Mogą kosztować tyle, co 16 nowych porschaków. Pula nagród w wyścigach to nawet 12 mln dolarów. Świat oszalał? Możliwe. Mówimy w końcu o gołębiach.
Gołąb sportowy, to nie taki z krakowskiego rynku. A szkoda, bo wtedy rzeczywiście wystarczyłaby duża siatka na motyle i jedno popołudnie z kukurydzą w dłoni, a wasze konto bankowe zapełniłoby się całą górą "zielonych".
Żeby zobaczyć najlepsze gołębie sportowe świata, polecieliśmy do Kataru. W końcu kogo, jak nie szejków, stać na wyłożenie dziesiątek, setek lub milionów dolarów za jednego ptaka.
Kraina darmowej sauny
Doha. Siedzę w wypożyczonej białej Toyocie. Biała jest tu większość aut. Pięć pasów w jedną stronę i cholerny fotoradar średnio co kilometr. Słońce i szklane domy dotykające nieba, którego nie widziałem całą polską zimę.
Zieleń zastąpił piach. Piach zastąpił beton, stal i szkło. Człowiek zdominował naturę. Trudno uwierzyć, że 50 lat temu, prócz pustyni, nie było tu nic.
Im bliżej centrum, tym więcej palm i sztucznych, puchatych trawników. Bez znaczenia czy drogie, czy tanie - wszystkie wysusza 55 stopni, które latem są tu codziennością.
Free sauna 24 godziny na dobę. Puste chodniki, miasto duchów. Jeśli już widzisz pieszego, to przedstawiciel klasy robotniczej z Indii, Pakistanu lub Bangladeszu.
Miejscowych poznasz po ubraniu - oni w białym, one - zamaskowane przed światem - na czarno. To oni decydują, gdzie one wychodzą i czy podpadły na tyle, że dostaną lanie.
Żon maksymalnie można mieć cztery, jeśli tylko cię na nie stać. Jak się dogadują, mogą wszystkie mieszkać pod jednym dachem. Jak sprawiają problemy, to wtedy domów, trzeba mieć kilka.
On uprawia seks z każdą w dany dzień tygodnia. Większość Katarczyków ma jednak tylko jedną żonę, stosując się do międzynarodowej zasady: jedna żona, jeden problem. Cztery żony, cztery problemy.
Nawet szejkowie hołdują tej zasadzie, delikatnie ją modyfikując. Codziennie śpią z jedną kobietą. W każdy dzień z nową.
Nie przylecieliśmy jednak do najbogatszego państwa na świecie zgłębiać zasady moralne. Chcemy zobaczyć pierwsze Targi Gołębi w Katarze. Nie przylecieliśmy po zakup ptaków, a po ich badania, bo tym właśnie zajmuje się Coba-Man, Tomasz Borkowski z gliwickiej firmy "Coba Diagnostyka"
Koniec hodowli "na nosa"
Gołębie od tysiącleci były uznawane za niezawodny środek komunikacji. Pierwsza wzmianka o gołębiu przenoszącym wiadomość znajdziemy w... Biblii (biała gołębica z zieloną gałązką). A jak ludzie w Macedonii dowiedzieli się, że Aleksander Wielki zdobył Imperium Perskie? Wieści przynosiły gołębie.
Były wykorzystywane jeszcze w czasie I i II wojny światowej. W brytyjskich muzeach do dzisiaj można oglądać pierzastych bohaterów, z których jeden, choć dwukrotnie postrzelony w czasie misji, wrócił do "służby".
Zgodnie z tym, co mówi CobaMan, Polska jest najmocniejszym graczem w Europie, jeśli chodzi o ilość gołębi pocztowych. Mamy ok. 43 tysięcy hodowców. To więcej niż połączona Belgia z Holandią i to pomimo tego, że to Belgia jest kolebką gołębiarstwa uznanego za sport narodowy.
"Narodowy lot" w Belgii, to około 20 tys. gołębi. W Polsce dokłada się jedynkę przed dwójką w ilości wypuszczanych sztuk.
Przez targi gołębi w Doha przewijają się klienci i wystawcy z całego świata. Katara Village to centrum konferencyjne "full wypas" - kolorowe dywany, zdobione sufity i złote klamki. Przepych trąci barokowym wykończeniem zamków, które widziałeś zapewne w czasach wycieczek szkolnych.
Część z osób przechadzających się po targach łączy to, że kupili kiedyś ptaka od guru gołębiarzy, Amerykanina Mike’a Ganusa. Jego wyścigowce wielokrotnie wygrywały w Azji, Afryce i Europie. Trzeba przyznać, że Ganus się ceni.
Za pisklę po jego słynnej samicy Abagail, sparowanej z niemniej słynnym tatą Wolverine, trzeba zapłacić 25 tys. dolarów, a na realizację zamówienia trzeba czekać dwa lata.
Warto, bo dostaje się prawdziwego sportowca, podniebnego zasuwacza. Bo gołąb sportowy nie ma nic wspólnego z tym ozdobnym, a tym bardziej "rosołowym".
Rasowy ścigant ma zupełnie inną budowę. Do tego jest większy i zdecydowanie silniejszy.
Podstawą do wyselekcjonowania przyszłych czempionów jest ich pokrewieństwo i zachowanie linii krwi po mistrzach.
Zrozumiałe, że jeśli rodzice wygrywali, to młody może posiadać, choć oczywiście nie musi, cechy zwycięzcy.
Gdy w grę zaczęły wchodzić coraz większe pieniądze, sprawa okazała się zbyt poważna, aby hodowlę i krzyżowanie prowadzić "na nos". Do akcji wkroczyli naukowcy.
Odkryli dwa geny, które badane są w laboratorium Coba. Oba zostały połączone z wynikami w lotach konkursowych.
Pierwszy do LDHA, odpowiadający za metabolizm i produkcję kwasu mlekowego. Są trzy wersje kodujące tego genu. Zauważono, że te gołębie, które latają na dalekich dystansach, czyli od 500 km w górę, statystycznie posiadają gen AB bądź AA. Ich mięśnie nie "palą się" w czasie lotu i te ptaki bardzo szybko się regenerują. To oznacza, że tydzień po tygodniu mogą robić dystanse 700/1000 km.
Drugi gen to DRD4. To receptor odpowiedzialny za dopaminę (ośrodek szczęścia/nagrody), neuroprzekaźnik w mięśniach. W tym genie są dwie zmienne (CC CT). Zauważono, że gołębie posiadające literkę T bardzo mocno przywiązane są do gołębnika, bardzo mocno bronią gniazda i te gołębie gnają do domu ile sił.
Selekcja ptaków zaczyna więc przypominać tę, z którą mamy do czynienia w przypadku super sportowców.
Taki pierzasty mistrz żyje iście po królewsku - gołębniki dla najlepszych wyposażone są w systemy elektroniczne sterujące temperaturą i wilgotnością. Gołębi arystokraci jedzą specjalistyczną karmę, a ich "pałace" sprząta się przy pomocy specjalnych urządzeń.
12 milionów w puli
Wyścigi ptaków o wielką kasę zaczęły się od budowania wspólnych, gigantycznych gołębników (one race loft), które powstają w różnych rejonach świata.
Często stają się one prestiżowymi klubami członkowskimi. To tam obywatele różnych krajów umieszczają młode ptaki, które za odpowiednią opłatą są trenowane, karmione, wychowywane.
Właściciele gołębi mają dostęp online do pełnych statystyk dokonań swoich pupili. Mogą sprawdzić, jak gołąb latał na treningach, jaką miał średnią prędkość, jaką pozycję. To bardzo zaawansowane systemy.
Każdy hodowca widzi wszystkie startujące ptaki online, więc swoje dwa w Portugalii Tomasz Borkowski nazwał "What’up Mike" (Mike na cześć Mike’a Ganusa, jednego z najlepszych hodowców świata) i "Coba is here" (od Coba Diagnostyka).
Ptaki wychowywane we wspólnych gołębnikach na koniec startują we wspólnym wyścigu finałowym.
W krajach Afryki, ale również w Chinach, Tajlandii i na Tajwanie, pula nagród za pierwsze miejsce w takich wyścigach finałowych to milion dolarów.
Zakręceni na punkcie wyścigów gołębi są Chińczycy, którzy hazard mają we krwi. Nic więc dziwnego, że to właśnie u nich funkcjonuje wyjątkowe miejsce, nazywane Pioneer Club.
To małe miasteczko, gdzie gołębniki mają wielkość normalnych domów mieszkalnych. Oficjalna pula nagród to 12 milionów dolarów plus - jako bonusy - luksusowe samochody, np. Bentleye.
Ile pieniędzy trafia do puli zakładów w takich wyścigach? Tego nie wie już nikt.
Z kolei na Tajwanie gołębie wywożone są 500 km na barkach w głąb oceanu. To ekstremalnie trudny wyścig. Kiedyś ze wszystkich wypuszczonych ptaków wrócił tylko jeden. Jego właściciel zgarnął wtedy 5 milionów dolarów.
To reguła, że mistrz wystawiany jest na aukcję. Hodowcy z całego świata podbijają cenę w internecie. Przyjęte jest, że 50 proc. wylicytowanej sumy trafia do organizatora, a druga połowa do hodowcy.
O jakich pieniądzach rozmawiamy? Rekord Europy za gołębia Armando, który był w czołówce lotów narodowych w Belgii to 1,25 miliona euro (około 8 nowych porsche 911).
Jednak rekord świata padł w Chinach – za jednego gołębia zwycięzca licytacji zapłacił 2,5 miliona euro (około 16 nowych dziewięćset jedenastek).
Jedyny cel zakupu takiego ptaka to reprodukcja. Wśród gołębiarzy przyjęło się, że młody gołąb kosztuje nie mniej niż 10 proc. wartości pary (matki i ojca).
Skąd gołąb w ogóle wie, gdzie ma lecieć?
Nie jest to do końca pewne. Mówi się, że wyczuwa pole magnetyczne ziemi i jest w stanie wrócić w dane miejsce. Niekoniecznie musi się tam urodzić. Wystarczy, że się tam wychowa.
Do pierwszych 10 tygodni po wykluciu się młode ptaki siedzą grzecznie w gołębniku. Wychodzą tylko do woliery. Cwaniaki przez obserwację "obczajają teren" i łapią, gdzie się wychowują.
Później, zawsze głodne, są wypuszczane na zewnątrz. Na jedzenie wracają do środka.
Gołąb leci z wiatrem do 200 km/h. Pod wiatr około 60 km/h. Większość leci tylko w ciągu dnia, a w nocy odpoczywa. Nieustannie lecą jedynie gołębie wybitne. Są też specjaliści, którzy potrafią 3 dni nic nie jeść.
Łatwo zgubić worek pieniędzy
Inwestycja w gołębie może wydawać się szaleństwem. To dlatego, że łatwo stracić ten latający "worek pieniędzy".
Na przykład w Portugalii wyścigi ze wspólnych gołębników kończy znikoma ilość ptaków. To dlatego, że trasa przelotu wiedzie wzdłuż linii brzegowej, która przez przemieszczające się znad oceanu fronty atmosferyczne, często jest bardzo zamglona.
Statystycznie, jeśli organizator przyjmuje 2000 gołębi, a do finału (czyli po 10 treningach i 6 lotach konkursowych) zostaje 50 proc., to jest to dobry wspólny gołębnik.
Z finałowego wspólnego lotu, w zależności od dystansu (czasami 300 km, czasami 600 km) wraca niekiedy zaledwie 10 proc. startujących ptaków.
Na gołębie czyhają również drapieżniki, choćby sokoły i jastrzębie. Co prawda gołąb widzi na 20 km do przodu, a w linii prostej jest szybszy od swoich wrogów, ale gdy napastnik zdoła wylecieć nad gołębia, to już po naszej inwestycji. Pisklak, wart fortunę, staje się przekąską.
Z drugiej strony jeśli nic mu się nie stanie i wygra, ty zarabiasz setki tysięcy, nie ruszając się nawet z domu. Ryzyko, forma hazardu i perspektywa dużych pieniędzy to to, co przyciąga spore grono entuzjastów.
Niestety, jak w każdej branży, trafiają się też nieuczciwi ludzie. W roku 2019 w Polsce okradziono kilka znanych hodowli (wartość ptaków to 500 tys. złotych).
Jeden z okradzionych wynajął detektywa, który po logowaniach telefonu w trzech miejscach kradzieży, znalazł numer, a z nim złodzieja. Złodziej poobcinał ptakom nogi z obrączkami znamionowymi. Myślał, że nie da się ich zidentyfikować. Mylił się.
CobaMan: - Moja firma wykonała testy DNA na potrzeby sądowe i była wstanie dokładnie ustalić, który gołąb jest który, ponieważ posiadaliśmy unikalny profil kod DNA skradzionych gołębi, który był wcześniej wykorzystywany przy potwierdzaniu potomstwa.
Kradzieże to nie wszystko. Również w 2019 r. w stanie Indiana, w USA dzień przed prestiżowym wyścigiem z pulą nagród 1,25 mln dolarów spłonął gołębnik z 2 tys. ptaków.
Gołąb zmotywowany
Nawet najlepszy trening i dieta nie zagwarantują zwycięstwa. Gołąb, jak każdy dobry sportowiec, musi być zmotywowany. CobaMan zdradza, że jest parę sposobów, aby ją zwiększyć.
Na przykład gniazdówka - okazuje się, że samiec z samicą wychowujący młode, szybciej wracają do domu.
Sprawdza się również kinder niespodzianka – polega na podkładaniu plastikowego jajka z dżdżownicą w środku. Gołąb przed lotem czuje, że młode będzie się wykluwało, więc zasuwa do domu ile może na narodziny potomstwa.
Inna metoda – na "wdowieństwo". Przed startem samcowi pokazuje się samicę, co zwiększa jego pożądanie. Gdy nie widzi partnerki przez kilka dni, rwie do niej jak oszalały.
- Uważam, że Polsce mamy jedne z najlepszych gołębi na świecie – uważa CobaMan. Największa selekcja 100 – 1100 km. Problem polega na tym, że nie sa one promowane. Bywa tak, że nasz świetny wyścigowiec jest sprzedawany na przykład do Belgii. W rodowodzie zmienia mu się "obywatelstwo" z PL na DV z przyczyn znanych tylko nowemu właścicielowi. Żeby to zweryfikować, sprawdzamy w "COBA Diagnostyka" również pokrewieństwo genetyczne. Mamy wtedy 100 procent pewności, po jakich rodzicach jest dany gołąb. Wtedy inwestycja dziesiątków tysięcy, przestaje być zakupem kota w worku i wiarą w dobre słowo sprzedającego, a staje się w pełni weryfikowalna. Robimy to w USA, na Bliskim Wschodzie i w Azji.
- Coraz częściej mam do czynienia z obrączkami zaczynającymi się od PL – cieszy się Borkowski. – Popatrz, tu są ptaki Abdula, mojego znajomego. Jednego z nich kupił 2 lata temu i gołąb ze śląska krzyżowany jest właśnie z holenderskim, 60 km od Doha.
Borkowski opowiada ze swadą o gołębiach.
- Jak mówią moi rodzice, jest to choroba postępująca – śmieje się. - Nieważne ile ma ktoś kasy. Są ludzie wśród moich klientów, którzy mają ogromne biznesy i kupują ptaki za równowartość pięknych samochodów. Są też tacy, którzy biorą pożyczkę, żeby mieć na karmę. I jeszcze jedno. Jest coś, co łączy polskich gołębiarzy z arabskimi. Średnio gołębiarz ma trzy żony, bo każda poprzednia myślała, że wyciągnie go z gołębnika.
O autorze: Igor Bucki - podróżnik, który nie stroni od ekstremalnych wyzwań. O jego przygodach przeczytasz na blogu: Worksucks.pl