tajemnica wszystkiego. Jeśli zdobędziesz taką wolność i taką radość, będziesz najbardziej szczęśliwym człowiekiem na Ziemi. Mówię to ze swojego doświadczenia. To nie jest teoria szczęścia, tylko praktyka.
- Ale jak?...
Jak to osiągnąć? Poprzez doskonalenie swojego sposobu myślenia. Pozbycie się poczucia winy i umiejętność szczerego przebaczenia, płynącego z głębi serca. Otwarcie się na świat i na ludzi zamiast zamykania się w murach swojej niepewności, strachu i braku poczucia własnej wartości. Przeszłam całą tę drogę od bycia zakompleksioną i nieszczęśliwa ofiarą do miejsca, w którym jestem dzisiaj, więc wiem, że to jest możliwe.
- National Geographic wydał w grudniu Twój album "Fotografuję świat". Piszesz tam, że jesteś „łowcą, który schwytał fragment pięknego obrazu, który został zapisany w pamięci aparatu". Powiedz jak lubisz eksperymentować w fotografii?
Lubię eksperymentować, bo fotografia to coś zupełnie innego niż obraz widziany ludzkim okiem. Aparat w pewien sposób ogranicza rzeczywistość, ale jednocześnie dodaje jej osobliwego wymiaru artystycznego. Dlatego lubię szukać zaskakujących ujęć, niezwykłego promyka światła, faktury obrazu, sceny. Mam wrażenie, że można w ten sposób zamknąć w fotografii emocje człowieka, który fotografuje i tego, który jest fotografowany. To niesamowite uczucie.
- Jakie masz swoje ulubione zdjęcia?
Mam kilka ulubionych zdjęć, ale pokażę ci dzisiaj zdjęcia, które zrobiłam niedawno, np. to sprzed kilku dni temu z Kambodży. Zobacz: poganiacz słonia, który siedzi w cieniu i zapomniał na chwilę o reszcie świata, przybierając jednocześnie fantastycznie marzycielską postawę ciała, która komponuje się z innymi liniami na tym obrazie, np. z pionową linią głowy słonia i poziomą z linią siedziska na słoniu. Cały ten obraz jest złożony z lekkich linii w pionie i w poziomie, na tle których znajduje się czerwona postać, wpisująca się w te linie jak klejnot.
Albo tutaj mam zdjęcie z Tybetu, które bardzo lubię. Chłopiec czeka na swoją matkę, która pracuje w fabryce dywanów. Kobieta nie mogła go pewnie zostawić samego w domu, więc zabrała go do pracy. Chłopiec musi siedzieć i czekać przez wiele długich godzin, ale spójrz na jego twarz – on jest myślami gdzieś bardzo daleko, w swoim własnym świecie, i dzięki temu może być „tu”, a jednocześnie w jakimś własnym tajemniczym „tam”, gdzie czas płynie w innym wymiarze.
A to jest moje ulubione zdjęcie, które wisi naprzeciwko mojego biurka – świt nad rzeką Orinoko w Wenezueli. Wokół – budząca się do nowego dnia dżungla amazońska. Bardzo głośna dżunglowa cisza – pełna śpiewu ptaków, cyknięć cykad i wężowych szelestów. Nad rzeką unoszą się kłębki błękitnej mgły, i z nich niespodziewanie wynurza się maleńkie czółno. Siedzi w nim Indianin z wiosłem w ręce. Nie widać jego twarzy, tylko czarną, muskularną sylwetkę. Uwielbiam to zdjęcie. Jest dla mnie symbolem przygody, tajemnicy, podróży, wolności i… zatrzymania pięknej chwili, która trwa.
- Seria "Dzienniki z podróży" cieszy się dużym powodzeniem, m.in. ostatnie tytuły "Blondynka na Wyspie Wielkanocnej" i "Blondynka w Tanzanii", myślisz że kluczem do sukcesu jest słowo: blondynka? ;-) Czy chodzi o emocje, siłę i pozytywną energię jakie dajesz ludziom.
Myślę, że chodzi o marzenia. Świat jest fascynujący. W czasie podróży można go smakować, dotykać własnymi rękami, czuć zapach egzotycznych owoców i słonego wiatru znad oceanu. Ja zawsze piszę o tym, co czuję. Piszę o tym jak śpiewają ptaki, jak wygląda błękitna szarość zmierzchu i jaka prawda może być w nim ukryta. Dokonuję odkryć i przeżywam szalone przygody, zaspokajam własną ciekawość świata i tym właśnie dzielę się z czytelnikami. Jeśli więc ktoś lubi podróżować albo o tym marzy, może sięgnąć po taką książkę i przeżyć to razem ze mną.
- Ale po co piszesz tyle książek?
Za dużo? (śmiech)
- Wydaje mi się, że piszesz dużo książek, więcej niż inni pisarze i podróżnicy.
Piszę, bo lubię pisać. I lubię podróżować. To czysta radość. Piszę wtedy, kiedy mam coś do opowiedzenia, coś, co wydaje mi się ciekawe, odkrywcze, niezwykłe. Akurat ostatnio tak się złożyło, że miałam dużo ciekawych rzeczy do opowiedzenia i dlatego postanowiliśmy z wydawnictwem National Geographic stworzyć nową serię kieszonkowych „Dzienników z podróży”. Są kolorowe, pełne fotografii i rysunków, ale jednocześnie mieszczą się w kieszeni albo w damskiej torebce. W listopadzie ukazały się „Blondynka na Wyspie Wielkanocnej” i „Blondynka w Tanzanii”, a już w drukarni są dwie następne – „Blondynka w Brazylii” i „Blondynka w Himalajach”, które ukażą się w styczniu.
- A czym się różni twój kurs języków obcych, czyli „Blondynka na językach” od innych standartowych? Jak uczyć się języków obcych, żeby podróżować po świecie i bez blokad porozumiewać się.
Wiele lat temu chciałam się nauczyć hiszpańskiego i kupowałam kolejne podręczniki. Reklamowały się różnymi hasłami, że „z nami nauczyć się w 30 dni”, „wyjątkowo skutecznie” itd. Ale wszystkie te podręczniki były skonstruowane w ten sam sposób, czyli lekcja składała się z dialogu i objaśnień gramatycznych. Po każdej lekcji trzeba było wykuć zasady, odmiany, idiomy i inne rzeczy, które właściwie nie były niezbędnie potrzebne. Zwykle więc byłam w stanie dobrnąć do piątej lekcji, a potem czułam zniechęcenie i rozczarowanie. Po co właściwie mam uczyć się na pamięć odmiany nieregularnego czasownika „prać” we wszystkich osobach? Czy naprawdę kiedykolwiek będzie mi potrzebne słowo „prać” w drugiej osobie liczby mnogiej?... Pewnego dnia więc postanowiłam zabrać się do tego po swojemu. Wybrałam z dialogu kilka zdań, które były uniwersalne i mogły mi się przydać w rozmowie. Nauczyłam się ich, a potem zaczęłam komponować następne zdania, które zawierały istotne elementy potrzebne do porozumiewania się w obcym języku. I
wtedy nagle odkryłam, że języka obcego można się uczyć na zasadzie logicznej układanki. Jak puzzle, którego elementy zestawia się instynktownie. I na tej zasadzie jest oparty mój kurs. Zero gramatyki. Żadnego wykuwania teorii. Nie chodzi przecież o to, żeby wiedzieć jak się nazywa jakiś czas, tylko o to, żeby umieć go użyć w rozmowie, prawda? Jest to więc kurs rozmawiania i rozumienia, który uczy języka w wymiarze praktycznym.
- Ostatnie pytanie, jak Ty spędzisz Boże Narodzenie? I czy znasz jakieś dziwne, szalone obyczaje związane z Merry Christmas na świecie?
Lecę do Australii na Nowy Rok, a po drodze zatrzymam się na Tasmanii, gdzie spędzę święta. Tam sanie świętego Mikołaja zamieniają się w łódkę ciągniętą przez delfiny, a sam święty chodzi w krótkich spodenkach i okularach przeciwsłonecznych. Nie będzie choinki, więc posiedzę sobie pod świąteczną palmą, będę pić zimny sok z mango i przesyłać ciepłe myśli wszystkim czytelnikom, słuchaczom, widzom i internautom, Wesołych Świąt!
(Marbo)
| Dossier Beata Pawlikowska – pisarka, podróżniczka, dziennikarska, autorka audycji „Świat według Blondynki” w Radiu ZET. Prowadziła kilka programów w telewizji, m.in. „Zdobywcy”, „Podróże z żartem”, „Zagadkowa blondynka”. Autorka ponad dwudziestu książek, w tym pierwszej polskiej książki opublikowanej przez National Geographic. Z pasją pisze i opowiada o podróżach, spełnianiu marzeń i odnalezieniu się w „dżungli życia”. Organizuje wyprawy do dżungli amazońskiej i w inne egzotyczne miejsca. Swoje książki ilustruje własnymi fotografiami i rysunkami, tylko tej jesieni ukazało się sześć: „Blondynka na Zanzibarze”, „Blondynka w Tybecie”, „Blondynka w Tanzanii", „Blondynka na Wyspie Wielkanocnej”, „Fotografuję świat” i „Blondynka na językach”. www.beatapawlikowska.com www.oliwkowo.pl |
| --- |