Cudowne błoto, siarkowa woda i ciepły koc. I nagle poczułam się jak prezydentowa
To nie jest miejsce, w którym zrobimy niesamowite zdjęcia na Instagrama. Nie zaskoczy nas też szaloną ofertą miejskich rozrywek i nadmiarem zabytków, których nie zdążymy obejrzeć podczas weekendowego wyjazdu. Przeciwnie. Słowackie uzdrowisko Pieszczany to najlepszy adres, by uciec od przebodźcowania i pośpiechu.
Zwykle wyjeżdżam, żeby pozwiedzać, przemierzyć dziesiątki kilometrów i zobaczyć coś nowego. Ale pomysł wyjazdu do miejscowości uzdrowiskowej, by zanurzyć się w leczniczych wodach, natrzeć błotem, pojeździć podwodnym rowerem i wygrzać w saunie, bardzo mnie zaintrygował.
Wakacje w szlafroku
Dwa dni spędziłam w szlafroku, czułam się rozpieszczana jak gwiazda, a nawet zaliczyłam krótką podróż w czasie. Nie dziwię się, że prezydentowa Kwaśniewska regularnie odwiedza Pieszczany - co nieoficjalnie i po cichu potwierdzają pracownicy uzdrowiska. To luksus, na który warto sobie pozwolić. Tym bardziej że nie kosztuje milionów, a jeśli skierowanie na zabiegi wypisze nam lekarz, zapłaci za nie NFZ.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Największy mural w Polsce. Robi wrażenie
Spędziłam w uzdrowisku tylko dwa dni i nie jechałam do niego z kulami, które mogłabym odrzucić niczym kulołamacz - symbol pieszczańskiego uzdrowiska, ale kilka zabiegów wystarczyło, by napięte mięśnie naprawdę się rozluźniły, kolana, które bolą mnie regularnie, pozwoliły o sobie zapomnieć, skóra nabrała blasku, a głowa prawdziwie wypoczęła. Jednym słowem - dostałam znacznie więcej niż oczekiwałam. Więc to naprawdę działa!
Pieszczańskie złoto
Słowackie Pieszczany to miejsce z długą tradycją uzdrowiskową. Rangę kurortu o międzynarodowej sławie zyskało w XIX w. za sprawą rodziny Winterów, którzy dostrzegli potencjał tego miejsca i na wyspie leżącej między ramionami rzeki Wag utworzyli centrum lecznicze. Podobno to oni jako pierwsi wpadli na pomysł, by nie oddzielać strefy noclegowej od zabiegowej, by kuracjusze mogli wyjść z pokoju w szlafroku i udać się na masaże, kąpiele czy zanurzyć się w leczniczym błocie.
To właśnie "lokalne złoto", na którym stoją Pieszczany, jest głównym powodem, dla którego zjeżdżają tu ludzie z różnych zakątków świata. Unikalne, siarczkowe błoto powstaje z osadów termalnych i ma właściwości lecznicze - przeciwzapalne, przeciwbólowe, regeneracyjne i wspierające krążenie. Bogate w minerały, przez wiele miesięcy dojrzewa, zanim trafi do specjalnych basenów, z których korzystają przede wszystkim osoby cierpiące na choroby reumatyczne i zwyrodnieniowe.
Pieszczany to klasyczne uzdrowisko. Na wyspie pracują setki lekarzy, pielęgniarek i rehabilitantów. Wielu kuracjuszy - także z Polski - przyjeżdża tu ze skierowaniem i jak w polskich sanatoriach, korzysta z rozpisanych przez lekarzy zabiegów. W takiej sytuacji są one bezpłatne, bo refundują je narodowi ubezpieczyciele (np. NFZ). Kuracjuszom pozostaje opłacenie noclegów i posiłków. Można oczywiście zatrzymać się w hotelach uzdrowiskowych (w bardzo różnych cenach - zależnie od standardu - od dwóch do pięciu gwiazdek) lub znaleźć sobie kwaterę na mieście dopasowaną do naszych oczekiwań i możliwości finansowych.
Wiele osób jednak przyjeżdża do Pieszczan prywatnie, by przez kilka dni zadbać o zdrowie i kondycję psychiczną. My też tak zrobiłyśmy. Przez dwa dni nie miałyśmy szans wypróbować wszystkich oferowanych zabiegów - masaży, kąpieli czy ćwiczeń. Tym bardziej że w hotelu dostępna była także darmowa strefa z basenami, sauną czy rowerami wodnymi, z której też chciałyśmy skorzystać. Nie mogłyśmy jednak odmówić sobie zabiegów ze słynnym błotem w roli głównej.
Zaczęłyśmy od zanurzenia się w basenie z bogatą w minerały, głównie siarkę, wodą geotermalną, doskonale wpływającą na kości i stawy. Do basenu wchodzi się nago. Ze względu na komfort gości, zwłaszcza często wizytujących kurort mieszkańców krajów arabskich, panie i panowie korzystają z osobnych basenów. Wbrew nazwie w basenie się nie pływa. W niemal gęstej i bardzo gorącej wodzie siedzimy 10 minut, starając się nie ruszać. Tafla wody ma być nieruchoma niczym lustro.
Kolejnym etapem zabiegu było wejście do basenu błotnego. Woda jest w nim mętna, a dno pokrywa cenne, pieszczańskie błoto. Można się nim okładać albo po prostu stać w błotnistej wodzie, pozwalając jej działać. Tu także wchodzimy bez ubrania, do jednego basenu panowie, do drugiego panie.
Po wyjściu czeka nas ciepły prysznic, szklaneczka niesmacznej, ale podobno czyniącej cuda leczniczej wody i kolejne kilkadziesiąt minut relaksu. Tym razem w wygodnym łóżku, pod obciążającym kocem. W pomieszczeniu jest cicho i ciemno. Po ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Większość - w tym ja - po prostu zasypia. Prawdziwy błogostan. Cena całej procedury - trwającej przeszło godzinę - to 32 euro (ok. 138 zł).
Pieszczany - relaks w stylu retro
Słynny słowacki kurort to miasteczko, gdzie czas płynie wolniej niż gdzie indziej. W niektórych miejscach można nawet odnieść wrażenie, że dawno się zatrzymał. W najbardziej luksusowej części uzdrowiska - hotelu Thermia Palace, gdzie korzystałyśmy z zabiegów, można odnieść wrażenie, że wróciłyśmy do czasów Austro-Węgier. Inne obiekty swoją architekturą przywodzą za to na myśl okres socrealizmu. Wszystko to współistnieje w otoczeniu pięknych założeń parkowych i kamieniczek stojących wzdłuż pieszczańskich uliczek.
Żeby jeszcze bardziej odczuć, że tu czas naprawdę zwolnił, wieczorem można zajść do retro baru w uzdrowiskowym hotelu. Czerwone fotele, dyskotekowa kula, stare przeboje i cygara przy barze - naprawdę niewiele jest już takich miejsc. Najważniejsze jest jednak nie to, że czas nie odcisnął zbyt dużego piętna na Pieszczanach, ale fakt, że nagle my zyskujemy cudowne poczucie, że nie trzeba się nigdzie spieszyć.
Miasteczko jest malutkie. Nawet w czasie krótkiego spaceru zdążymy obejrzeć zarówno lilie wodne w stawach i dumne pawie w parku (one także są symbolami miasta), jak i przejść przez prowadzący na wyspę most, którego pilnuje wspomniany już przeze mnie kulołamacz. Można też zagapić się na wędkarzy łowiących ryby w Wagu, zajrzeć do sklepu z oblatami czy usiąść w kawiarnianym ogródku i po prostu wystawić twarz do słońca.