Arabia Saudyjska - idą zmiany
W tłumie Hadeel wygląda jak inne Saudyjki. Czarny strój, zasłonięta twarz. Ale pod spodem żakiet Chanel, blond loki i krwistoczerwone paznokcie, a samą abaję jednym ruchem można zmienić w wieczorową suknię.
Gdy wjeżdżam do stolicy, Rijadu, odnoszę wrażenie, że to zagubiony stan USA. Amerykańskie autostrady, znaki przy drodze, sieci fast foodów i znane z filmów jadłodajnie ze skórzanymi siedzeniami ustawionymi bokiem do okna. Saudyjczycy jeżdżą dużymi samochodami, na ulicach pusto. Nie ma suków ani typowego arabskiego gwaru. Bardziej jak w Houston czy Phoenix, a nie w Bejrucie czy Kairze. A potem dostrzegam różnice. Za kierownicami – wyłącznie mężczyźni. Kobiety z tyłu, pozasłaniane nikabami i w abajach, czarnych sukmanach od szyi do kostek. Na każdym rogu centrum handlowe, ale obok – meczet. A w powietrzu nieustający pustynny pył. To jednak Bliski Wschód. Przy pierwszym kontakcie Arabia Saudyjska wydaje się groźna. Mam w głowie nawarstwione stereotypy, skojarzenia. WTC, Al-Kaidę, setki prasowych artykułów o ciemiężeniu kobiet i egzekucjach. Wjeżdżam z nieco obronną postawą, jakby Królestwo miało mnie zaatakować. Niepotrzebnie. Arabia Saudyjska działa na innych zasadach, ale są one
wewnętrznie spójne. Muszę je tylko poznać. I się dostosować. Arabia Saudyjska jest monarchią absolutną, rządzoną przez rodzinę królewską i klasę muzułmańskich duchownych. Państwo i islam stanowią jedność, a Królestwo to Ziemia Święta islamu – miejsce narodzin proroka Mahometa i cel pielgrzymek muzułmanów do Mekki. Jak to w państwie religijnym, zasady życia codziennego są dość surowe. Saudyjczycy cenią sobie zwłaszcza „moralność”. Co przystoi, a co nie w sferze publicznej, poza domem. Niepisany kodeks jest bardzo precyzyjny. Z drugiej strony – ropa naftowa przyniosła Arabii Saudyjskiej niewyobrażalne bogactwo, a z nim służbę, wielkie rezydencje i nieograniczone możliwości. Ekonomicznie to więc kraj XXI wieku, ale społecznie – trochę nowoczesności, trochę średniowiecza. Na przykład: gdy policja zatrzymuje kierowcę ferrari za niebezpieczną jazdę, wlepia mu mandat z oficjalnego taryfikatora. Dostanie karę około tysiąca złotych i… dwieście batów. Chłostę wymierzy mu kat na ogólnodostępnym placu Dira w centrum
miasta. W ciągu dnia bawią się na nim dzieci. Ganiają, grają w berka i kopią piłkę. Ktoś obok sprzedaje balony. Z pobliskiego Wielkiego Meczetu wysypuje się tłum wiernych. A w piątki policja religijna zagania widzów i wymierza winnym kary, niech wszyscy popatrzą. Czasem kary chłosty, a czasem obcięcia głowy mieczem, za morderstwo czy gwałt. Wtedy krew leje się do rynsztoka przez specjalnie przygotowaną kratę w ziemi. Godzinę później dzieciaki znowu biegają wesoło.
Dziś nikab, jutro warkocz. Pierwsze, co się rzuca w oczy, to czarne stroje kobiet. Bezkształtne „namioty”, zasłonięte twarze. Jak niemal wszyscy Europejczycy myślałem, że to przymus, symbol męskiej dominacji. Tak nam wmawiają wiadomości w telewizji. – Mylisz się – powiedziała mi Hadeel, matka, żona i nauczycielka arabskiego, trzydziestoletnia dynamiczna kobieta. – Spójrz na mnie. W tłumie Hadeel wygląda jak inne Saudyjki. Czarny strój, zasłonięta twarz. Ale pod spodem żakiet Chanel, blond loki � la Veronica Lake, krwistoczerwone paznokcie, zdobna biżuteria. W Stanach zrobiła doktorat z ekonomii, objechała cały świat. Ma dwa domy czy może raczej rezydencje, służbę, kilka samochodów do dyspozycji i całą garderobę designerskich ubrań. Wytłumaczyła mi, że nikab – zasłonę na twarz – założy kobieta, która akurat dziś ma na to ochotę. Jutro tylko przewiąże włosy, a pojutrze je w ogóle rozpuści. Czasem to faktycznie konserwatyzm, ale czasem tylko kaprys. Niczego nie zakładaj z góry. Nie bardzo chciałem w
to wierzyć. Ale gdy spotkałem się z Halą al-Dosari, jedną z najbardziej zagorzałych feministek walczących o prawa kobiet, na spotkanie przyszła w czarnej abai do kostek. Mówiła to samo. Abaja to tylko zasłona przed obcymi, jak żaluzje i żywopłoty. Nic więcej. Ani przymus, ani niewola. – To mój wybór – powiedziała. – Jestem Saudyjką, a abaja to nasz strój narodowy. Nie dopisuj do tego ideologii.
Europejczykom często się wydaje, że abaja jest czarną szmatą, czymś jak wór pokutny. Z bliska można się przekonać, że to taki sam strój jak sukienka czy żakiet i podlega tym samym prawom mody. Abaje są coraz częściej kolorowe, haftowane, rozpinane, odkrywają nogi, dyskretnie podkreślają kształty. Projektują je znani projektanci, sprzedają największe marki. Są abaje do biegania i wieczorowe; takie, które jednym ruchem można zamienić w balową suknię. Wiele z nich spokojnie wytrzymałoby próbę na wybiegu w Paryżu. Z daleka tego nie widać, z bliska – tak.
Rijad i Dżedda. Inny świat. *Arabia Saudyjska to gigantyczny kraj, o powierzchni siedmiu terytoriów Polski, ale życie koncentruje się tylko w dwóch miastach. W stolicy – *Rijadzie i w Dżeddzie. Rijad jest bardzo konserwatywny, surowy. Na ulicach czuć powagę królewskiego urzędu, a twarde nakazy moralne obowiązują bezwzględnie. Kobiety nie chodzą po ulicach z odkrytymi włosami, nigdzie nie można kupić alkoholu. Gdy przechadzam się ulicami, widzę jak policja religijna zagania ludzi do meczetów, upewnia się, że pory modlitw są przestrzegane. Dżedda *zawsze była bardziej frywolna, liberalna. Leży nad brzegiem Morza Czerwonego – od dawna przepływają tędy statki kursujące z Azji do Europy przez Kanał Sueski. Niedaleko stąd do buzującego życiem Kairu i Bejrutu. Miasto-tygiel kultur. Więcej wolno, a mieszkańcy mniej się przejmują. *Kobiety palą sziszę w restauracjach na dachach domów, w prywatnych rezydencjach organizowane są imprezy,
podczas których leje się whisky i sypie kokaina, a rozebrane dziewczyny tańczą na podestach. W państwie religijnym – sytuacja rzekomo nie do pomyślenia. Raptem dwa dni zajmuje mi wejście w świat dżeddyjskiego „ruchu oporu”. To nie rewolucjoniści ani partyzantka, raczej zbuntowana inteligencja. Saudyjczycy, którzy nie zgadzają się na narzucane przez państwo ograniczenia wolności słowa i ekspresji. W Królestwie nie ma lokalnej kultury, bo kina, teatry i koncerty są zabronione – haram, grzech w oczach Boga. Nie ma lokalnej kuchni, bo jedzenie na ulicach to amerykańskie sieciówki fastfoodowe. Sztuka – wyłącznie religijna. Ruch oporu się na to nie zgadza. Chce wolności; chce mówić, co myśli. Szarą eminencją tej „społeczności” jest człowiek nazywany Biznesmenem. Sześćdziesiąt lat, wykształcony w Europie, słyszalny brytyjski akcent. Zdecydowanie zamożny. Kilka domów, w tym rezydencja nad morzem. W swoich ogrodach i piwnicach organizuje występy kabaretowe, stand-upy, koncerty. Zaprasza piosenkarzy z Egiptu,
zdarza się, że grywają u niego amerykańskie gwiazdy. Wstęp – tylko na zaproszenie, tylko dla zaufanych. Wszystko w pełnej konspiracji, w głębokiej tajemnicy. Za takie imprezy idzie się tu do więzienia. Bo kobiety i mężczyźni nie mogą publicznie przebywać razem.
Segregacja. Życiem w Arabii Saudyjskiej rządzi zasada, która ma wpływ na wszystko pozostałe. Segregacja płci. Kobiety i mężczyźni niebędący rodziną nie powinni przebywać razem. Dla kobiet i mężczyzn w restauracjach są przeznaczone różne sale. W dużych firmach pracują na oddzielnych piętrach, a dzieci uczą się w różnych szkołach już od siódmego roku życia. Mężczyźni do sklepów z bielizną nie mogą wejść praktycznie w ogóle, a do perfumerii – tylko w towarzystwie kobiety. Kobieta z kolei nie zostanie wpuszczona na pokaz samochodów, jeśli będzie to „męska” impreza, a taksówkarz może nie chcieć jej zabrać, jeśli nie będzie w towarzystwie mężczyzny. Segregacja płci to pokłosie zmian obyczajowych z lat 70. Sąsiedni Iran skręcił wtedy gwałtownie w stronę niebezpiecznego islamskiego fundamentalizmu. W samej Arabii Saudyjskiej pojawiły się przejawy podobnego procesu. Atak terrorystyczny na Wielki Meczet w Mekce, zabójstwo króla Fajsala, który wprowadził telewizję i szykował kolejne reformy. Wtedy w Królestwie
mieszkało wielu Amerykanów prowadzących typowo zachodni tryb życia. W alkoholu, nagości i przejawach nieskrępowanej wolności osobistej Saudyjczycy zobaczyli zagrożenie. Ekspaci zostali więc zamknięci w ogrodzonych, strzeżonych osiedlach, tzw. compoundach, gdzie mogli żyć po swojemu z dala od oczu Saudyjczyków – i żyją tam do dziś. Całą edukację oparto na Koranie, wprowadzono policję religijną i przyznano jej potężne uprawnienia. Rozdzielono kobiety i mężczyzn – na wszelki wypadek i „ku moralności”. Czterdzieści lat później Arabia Saudyjska nadal żyje w tym systemie, z tym że trzeszczy on w szwach pod naporem nowoczesności. Muttawa, policja religijna, wciąż legitymuje pary w centrach handlowych, upewniając się, że to małżeństwa. Ale nic nie może poradzić na randki po kryjomu umawiane przy użyciu aplikacji na telefony komórkowe. Dziewczyny zalotnie strzelają oczami spod sztucznych rzęs, mocnego makijażu i kolorowych szkieł kontaktowych. Chłopaki krążą wieczorami w samochodach i rzucają pod stopy
ładnych nastolatek zwitki papieru z numerami telefonów. Konserwatyści patrzą na to z przerażeniem, ale nic nie mogą poradzić. Idą zmiany.
Kobiety oficjalnie potrzebują zgody swojego „opiekuna” (czyli ojca lub męża), by móc pracować lub wyjechać z kraju, ale coraz częściej te zgody to fikcja. Mąż podpisze cokolwiek sobie żona wymyśli, nawet jeśli nie będzie się zgadzał z jej decyzją. Co roku na stypendia zagraniczne wyjeżdża kilkadziesiąt tysięcy Saudyjczyków, którzy po powrocie żądają zmian. Arabia Saudyjska pęka na pół. Część prze na Zachód, w stronę wolności osobistej i indywidualizmu, drugie pół hamuje albo wręcz aktywnie się przeciwstawia zmianom. Zwłaszcza prowincja.
Zmiany na pustyni. Wiatr chłoszcze drobinami piasku. W cieniu czterdzieści dwa stopnie. Cisza. Wystarczy odjechać sto kilometrów od któregoś z miast, żeby poczuć się jak przed wiekami. Arabia Saudyjska to gigantyczna pustynia, olbrzymie odległości, podróże liczone w dniach. Wielbłądy, Beduini, ciężkie życie w namiotach lub domach z gliny i tradycje, które opierają się nowoczesności. Tu nadal aranżuje się małżeństwa, czerpie wodę ze studni i zbiera grzyby rosnące na piasku, by sprzedać je na targu. Tu nie widać lamborghini, a majątek liczy się w wielbłądach. Dla Saudyjczyków z prowincji bogactwo petrodolarów, zakazy i nakazy, YouTube, szklane wieżowce i dyskusje, czy kobieta może prowadzić samochód, czy nie, to zupełna abstrakcja. Beduinki samochód prowadzić muszą, bo ich mężowie są w armii lub pracują w mieście, i jeśli one nie przywiozą ciężarówką wody i jedzenia, umrą z głodu. Proste domy są zbyt małe, by wydzielić pomieszczenia dla kobiet i mężczyzn, wszyscy żyją razem. Ideologia przegrywa z
surowym pustynnym życiem.
Wiza
Arabia Saudyjska nie przyznaje indywidualnych wiz turystycznych. Wjechać do kraju można jedynie z wizą biznesową, gwarantowaną przez lokalną firmę lub instytucję, z wizą religijną (na pielgrzymkę do Mekki) lub – w wyjątkowych przypadkach – w niewielkiej, zorganizowanej grupie pod opieką lokalnej agencji turystycznej. Uzyskanie promesy wizowej jest trudne i kosztuje ok. 300 zł.
Dojazd
Z Europy do Rijadu lub Dżeddy latają niemal wszystkie duże linie lotnicze i przewoźnicy z Półwyspu Arabskiego. Bilet w dwie strony można znaleźć w cenie od 2100 zł. Ciekawe promocje oferują też linie KLM/AirFrance. Inna możliwość to przyjazd do Arabii Saudyjskiej z Egiptu, a konkretnie promem z Hurghady, jednak jest to ryzykowne rozwiązanie ze względu na ograniczenia w wizach. Główne miasta, Rijad i Dżedda, oddalone są o ponad 1000 km. Linie Nas Air i Saudia oferują kilkanaście lotów dziennie w cenie 200-300 zł w jedną stronę. Do pozostałych miejsc w kraju dostać się trudniej. Najczęściej trzeba łączyć lot ze zorganizowaniem wcześniej samochodu z kierowcą.
Noclegi
W Arabii Saudyjskiej nie ma taniej infrastruktury turystycznej. Hotele zaczynają się od trzech gwiazdek, a te najtańsze nie przyjmują kobiet. Nie da się uniknąć wysokich kosztów pobytu. Warto przed wylotem spróbować „dać się zaprosić” do domu któregoś z ekspatów. Saudyjczycy raczej niechętnie będą patrzeć na takie propozycje.
Pogoda
Do Arabii lecieć można w dowolnej porze roku, ale najlepszy sezon to jesień i wiosna. Latem upał jest nie do zniesienia – temperatura może sięgać 45 stopni. Zimą bywa chłodno, nawet 10-15 stopni.
Autor - Tomasz Michniewicz
Dziennikarz, fotograf i autor książek reporterskich. Arabię Saudyjską poznał, realizując projekt opisany w jego najnowszej książce „Swoją drogą”. W ramach projektu zabrał kilka osób w dowolnie wybrane przez nich miejsca na świecie, by mogły skonfrontować się ze swoimi możliwościami i ograniczeniami. Książka opisuje trzy wyprawy: na Bliski Wschód, do afrykańskiej dżungli w Kamerunie i na południe Stanów Zjednoczonych, śladem muzyki czarnego Południa. Podróże stanowią próbę znalezienia odpowiedzi na fundamentalne pytania: o obawy, plany i miejsce człowieka w życiu.
Więcej na: www.tomekmichniewicz.pl/swojadroga.
Tekst: Tomasz Michniewicz, www.podroze.pl