Trwa ładowanie...
06-09-2012 13:31

Martyna Wojciechowska: Chłopaki nie płaczą

Motoryzacyjną pasję Martyna odziedziczyła po dziadku – właścicielu firmy transportowej i ojcu, startującym w rajdach samochodowych. W książce "Automaniaczka" autorka opowiada o swym niezwykłym dzieciństwie w warsztacie samochodowym i pełnym przygód okresie dorastania.

Martyna Wojciechowska: Chłopaki nie płacząŹródło: Archiwum prywatne Martyny Wojciechowskiej
d3bwc9g
d3bwc9g

Motoryzacyjną pasję Martyna odziedziczyła po dziadku – właścicielu firmy transportowej i ojcu, startującym w rajdach samochodowych. W książce "Automaniaczka" autorka opowiada o swym niezwykłym dzieciństwie w warsztacie samochodowym i pełnym przygód okresie dorastania.

Baba to zawsze tylko baba

Nie cierpię tego pytania. Od razu sugeruje, że coś jest ze mną nie tak. Że jestem dziwolągiem, ciekawostką przyrodniczą, „rodzynką”…
– Pani Martyno, to jak się zaczęła ta pani przygoda z motoryzacją? Pani, jakby nie było – kobieta, a jednak zdecydowała się na takie… Jakby to powiedzieć?
Takie… męskie zajęcie? Oczywiście nacisk pada na słowo „męskie”. I towarzyszy mu świdrujące spojrzenie dziennikarza, najczęściej zresztą płci męskiej (tak się jakoś składa…), który i tak ma swoją tezę. I wierzy, że zaraz zatriumfuje, przypierając mnie do muru swoim „zaskakującym” pytaniem, które słyszę przecież setny raz w życiu i zapewne nie ostatni.
Wiem, jak to jest. Faceci patrzą na mnie i myślą sobie:
– OK, może ona i jest dobra, ale my i tak jesteśmy i zawsze będziemy lepsi.
Dlaczego? Przecież wiadomo – żadna kobieta nie startuje w Formule 1 i w ogóle co tam baba o motoryzacji może wiedzieć.
– Przecież „one” tylko malują paznokcie, gadają o ciuchach, a samochody rozróżniają wyłącznie po kolorze karoserii, ha, ha, ha! – perorują jeden z drugim przy
piwie.
I jak znam życie, po cichu dopowiadają sobie:
– Baba zawsze pozostanie babą, nieważne, na jaki kolor się przefarbuje.
Motoryzacja, lotnictwo, wojsko i kilka innych zawodów to ostatnie bastiony męskości. Jak najlepiej ich bronić? W ciągu wieków zmieniały się strategie walki. W Europie jeszcze w średniowieczu kobietom za noszenie spodni (czyli udawanie mężczyzny) w niektórych krajach groziła nawet… kara śmierci. Bo, nie daj Boże, tak zakamuflowane mogłyby robić niedozwolone rzeczy zarezerwowane dla tej bardziej doskonałej płci. Dziś mężczyźni chcieliby zapewne wprowadzić ten zakaz ponownie, ale już z innych powodów – żeby móc do woli oglądać nasze nogi. I komentować, czy są one zgrabne, czy nie. Zmasowany atak zastępują więc kuluarowe rozgrywki. Subtelnie, jak na dżentelmenów przystało, panowie deprecjonują osiągnięcia pań. Dowcipy o blondynkach i babach za kierownicą to dyżurny temat wielu wieczorków w męskim gronie.
– Co jest gorsze od baby za kierownicą?
(Cisza).
– Baba za kierownicą twojego samochodu!
(Już słyszę te gromkie „ha, ha, ha!”).

A potem zaczyna się wyliczanka: jak to laski malują się na czerwonych światłach albo nie potrafią zaparkować na jednym miejscu w centrum handlowym, tylko od razu zajmują dwa. I prawdziwy gwóźdź programu – jak uroczo nasze dysfunkcyjne mózgi mylą lewą stronę z prawą. Każdy facet potrafi godzinami analizować wypaczenia motoryzacyjne płci pięknej. Jeżeli chodzi o błędy panów, to obowiązuje wśród nich zmowa milczenia. Tymczasem twarde dane są bezwzględne. Według statystyk podanych przez Komendę Główną Policji w 2010 roku panie były sprawczyniami 5681 (18,5 procent) wypadków drogowych, zaś panowie 23 619, co stanowi 77,1 procent kolizji. Zatem trochę pokory, panowie. Szczególnie że większość naukowych badań podważa ten oczywisty dla was fakt, jakoby o tym, kto jest lepszym kierowcą, decydowała płeć (czyli poziom testosteronu). Okazuje się, że istotniejsze są umiejętności, wiek kierowcy i nadużywanie alkoholu.

Niebiesko-różowy świat
Rzecz w tym, że sami narzucamy sobie pewne schematy myślowe, zasady i… ograniczenia. Dawniej zaczynało się to tuż po narodzinach dziecka, dziś nawet wcześniej, właściwie w chwili, gdy rodzice podczas badania USG poznają płeć potomka. Kiedy młoda matka wchodzi do sklepu dziecięcego (dajmy na to do Smyka) i mówi, że potrzebuje wózka, wyprawki albo kompletu pościeli do łóżeczka dla niemowlaka, to miła pani ekspedientka pyta rezolutnie:
– Ale to dla chłopca czy dla dziewczynki?
– A jakie to ma znaczenie?! – mam ochotę zapytać ze zdziwieniem za każdym razem, kiedy robię zakupy z myślą o mojej córce.Dlaczego uważamy, że chłopcy koniecznie powinni nosić niebieskie śpioszki, a dziewczynki – różowe? Że chłopcy automatycznie zainteresują się piłką nożną, bronią palną oraz… motoryzacją? A wszystkie dziewczynki zostaną primabalerinami w tiulowych spódniczkach przebierającymi swoje lalki w coraz to nowe fatałaszki. I że te księżniczki w oczekiwaniu na swojego księcia z bajki będą się intensywnie edukowały, by w przyszłości zostać perfekcyjnymi paniami domu. Będą się zatem uczyły z matkami gotować, sprzątać, prasować i pamiętać, gdzie ich bracia lub ojcowie zostawili skarpety, buty albo inne fragmenty garderoby. Bo na pewno zostaną o to zapytane.
Jak wiele przekazujemy naszym dzieciom własnych lęków i ograniczeń? Niechcący uczymy je, że węże są oślizgłe, obcym nie należy ufać i, co gorsza, że nie wolno mieć zbyt ambitnych marzeń. Czy na pewno? Bawię się z moją córką w łapanie robaków, tłumaczę, że nie powinna bać się myszy bo to przecież sympatyczne zwierzątka, że może ubrać się w spodnie moro, jeśli tylko ma na to ochotę, a marzyć… No cóż, marzyć możemy o wszystkim, bo wierzę, że niemożliwe nie istnieje. Jedyne co nas ogranicza, to własna wyobraźnia. Tymczasem słucham ze zdziwieniem, jak na placu zabaw mama tłumaczy małej księżniczce, która nagle zapragnęła taplać się w błocie i skakać po kałużach:
– Ależ dziewczynki się tak nie zachowują!
A do syna, który spadł z huśtawki i zalewa się z tego powodu łzami, mówi:
– Chłopaki nie płaczą!

d3bwc9g

Ja mówię NIE na ten niebiesko-różowy podział świata! I stanowczo sprzeciwiam się stereotypom, które w dobie lotów w kosmos są po prostu absurdalne. Ktoś powie, że przecież od tysięcy lat obowiązywał podział ról. Oczywiście, ale miał bardzo konkretne i praktyczne powody – przetrwanie naszego gatunku. Kobiety dbały o ognisko domowe, zbierały warzywa i owoce, szyły ubrania, rozbijały obozowiska, targały wodę, rodziły dzieci i jeżeli ów poród przeżyły – zajmowały się nimi. Panowie w tym czasie intensywnie polowali i walczyli o to, który z nich jest najlepszy, czyli o przywództwo, a w tak zwanym międzyczasie – prowadzili wojny. I tak jest do dziś wśród ludów pierwotnych. Im bardziej dzikie plemię, tym ten podział ról jest bardziej wyraźny. Ale jakie to ma uzasadnienie w cywilizowanym świecie, w którym kobiety znacząco przyczyniają się do wzrostu PKB, a mężczyźni coraz częściej biorą urlop wychowawczy?

Postępu nie da się zahamować. Co wcale nie znaczy, że nagle większość kobiet zapragnie zostać kierowcami rajdowymi albo górnikami. Ważne, żeby wszyscy, i te kobiety, które chcą zostać komandosami, i ci mężczyźni, którzy na przykład zamiast samochodami wolą zajmować się szydełkowaniem, mieli wolny wybór. Podobno mamy gorszą koordynację oko-ręka, czego dowodem jest to, jak zazwyczaj czytamy mapy (i wtedy nam faceci tłumaczą, że lewa ręka to ta, z której po rozłożeniu kciuka da się zobaczyć literę L). Statystycznie kobiety częściej obracają je na przykład do góry nogami, żeby widzieć kierunek jazdy zgodny z faktycznym. Natomiast mężczyźni nie muszą tego robić, co ma niby przesądzać o ich przewadze nad nami w orientacji przestrzennej i w rezultacie – także za kierownicą. Może i to badanie naukowe, poparte jakimiś ważnymi dowodami, pogrążyłoby nas, kobiety, ostatecznie, gdyby nie jeden fakt. A nawet dwa. Kto dziś używa atlasów zamiast GPS-ów?! A po drugie – ja akurat czytam mapy lepiej niż większość znanych mi
facetów, bo nabyłam tę umiejętność jeszcze w harcerstwie. Nie tak dawno temu z determinacją godną zastępowej rozkładałam na środku skrzyżowania mapę mojego rodzinnego miasta i bez problemu odnajdowałam drogę do celu, jak na harcerza przystało. I takich kobiet jak ja jest znacznie więcej. Może nie robią z tego wielkiego halo, ale potrafią wywiercić dziurę w ścianie, naprawić cieknący kran i jeżdżą na wymianę klocków hamulcowych (ponieważ często są singielkami i nikt za nie tego nie zrobi). Tak się jakoś bowiem stało, że gdzieś obok nas (myślę, że jest to jednak ślepy zaułek ewolucji) wykształciło się pokolenie zniewieściałych facetów, którzy używają kremu pod oczy, depilują klatkę piersiową, jeżdżą samochodami jak pierdoły albo wręcz (o zgrozo!) nie mają prawa jazdy.

Odkąd pamiętam, byłam wychowana w przeświadczeniu, że... mogę wszystko. Że cokolwiek zapragnę w życiu robić – być przedszkolanką, stomatologiem, zawodowym żołnierzem albo sprzedawać zapiekanki w budce koło przystanku autobusowego – moi rodzice to zaakceptują. Dlatego żeby dowiedzieć się, co mnie pociąga najbardziej… nieustannie eksperymentowałam. Chciałam być lekarzem (uczyłam się na pamięć anatomii człowieka, a lekospis do dziś recytuję z pamięci), malarką (zamknięta na strychu domu godzinami stałam przy sztalugach), grałam na gitarze (i to z takim zapałem, że kiedyś zajęłam nawet pierwsze miejsce na Festiwalu Piosenki Młodzieżowej „Młyn”), potem postanowiłam zatrudnić się w budżetówce, bo pociągały mnie mundury. I przez cały ten czas rodzice towarzyszyli mi w poznawaniu świata.

Nie obyło się bez ostrych zakrętów, ale zawsze udawało się nam wyjść na prostą… Poza tym wychowałam się w totalnie zakręconym domu, gdzie nie było tematów tabu. Rozmawialiśmy o seksie, narkotykach i innych sprawach, które im bardziej są przemilczane, tym bardziej wydają się młodemu człowiekowi fascynujące. Przyznam, że chętniej moje coraz-to-nowe-pomysły-na-życie wspierała moja postępowa Mama (urodzona w roku 1950). To Ona tak wszystko tłumaczyła Ojcu, że On był przekonany, że w zasadzie cała ta inicjatywa wyszła od niego… Tata, rocznik 1934, starszy od Mamy o ponad 16 lat (czyli o całe pokolenie), niejednokrotnie był, delikatnie mówiąc, poważnie zaniepokojony moimi pomysłami. Ale to właśnie Stanisław Wojciechowski w największym stopniu ukształtował moją motoryzacyjną pasję. No właśnie. Mój Tata…

d3bwc9g

| Dossier: Martyna Wojciechowska – dziennikarka i podróżniczka. Redaktor naczelna magazynów „National Geographic Polska” i „National Geographic Traveler”. Zafascynowana motoryzacją. Jako pierwsza Polka i kobieta z Europy Środkowo-Wschodniej ukończyła Rajd Paryż-Dakar 2002. Jako trzecia i najmłodsza Polka zdobyła w 2006 roku najwyższą górę świata Mount Everest. Na swoim koncie ma siedem najwyższych szczytów na wszystkich kontynentach, czyli tzw. Koronę Ziemi. |
| --- |

d3bwc9g
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3bwc9g