Wojciech Franus: żeby zdjęcie krzyczało
Rozmowa z Wojciechem Franusem, Dyrektorem Artystycznym National Geograhic Polska o fotografii historycznej i "Madagaskarze 1937" Arkadego Fiedlera. O "Świecie w 3D", czyli życiu człowieka na czterech kontynentach i w trzech wymiarach. O wyborze najlepszych zdjęć w 7 edycji Wielkiego Konkursu Fotograficznego National Geographic.
19.12.2011 | aktual.: 10.05.2013 09:17
Rozmowa z Wojciechem Franusem, Dyrektorem Artystycznym National Geograhic Polska o fotografii historycznej i "Madagaskarze 1937" Arkadego Fiedlera. O "Świecie w 3D", czyli życiu człowieka na czterech kontynentach i w trzech wymiarach. O wyborze najlepszych zdjęć w 7 edycji Wielkiego Konkursu Fotograficznego National Geographic.
- Właśnie rozstrzygnięto 7 edycję Wielkiego Konkursu Fotograficznego National Geographic Polska. Trudno wybrać spośród blisko 50 tys. fotografii kilka najlepszych. Jakie były kryteria oceny Jury, a na co Pan zwracał uwagę wybierając te zwycięskie? Trudno przecież o jednomyślny werdykt, bo każdy ma swoje osobiste preferencje.
- Przede wszystkim zdjęcie powinno być zauważone. Kiedy przegląda się tysiące zdjęć, istotne jest, by zdjęcie "krzyczało", żeby było inne niż pozostałe, by intrygowało wyjątkowym ujęciem tematu i potrafiło zaciekawić formą. Najlepiej do takiego zdjęcia pasuje wyrażenie "eye catching" - chwytające oko. I nie odnosi się to do z góry założonego wyglądu zdjęcia, bo może to być zdjęcie kolorowe, czarno-białe, kontrastowe, mgliste. Musi być w zdjęciu to "coś", co nie pozwala by przeszło niezauważone. Preferencje jurorów są już raczej płaszczyzną dyskusji. Jeśli juror bardziej lubi prasowy fotoreportaż, to wcale nie znaczy, że nie doceni studyjnego portretu. Fotografia to bardzo rozległa dziedzina, która nawet w swych skrajnych postaciach, cały czas podlega tym samym zasadom. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia wykonane przez mikroskop elektronowy lub z Hubble'a - niektóre z nich można wystawić w galerii sztuki albo opublikować jako ilustrację do sesji mody.
- Panie Wojciechu, poproszę o krótkie uzasadnienie wyboru tegorocznych zdjęć, które zwyciężyły – chodzi przede wszystkim o Grand Prix i o fotografie, które zdobyły pierwsze miejsca w poszczególnych kategoriach tematycznych. U nas w Internecie często cytujemy sentencję: jeden obraz wart jest tysiące słów. :-)
- GRAND PRIX: oryginalne zdjęcie z dosyć powszechnego zdarzenia. Niezwykły jest natomiast wyraz plastyczny. Dwa bijące się ptaki utworzyły wspaniałą, rzeźbiarską kompozycję. A fotograf umiejętnie to sfotografował.
LUDZIE: zwyczajne zdjęcie o sile nieodgadnionej tajemnicy. Ilu było jurorów, tyle było pomysłów, domysłów o co chodzi, kto to jest, gdzie jedzie i co robi. To jest siła dobrego zdjęcia: inspirowanie do wielu interpretacji.
FOTOREPORTAŻ: klasyczne czarno-białe ujęcie, wydawać by się mogło najbardziej emocjonującego zawodu świata - żołnierza. A tak naprawdę wygląda to na pasmo nudy znoju i bezsensu. Jeden strzał podczas godzin marszu, chodzenia, spania, kręcenia się w kółko.
KRAJOBRAZ: po prostu intrygujące spojrzenie na góry.
ZWIERZĘTA: rzetelna przyrodnicza fotografia.
- Dziękuję. A co Pana zdaniem jest najważniejsze: technika, rzetelność. artyzm...?
- Moim zdaniem najistotniejsza jest celowość. Technika i rzetelność to podstawy, tak jak umiejętność zmiany biegów w samochodzie. Artyzm to miły dla oka dodatek, ale tak subiektywny, że raczej traktowałbym go jak kolor karoserii - nie pomaga w zwyciężeniu wyścigu, ale zawsze lepiej jak jest ładny. Natomiast celowość fotografii jest głosem autora o danym problemie. Czy jest on istotny, czy jest piękny, czy brzydki, czy kogoś uszczęśliwia? Czy nas alarmuje i czy nas o czymś informuje. Zdjęcie może być ładne, ale jeśli nie rozumiemy, po co zostało zrobione i co z tego wynika, to jest tylko kolejnym obrazkiem.
- Ma Pan bogate doświadczenie jako fotoreporter w gazetach i fotoedytor, od 4 lat jest Pan Dyrektorem Artystycznym w National Geographic Polska. Współpracę zaproponowała Panu sama Martyna Wojciechowska. Fotografią zajmuje się Pan od ponad 30 lat... Proszę powiedzieć, jak zrobić dobre zdjęcie? Kilka prostych rad.
- Aby zrobić dobre zdjęcie trzeba przeczytać instrukcję obsługi aparatu ;-) oraz dowolny podręcznik do plastyki ze szkoły podstawowej. Ta wiedza wystarczy. :-) Potem dużo fotografować i porównywać ze zdjęciami już opublikowanymi, na przykład w National Geographic lub w naszym polskim wydaniu. Oglądać dużo zdjęć i patrzeć na nie, zawsze zadając sobie pytania: jak zostało zrobione, o czym jest i po co zostało wykonane. A potem już idzie jak z górki.
- Pana zdaniem większą szansę na wygraną mają zdjęcia o tragedii, wojnie, trzęsieniu ziemi i o śmierci czy po prostu "zdjęcia szczęśliwe"?
- Nie ma reguły na wygraną. Szansę mają wszystkie zdjęcia. Istotne, by podczas obrad jury, najlepiej prezentowały się na tle pozostałych i nie były podobne do tych sprzed roku. Czasami są to zdjęcia szczęśliwe, czasami poruszające istotniejsze kwestie.
* - Czy zdarzało się, że na konkurs podsyłano nie swoje prace, np. kradzione z googla? I po czym Jury je rozpoznawało?*
- Zdarzało się, szczególnie na początku uruchomienia "wyjścia przez sieć". Poradziliśmy sobie stawiając małą bramkę techniczną. Ale zawsze zachodzi niebezpieczeństwo, że ktoś będzie się starał oszukać. Przy dzisiejszej technice coraz trudniej rozpoznać zdjęcie prawdziwe od montażu, oryginał od kopii. Na szczęście są życzliwi Internauci, którzy liczą ilość mew nad portem i układ światła na ich piórach. Czasami, gdy zdjęcie jest zbyt oryginalne lub niewiarygodnie doskonałe, przyglądamy mu się wnikliwiej.
- A które Panu osobiście zdjęcie najbardziej utkwiło w pamięci. Wydało się niezwykłe i tak dobre, że aż Pan pozazdrościł, że kto inny zrobił to zdjęcie?
- Ja często kieruję się zazdrością, gdy typuję zdjęcia. Właściwie większość zdjęć, które mi się podobają, to są te o których myślę: "Choroba, że też ja czegoś takiego nie zrobiłem". To chyba najprostsze kryterium oceny. Bo to, że ktoś potrafi zrobić to co ja, to tylko mnie martwi. Że sam niczego oryginalnego nie stworzyłem, skoro tak łatwo skopiować.
- Panie Wojciechu, z zamiłowania jest Pan specjalistą od rewitalizacji fotografii historycznej. Skąd się to wzięło i dlaczego? Ma Pan podobno niechęć do "sepiowania", co jest najczęściej stosowanym zabiegiem w przypadku fotografii historycznej...
- Dostałem negatywy Arkadego Fiedlera do wykorzystania w książce. Okazało się, że to co często nam się pokazuje jako fotografię historyczną, z całym sztafarzem sepii, postrzępionych ramek, wprasowanych much i fikuśnych napisów, było tak robione, bo taka była estetyka czasów, z których zdjęcie pochodzi. I upływ czasu też się do tego przyczynił. Ale to nie ma nic wspólnego, z tym co zrobił fotograf. Na przykład sepia wynikała z rodzaju materiału, jaki był użyty do zrobienia odbitki, jest ciepła dla oka, więc się podoba. Ale na przykład wiele historycznych odbitek było niebiesko-zielonych tak naprawdę, a ten kolor nie jest miły dla oka, więc się częściej sepiuje niż niebiesko-zieleni. Czyli trochę kierujemy się naszymi przeświadczeniami, a nie prawdą. Negatyw był czarno-biały i taki powinien być pozytyw. Oczywiści nie zmienia to faktu, że sepia, jest rzeczywiście miła dla oka i przychylniej patrzymy na takie zdjęcie, tak bardziej artystycznie. :-)
- Ale ostatni Pana projekt to wystawa "Świat w 3D", czyli życie człowieka na czterech kontynentach i w trzech wymiarach. Świat pędzi do przodu i jednak trzeba iść z duchem czasu... ;-)
- Tak, ja bardzo lubię fotografię trójwymiarową. I pomyślałem sobie, czemu by czegoś takiego nie zrobić. Są filmy, gry, to dlaczego nie spróbować z fotografią, matką wszystkich mediów. Wystawę obejrzało blisko 100 000 osób i mam nadzieję, że im się podobała. A co do ducha czasu, to fotografia 3D istniała od dawna. Fotoplastikon to takie 3D. Tylko jest trudniejszy do oglądania.
- Wrócmy jeszcze do tematu prac rekonstruktorskich nad zdjęciami Arkadego Fiedlera z Madagaskaru i z Dywizjonu 303. Wiem, że to Wojciech Cejrowski przyniósł Panu podniszczony zeszyt z wklejonymi stykówkami i odręcznymi notatkami autora. Arkady Fiedler podczas swoich wojaży nie rozstawał się ze średnioformatowym Rolleiflexem... A Pan się przecież wychowywał na książkach Arkadego Fiedlera, to było takie zetknięcie się z mitem z dzieciństwa. I zdecydował się Pan przygotować zdjęcia z Madagaskaru tak, jakby były zrobione nie 70 lat temu, ale obecnie, tyle że na materiale czarno-białym. Dlaczego właśnie tak?
- Jak już wspomniałem, fotografia historyczna obciążona jest klątwą swych oprawców, czyli tych, którzy ją oprawiali. Na zdjęcia historyczne często patrzy się jak na przedmioty, które mają ramkę, kartonik, zaokrąglone rogi i tę nieszczęsną sepię. A to przede wszystkim jest fotografia. Ma oddziaływać tym co przedstawia i w sposób jaki ją wykonał fotograf. Nie sądzę, by Fiedler przymierzając się do zdjęcia pięknej Malgaszki myślał: tu damy szlaczek, tu wklepiemy komara, trochę nadgryziemy narożnik, a jak się nie uda to i tak łykną sepię, bo wszyscy łykają sepię. ;-) A tak całkiem serio to fotografia jest tym, co jest na zdjęciu, a nie zdjęciem samym w sobie. Obecna technika potrafi z najstarszych negatywów wyciągnąć tyle szczegółów, że pewnie sami autorzy, by się tego nie spodziewali. Myślę zatem, że naszym obowiązkiem jest wręcz pokazać ich kunszt. Poza Fiedlerem pracowałem nad zdjęciami Bronisława Malinowskiego, znanego z "Życia seksualnego dzikich" - który wykonał tysiące zdjęć dokumentujących jego wyprawy i
spostrzeżenia. Pracowałem również nad Tonym Halikiem, rasowym fotoreporterem, który przede wszystkim fotografował, a potem pisał. Nad Leonem Barszczewskim, który również za cel postawił sobie udokumentowanie rosyjskiego wschodu. Każdy z nich wykonywał swoje zdjęcia, by pokazać świat, w którym żyli, a nie ubóstwo ówczesnej techniki.
- Współpracował Pan projektowo nad reportażami z Tomaszem Tomaszewskim. Jak to konkretnie wyglądało? I czego się Pan od fotografa takiego pokroju jak Tomaszewski nauczył. ;-)
- Tomek jest świetnym fotografem, od którego wiele można się nauczyć. Przede wszystkim tego jednak, jak się pracuje nad gotowymi zdjęciami. Tomasz, przy całym swym bezdyskusyjnym mistrzostwie i opanowaniu sztuki fotograficznej, zachowuje dużo pokory wobec świata i szacunku wobec tych, których fotografuje i tych, z którymi potem opracowuje zdjęcia. Praca nad jego materiałami to czysta przyjemność. Bo nie dość, że ogląda się świetne zdjęcia, to jeszcze dobrze się o nich rozmawia. Tomasz nie traktuje odbiorców z góry, jak kapłan, mimo, że jest po prostu mistrzem.
Jest partnerem do dyskusji i innych tak traktuje, nie "wciska kitu" z gwiazdorskiej pozycji. Wielu fotografów, którzy zrobili okładkę lub dwie albo obwiesili się drogimi gadżetami często myśli, że to wystarcza, by zdobyć posłuch u innych i że właściwie wszyscy powinni z góry zgadzać się z ich opiniami. Natomiast praca z Tomkiem to po prostu rzetelna robota nad dobrze zrobionymi zdjęciami, gdzie autor ma swoje racje, art-director swoje, a redaktor swoje. Każdy nawzajem chce przekonać do tych racji innych, jednak efektem ma być świetny materiał, który przekona wszystkich!
- A z jakiego swojego zdjęcia jest Pan szczególnie zadowolony? I w jakiej sytuacji zostało zrobione?
- Podoba mi się kilka zdjęć z wystawy 3D, ale akurat bardziej w nich chodzi o trójwymiarowość niż o jakieś ukryte wartości. Podobają mi się zdjęcia, które zrobiłem na Sri Lance o uprawie herbaty, były
publikowane na łamach National Geographic Polska. Może jeszcze z Kapadocji, gdzie bawiłem się panoramami. Obecnie bardziej mnie interesuje sposób wykorzystywania fotografii niż samo wykonywanie zdjęć. Co dalej ze zdjęciem zrobić, jak wpływa na przekaz, jak powinno występować na stronie, jak wpływa na odbiór całego materiału prasowego lub jak ilustruje książkę.
(Marbo)
| *WOJCIECH FRANUS *- Kierownik działu graficznego National Geographic Polska od sierpnia 2007 roku. Przez wiele lat pracował‚ jako fotograf, następnie jako fotoedytor w "Gazecie Wyborczej", redaktor fotograficzny w agencji fotograficznej "East News" i szef działu fotograficznego tygodnika "Polityka". Obecnie jest odpowiedzialny za kształt graficzny i plastyczny materiałów publikowanych przez National Geographic Polska. Zajmuje się również projektowaniem i opracowywaniem graficznym i fotograficznym książek podróżniczych.Z zamiłowania - specjalista od rewitalizacji fotografii historycznej, wymagającej wielu żmudnych prac konserwatorskich, które przywracają życie unikatowym zdjęciom. Dzięki jego staraniom wystawy odnalezionych zdjęć Arkadego Fiedlera „Madagaskar 1937” (publikacja na łamach setnego numeru National Geographic Polska) oraz "Dywizjon 303" (publikacja w numerze czerwcowym z 2009 roku) - ujrzały światło dzienne. |
| --- |