Co roku zjeżdżały tłumy, a teraz duża zmiana. "Mogą niepotrzebnie nakręcać atmosferę zagrożenia"
Co roku 11 listopada tłumy turystów zjeżdżały do polskiego miasta. Tego dnia mieszkańcy Poznania celebrują nie tylko narodowe święto, ale i imieniny ul. Św. Marcina. Kulminacją obchodów przez lata był barwny korowód, w tym roku będzie jednak inaczej. - Odwołując tradycyjną imprezę, mogą niepotrzebnie nakręcać atmosferę zagrożenia. Niewykluczone, że wskutek tego kolejne samorządy też będą rezygnować z imprez - ocenił Mariusz Pośnik, ekspert w dziedzinie zwalczania aktów terroru, były naczelnik w CBŚP.
Tradycyjny korowód świętomarciński z udziałem szczudlarzy, bębniarzy, orkiestry dętej i ruchomych machin, co roku przyciągał dziesiątki tysięcy osób. Na czele korowodu jechał zawsze Św. Marcin w rzymskiej zbroi i na koniu, a widowisko był symbolem miasta. W tym roku korowód się jednak nie odbędzie. Organizatorzy oraz władze miasta tłumaczą swoją decyzję względami bezpieczeństwa, powołując się na ostatnie incydenty z naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej oraz obowiązujący stopień alarmowy BRAVO.
Ekspert zajął stanowisko w tej sprawie
Były naczelnik w CBŚP, Mariusz Pośnik, w rozmowie z PAP podkreślił, że zarówno incydenty z dronami, jak i aktualny stopień alarmowy nie powinny być powodem do odwołania wydarzenia. Zaznaczył, że miasto mogło zapewnić bezpieczeństwo, stosując się do rekomendacji policji.
- Policyjna rekomendacja przeprowadzenia wydarzenia w rygorze imprezy masowej powinna być zachętą do jego odpowiedniego zabezpieczenia, a nie impulsem do jego odwołania. Zwłaszcza że mówimy o spokojnym, radosnym wydarzeniu, w którym, według wyliczeń policji, w ubiegłym roku wzięło udział ok. 10 tys. osób. Proszę to porównać z odbywającym się np. co roku przemarszem 11 listopada w Warszawie - skala trudności w zabezpieczeniu obu wydarzeń jest nieporównywalna - ocenił.
Niezwykłe nagranie ze Stegny. Niebo jak z bajki
Decyzja władz Poznania i reakcje
Prezydent miasta, Jacek Jaśkowiak, argumentował, że bezpieczeństwo uczestników jest priorytetem. W oświadczeniu podkreślił: "Wobec ostatniej prowokacji Rosji i naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej, powtarzających się aktów dywersji, biorąc przy tym pod uwagę datę, liczbę osób uczestniczących w Imieninach ulicy, żadne środki bezpieczeństwa nie są nadmierne". Wypowiedź prezydenta o potencjalnej śmierci setek osób podczas obchodów wywołała dyskusję wśród lokalnych polityków i ekspertów.
Poznańscy radni Koalicji Obywatelskiej w interpelacji zwrócili uwagę, że miasto ma doświadczenie w organizacji dużych wydarzeń i dysponuje odpowiednimi środkami, by zapewnić bezpieczeństwo. Ich zdaniem rekomendacje służb powinny być impulsem do profesjonalizacji, a nie rezygnacji z imprezy.
Obawy przed efektem domina
Mariusz Pośnik ostrzegł, że decyzja Poznania może zachęcić inne samorządy do podobnych działań. - Odwołując tradycyjną imprezę w Poznaniu organizator i władze miasta mogą niepotrzebnie nakręcać atmosferę zagrożenia. Niewykluczone, że wskutek tego kolejne samorządy też będą rezygnować z imprez - stwierdził Mariusz Pośnik. - Po to są przepisy o imprezach masowych, zaangażowanie służb, podejmowane środki bezpieczeństwa, plany ewakuacji, by minimalizować ryzyko. Teraz dla organizatorów wszelkich wydarzeń, np. w Gdańsku czy we Wrocławiu, impulsem do rezygnacji z ich przeprowadzenia może być decyzja podjęta w Poznaniu - dodał.
Minister kultury Marta Cienkowska, pytana o sprawę podczas wizyty w Poznaniu, stwierdziła: "to nie jest czas, żeby zakazać ludziom wychodzenia na ulicę i uczestniczenia w imprezach zewnętrznych". Dodała jednak, że prezydent powinien podejmować trudne decyzje, jeśli uzna to za konieczne.