Trwa ładowanie...
19-12-2012 14:48

Mirosław Olszycki: Majowie. Tajemnica zaginionej cywilizacji

Świat żyje tajemniczą przepowiednią Majów. Czy opuszczając swoje miejsca zamieszkania w IX wieku, mogli oni przewidzieć upadek i zniszczenie świata w roku 2012? Czy byli w stanie sięgnąć w swych przewidywaniach aż tak daleko? Oto fragment książki Mirosława Olszyckiego Majowie. Tajemnica zaginionej cywilizacji.

Mirosław Olszycki: Majowie. Tajemnica zaginionej cywilizacjiŹródło: Mirosław Olszycki, fot: WP
d3zf4rg
d3zf4rg

Świat żyje tajemniczą przepowiednią Majów. Czy opuszczając swoje miejsca zamieszkania w IX wieku, mogli oni przewidzieć upadek i zniszczenie świata w roku 2012? Czy byli w stanie sięgnąć w swych przewidywaniach aż tak daleko? Oto fragment książki Mirosława Olszyckiego Majowie. Tajemnica zaginionej cywilizacji.

Pewnego popołudnia, gdy już mocno zmęczony upałem i długotrwałą jazdą miejscowym autobusem znalazłem się wreszcie w miejscowości Chichen Itza nie bez trudu odnalazłem tę właściwą aleję, która zaprowadziła mnie na sam skraj olbrzymiego zbiornika wodnego zwanego przez *Majów *cenotes.

Stojąc w odległości najwyżej metra od krawędzi cenotes, spojrzałem w dół i ujrzałem tam niczym nie zmąconą wodę o barwie intensywnej zieleni, a po bokach na stromych brzegach wapiennej studni dostrzegłem ukształtowane przez wodę i słońce otwory... Ich wnętrza były puste i tajemnicze, w samym środku studni nie dostrzegłem żadnego życia, nawet ptaki omijały to miejsce. Dopiero, gdy włączyłem moją kamerę filmową i dokonałem zbliżenia, ujrzałem w jednym z otworów dużą jaszczurkę, która leżała nieruchomo w wapiennym wyłomie, kryjąc się przed gorącem.

Opierając się o wystające z wapiennej skały załamania, podszedłem najbliżej jak tylko mogłem do tajemniczego otworu w kształcie koła i pomyślałem, że wielkie to musiało być przeżycie dla tych, którzy dawno temu spoglądali w tą ciemną i gęstą zawiesinę wodną wypełniającą wnętrze studni. Odległość od powierzchni wody do moich stóp mogła wynosić jakieś 15 metrów. Z pewnością więc każdy, kto znalazł się w środku, nie był w stanie wydostać się z powrotem na powierzchnię bez pomocy z zewnątrz. Ściany cenotes były prostopadłe i jeśli ktoś dobrze potrafił pływać, mógł wydostać się na powierzchnię, jednak co dalej? Odporność organizmu ludzkiego jest duża, ale nie aż tak duża, żeby móc pływać w wodzie dzień lub dwa. Jakież okropne odgłosy musiały wydobywać się z tego miejsca w czasach, kiedy przeznaczeniem cenotes było składanie ofiar z ludzi. Po każdej takiej ceremonii powietrze rozrywały błagalne wołania o pomoc, wołania o podanie liny lub długiej gałęzi. Na początku były głośne i wyraźne, niemal przeraźliwie,
później coraz bardziej zanikające, aż do zupełnej ciszy.

d3zf4rg

Chichen Itza zyskała sobie sławę wielką studnią, która pochłaniała w swoich wnętrzach kilka razy w roku dziesiątki, żeby nie powiedzieć setki, ludzkich istnień. Źródło Ofiar położone jest na obrzeżach miasta i nie łatwo jest je znaleźć. Zarośnięte gęstą roślinnością ścieżki często wyprowadzają poszukiwaczy w zupełnie odmiennym kierunku od zamierzonego i należy dobrze znać topografię ruin, aby nie zabłądzić. Ruiny Chichen Itza pokrywają bowiem obszar ponad 7,5 km kwadratowych i na całym terenie rozrzucone są niezliczone tysiące rzeźbionych kamieni, kolumn i wielu innych materialnych pozostałości po dawnych mieszkańcach tego ośrodka. Wszędzie widoczne są szczątki i zarysy monumentalnych niegdyś budowli, które tworzyły potężne miasto, a i teraz, w obecnym stanie w jakim się znajdują, robią swym wyglądem imponujące wrażenie. Spośród obszernych ruin Chichen Itza kilka budowli znajdujących się w tym ośrodku przetrwało do naszych czasów w stanie niemal nienaruszonym. Mam tu na myśli: Świątynię Kukulkana,
Świątynię Wojowników, Caracol, czy Grób Wielkiego Kapłana. Ich fasady, aczkolwiek zniszczone i poszarzałe od starości, poorane bruzdami czasu, wciąż jeszcze stanowią potwierdzenie opinii, że miasto to było jednym z największych i najprężniejszych majańskich ośrodków na Jukatanie.

Wchodząc na porośnięte krzakami i iglastymi drzewami ścieżki pokrywające obszerny kompleks ruin Chichen Itza, miałem możność dotarcia do różnych części tego fascynującego miejsca. Jedną z takich ścieżek doszedłem na wielki plac, przy którym wznosiła się odsłonięta ze wszystkich stron i symetrycznie zbudowana Świątynia Kukulkana. To właśnie z tego miejsca rozpoczynał się marsz śmierci, w którym brali udział wróżbici zwani chilanes, kapłani, a także same ofiary przeznaczone do wepchnięcia w śmiertelną otchłań Źródła Życia. W czasie uroczystości wyznaczeni kapłani zstępowali doniosłym krokiem ze schodów świątyni, niosąc w dłoniach bogate dary i prowadząc ludzi przeznaczonych na złożenie w ofierze. Gdy procesja znalazła się u celu, tam, wśród łomotu tunkul, jazgotu piszczałek i żałosnych dźwięków fletów, wrzucano do cenotes piękne dziewczęta i jeńców- wojowników, a także bogate dary dla przebłagania gniewnych bogów, którzy- według wierzeń- żyli w głębinach studni Piramida wznosi się szeregiem coraz
mniejszych tarasów w liczbie 9 na wysokość prawie 25 m ponad powierzchnię placu. Szerokość każdego boku u jej podstawy wynosi 55 m a na wierzchołek piramidy prowadzą z czterech stron szerokie schody. Każde z nich posiadają 91 stopni, a wraz z górną platformą piramidy ogólna ich liczna wynosi 365, czyli tyle, ile dni w roku liczył w odróżnieniu od roku obrzędowego, rok świecki, czyli haab. Dziewięć tarasów świątyni podzielono na 52 mniejsze części, a ich ilość odpowiadała liczbie lat w tolteckim cyklu liczenia czasu, natomiast tarasy rozdzielone były schodami na 18 sekcji, czyli tyle, ile miesięcy obejmował rok Majów.

Wymienione liczby świadczą o tym, że wpływy tolteckie na *Jukatanie *były ogromne i objęły pawie wszystkie dziedziny życia Majów, a miasto Chichen Itza było ośrodkiem, od którego promieniowała dominacja polityczna ludu Itza na cały półwysep. Jest także jasne, że Majowie, podbici i zepchnięci do roli podrzędnej, nie zaprzestali swej działalności w żadnej dziedzinie swojego życia. Nastąpiło mieszanie się kultury Tolteków z kulturą ludów zamieszkałych Jukatan przed ich przybyciem na półwysep. Łączone małżeństwa doprowadziły do fuzji tradycji rodzinnych, także w sferze religii, co razem tworzyło pewną harmonijną całość na bazie dwóch kultur, z dwóch odległych od siebie obszarów Meksyku.

Najbardziej znakomitym przykładem nowego porządku na Jukatanie była Świątynia Wojowników w Chichen Itza. To właśnie ta budowla w swym kształcie i charakterze zawiera największy procent wpływów tolteckich na półwyspie. Plan kompleksu pozostaje w bezpośrednim związku z budowlami Tuli, starej stolicy Tolteków. To tam wyznawano kult Tlahuizcaloantecuhtli, pana jutrzenki, identyfikowanego z Quetzalcoatlem, czyli Pierzastym Wężem.

d3zf4rg

Świątynia Wojowników to istne arcydzieło sztuki architektonicznej z dawnych czasów. Choć niska, wznosząca się zaledwie na 4 stopniach tarasu, a do jej wierzchołka prowadzą szerokie schody tylko od strony zachodniej, to jednak budowla ta wzbudza zachwyt i nie można przejść obok niej obojętnie. Kiedy po raz pierwszy znalazłem się na wielkim placu miasta i omijając szerokim łukiem Świątynię Kukulkana, wyszedłem wprost na rzędy czworobocznych kolumn, poustawianych obok siebie, jedna obok drugiej, pomyślałem, że naprzeciw mnie stoi olbrzymia armia starożytnego wojska, ustawionego w pełnym szyku i gotowego ruszyć do boju. Na ten widok moje serce zaczęło walić niczym młot, a ja, zaskoczony, a potem zauroczony tak niezwykłym obrazem stałem w miejscu i gapiłem się jak dziecko.
Czworoboczne kolumny ustawione były w czterech rzędach po 15 sztuk w każdym. Niemal wszystkie nosiły wyblakłe wizerunki wojowników Itza. Niegdyś kamienne słupy służyły jako wsparcie dla obszernego dachu trójprzęsłowej hali, która prowadziła do górnej platformy świątyni. Obecnie z dachu nic nie pozostało, a kolumny sprawiają wrażenie zdyscyplinowanego wojska lub strażników strzegących dostępu do piramidy.

Gdy wcisnąłem się w pewnym momencie w tę gęstą grupę wojska wykutego z kamienia, poczułem dreszcz emocji. Spoglądając na groźne twarze wojowników, których surowe oblicza, wydawałoby się, skierowane są wprost w moją stronę, zacząłem czym prędzej przeciskać się pomiędzy nimi, aby przedostać się do schodów, które miały mnie zaprowadzić na sam wierzchołek budowli.

Odetchnąłem z ulgą, gdy kamienna armia znalazła się za mną, a ja wkroczyłem wreszcie na pierwszy stopień ukierunkowanych w stronę zachodzącego słońca schodów. Nie pragnąc celebrować tej czynności, wspiąłem się najszybciej jak tylko mogłem na najwyższą kondygnację świątyni i ponownie zamarłem bez ruchu. Otóż stanąłem na przeciw ogromnego posągu wykutego w wapiennej skale, przedstawiającego postać ludzką siedzącą w nienaturalnej pozycji, podpierającą łokciami tułów odchylony do tyłu i wpatrującą się ponad swym lewym barkiem w coś bardzo odległego. Był to posąg Chac Moola, bóstwa, wyobrażającego rytualny stół, którego przeznaczenie ciągle pozostaje zagadką. Przypuszcza się, że na gładką i płaską powierzchnię owego stołu rzucano bijące jeszcze serca ofiar, nie znaleziono jednak na to żadnego potwierdzenia. Inna teoria próbuje nam udowodnić, że Chac Mool przedstawia duchownego, który trzyma na brzuchu kwadrat z czterech grzechotek z dyskiem słonecznym w środku, symbolizujący ideę nieba z grzechotnikiem w każdym
narożniku. Znaki te są symbolami pierwszego miesiąca Majów, co by świadczyło o funkcji astronomicznej lub astrologicznej posągu. Kolejna teoria na temat przeznaczenia owej tajemniczej rzeźby świadczy o wykorzystaniu jej jako swoistego odpowiednika ludzkich ofiar poświęcanych dla rozpalenia Nowego Ognia, który rozpalano w państwie Azteków w chwili przekroczenia przez Plejady azymutu południa. Ogień ten rozniecano na małej tacce trzymanej przez jeńca na brzuchu, a używano do tego celu krzemieni lub techniki pocierania drewnianych kołków. Wszystkie te śmiałe teorie nie są podparte wiarygodnymi dowodami, co pozostawia je nadal w sferze przypuszczeń.

d3zf4rg

W każdym razie, gdy stanąłem na przeciw Chac Moola spojrzałem mu prosto w oczy i szybko doszedłem do wniosku, że znalazłem się w miejscu dość ponurym i bardzo tajemniczym, tak jak tajemnicza jest cała historia Jukatanu i żyjących tu ludzi. Zachodzące słońce dawało o tej porze świetny rysunek położonym przy rozległym placu w Chichen Itza budowlom. Podkreślało ich kształty, wydobywało na powierzchnię reliefy pokrywające ściany świątyń i kolumn. To właśnie dzięki zachodzącemu słońcu ujrzałem tego dnia jeszcze coś, czego być może bym nie dostrzegł w innym czasie. Były to rzeźby w kształcie ludzkich czaszek zdobiące budowlę nazwaną Tzompantli.

Tzompantli to symbol nowych czasów na Półwyspie Jukatan. Ściany tej zagadkowej budowli pokryte są setkami wykutych w kamieniu czaszek- symbolami czaszek jeńców wojennych, którym ścięto głowy, lub zawodników, którzy przegrali grając w pok-a-tok i zostali ofiarowani bogom. Przerażający widok, jakby przeniesiony z samego środka piekła, dający obraz świata okrutnego i demonicznego, a jednocześnie na wskroś przepojonego ludzką egzystencją. Upiorny i budzący strach obraz Tzompantli zatrzymał mnie w miejscu i nie pozwalał odejść. Moje filmowe ujęcia tego niesamowitego fragmentu Chichen Itza, mimo że wykonane z zachowaniem wszystkich reguł sztuki filmowej nie oddają nawet części tej niezwykłej atmosfery, która otacza to miejsce. Oprócz obrazów były tam także dźwięki tropikalnej przyrody i zapach, jedyny w swoim rodzaju. Przesiąknięty żywicą, iglastym lasem oraz wysuszonym, nadmorskim powietrzem. Dopiero wszystko to razem daje prawdziwy obraz tego miejsca i powoduje, że nogi zaczynają wiotczeć, a umysł rozpoczyna
pracę nad znalezieniem odpowiedzi na setki dręczących go pytań.

A ja tego popołudnia nie mogłem już dojść do siebie i mimo, że zachwycałem się jeszcze wieloma wspaniałościami, które odnalazłem w Chichen Itza, to jednak moje myśli zatrzymały się w tym jednym miejscu i nie mogły się od niego oderwać- oto stałem ciągle na przeciw prawdziwego muru płaczu, naprzeciw muru czaszek, które kojarzyły mi się z okrutnymi czasami, jakie wypełniały historię ludów zamieszkałych na Jukatanie i nie tylko. Kultura Majów to jednak nie tylko śmierć, okrucieństwo i zaniedbanie, to także życie, a przede wszystkim chęć odgadnięcia prawdziwej prawdy na temat istoty ludzkiego życia.

d3zf4rg

Tym wzniosłym celom poświęcali się wykształceni kapłani, od których prosty lud oczekiwał odpowiedzi na pytania, jak należy żyć, aby nie stanąć na przekór prawdzie, jak należy żyć, aby nie zostać odepchniętym od reszty społeczeństwa.

A społeczeństwo w tamtych czasach nigdy nie tworzyło jednolitej, ściśle zespolonej całości. Klasę rządzącą od prostego ludu dzieliła przepaść wprost nie do pokonania. Bariera przynależności do kasty i wykształcenia stanowiły szczelną granicę i każda z tych grup żyła jakby w innym świecie. Wieśniacy nie mogli oczekiwać niczego więcej niż zaprawionej siermiężnym trudem pracy na roli i bezwarunkowego wypełniania nakazów kapłanów, natomiast klasy rządzące korzystały z tej pracy, opływając w dostatku. Kto raz urodził się w danym środowisku nie był w stanie przenieść się do innego, a on i jego potomkowie na całe wieki byli skazani na dziedziczenie swojego losu, bez względu na umiejętności, wiek lub wykonywaną profesję.

Wiele wskazuje na to, że kapłani stanowili w społeczeństwach Mezoameryki środowisko najbardziej wpływowe, uzależniając od siebie nie tylko prostych ludzi, ale także kastę panów. Na rzeźbionych pomnikach odsłoniętych w tropikalnej dżungli niziny Peten, w Dolinie Meksyku, a także na Jukatanie kapłani są przedstawiani w pięknych szatach, ustrojeni w klejnoty, otoczeni darami i umieszczeni na tronach. Ich wykształcenie i wiedza z zakresu astronomii, astrologii i matematyki, umiejętność przewidywania zaćmień, a także pozorowana umiejętność kontaktów ze światem bogów powodowały, że podziwiano ich, a jednocześnie bano się. Tłum upatrywał w nich ludzi nie tylko lepiej od siebie wykształconych, ale przede wszystkim tych, którzy mogą zmienić los poprzez swoje obcowanie z bogami. Słuchano więc kapłanów, niekiedy bardziej, niż władców świeckich.

d3zf4rg

To oni bowiem potrafili interpretować i wyjaśniać wszelkie niepokojące zjawiska na ziemi, takie jak ruchy ciał niebieskich, wschód i zachód słońca, grzmoty, błyskawice, deszcz, wicher, a także narodziny i śmierć. Prosty i zabobonny wiejski lud uważał te zjawiska za przejaw potęgi bogów, za zwierciadło, w którym odbijała się ich wola, za obraz świadczący o nicości świata ludzi. Trudno wytłumaczalne zjawiska powodowały strach przed śmiercią, strach przed bogami i przed wszystkim, co niosło za sobą pytania bez odpowiedzi. Ów paniczny strach przed wszelką niewiadomą powodował skierowanie spojrzeń prostego chłopa, rzemieślnika, czy murarza ku błyszczącym szczytom kamiennych świątyń, z których płynęły jasne i klarowne odpowiedzi. To nikt inny, jak kapłani zapewniali poczucie bezpieczeństwa swojemu ludowi, zagłębiając się w nieprzeniknioną dla zwykłych ludzi otchłań pytań bez odpowiedzi.

Ich wiedza i wykształcenie znacznie przewyższały poziom intelektualny pozostałej części społeczeństwa. Gdy w swojej wędrówce po ruinach Chichen Itza natknąłem się w pewnej chwili na cylindryczny budynek określony mianem Caracol, pomyślałem o kapłanach, którzy we wnętrzu tej budowli obserwowali gwiazdy, podejmując próbę wyjaśnienia wielu kwestii związanych z upływem czasu. Współcześni naukowcy, badając konstrukcję tej budowli, której kształt i forma zadziwia swoją nietypową dla obszaru kulturowego Majów formą

wykryli w jej wnętrzu kręcone spiralnie schody oraz trzy wąskie otwory służące prawdopodobnie do obserwacji nieba. Po przeprowadzeniu dokładnych badań naukowcy doszli do wniosku, że linie namierzania horyzontu przecinają się w tych otworach według ścisłych reguł. Otóż pierwsza linia przecinała horyzont dokładnie na południu, linia przebiegająca przez drugi otwór w punkcie, w którym 21 marca zachodzi księżyc, a linia przebiegająca w trzecim z otworów przecinała horyzont w miejscu zachodu słońca podczas zrównania dnia z nocą, czyli 21 marca i 21 września. Oprócz tego, obserwując krawędzie tego otworu, można było z wielką dokładnością określić punkt zachodu słońca w dniu przesilenia letniego, tj. 21 czerwca.

d3zf4rg

Caracol potwierdził więc wcześniejsze tezy, że majańscy kapłani byli doskonałymi obserwatorami gwiazd, które to obserwacje wykorzystywali w celu sporządzania niezwykle skomplikowanego kalendarza oraz by móc przepowiadać przyszłość. Wznosząc specjalne budynki mające posłużyć im do wnikliwej analizy ruchu gwiazd, przy jednoczesnym bezruchu ziemi, wyznaczyli sobie cel bardzo odpowiedzialny i trudny do zrealizowania. Nie korzystając ze specjalistycznych narzędzi, żyjąc w czasach, gdzie poziom techniki był bardzo niski, potrafili z zadziwiającą dokładnością przewidzieć wszelkie kataklizmy, a także określić czas słonecznego roku. Według ich obliczeń faktyczny czas trwania słonecznego roku wynosił 365, 2420 dni, co w porównaniu ze współczesną wiedzą na ten temat wyrażającą się liczbą 365, 2422 dni było bliskie wartości faktycznej. Również w innym przypadku, dotyczącym obliczeń pełnych obiegów księżyca, pomylili się zaledwie o 23 sekundy w cyklu 1 miesiąca, co jest pomyłką prawie niezauważalną. Skąd więc, nie
znając ani chronometrów, ani przyrządów do pomiarów kątów i lunet astronomicznych, potrafili osiągać tak zadziwiająco dokładne wyniki swoich obserwacji?

Wydaje się, że jedynym wytłumaczalnym wyjaśnieniem tej precyzji w wysuwaniu prawidłowych wniosków nad dokonywanymi przez siebie obserwacjami astronomicznymi była ich systematyczność i kontynuacja na przestrzeni lat. Tak na przykład obliczenie Roku Wenus mogło się oprzeć jedynie na ciągłym wpatrywaniu się w niebo przez 384 lata- tyle bowiem wynosił pełen cykl obrotu tej planety, a także być może na zastosowaniu średniej arytmetycznej z wartości pomiarowych, dzięki czemu można było wyeliminować błędy i skrócić czas pomiarów. Oczywiście są to tylko nasze domysły i tak naprawdę jeszcze nikomu nie udało się wyjaśnić tej kwestii do końca, tak jak nie udało się wyjaśnić gwałtownego zejścia tej cywilizacji ze sceny życia.

Kiedy w połowie X w n.e. na Półwysep Jukatan najechał lud Itza zastał on na znacznej części podbijanych przez siebie obszarów opuszczone i wyludnione miasta Majów. Takie ośrodki jak Uxmal, Sayil, czy Kabah, niegdyś ludne i prężnie działające stanęły wobec najeźdźców bezbronne, zdobyto je, a właściwie zagarnięto bez rozlewu krwi. Dla Itzów był to szczęśliwy zbieg okoliczności, wykorzystali go i zbudowali na bazie opuszczonych ośrodków Majów swoje własne państwo. Na początku oparte o trójprzymierze zawarte między trzema najbardziej wpływowymi ośrodkami, a mianowicie pomiędzy: Uxmal, Chichen Itza i Mayapan. Historycznie okres przypisywany trwaniu tej jedynej w swoim rodzaju unii politycznej na Jukatanie przypada na lata 987- 1195 n.e. Ten fragment historii półwyspu znany jest jako czas stabilizacji, czas, w czasie którego do dawniejszych tradycji Majów zaczęły przenikać nowe elementy wprowadzone przez lud Itza. Okres ten, podobnie jak wiele innych w przeszłości, posiadał jednak swój początek i koniec, i na
początku XIII wieku przeobraził się w dominację nad pozostałymi najsilniejszego z miast trójprzymierza, Mayapan. Rządy sprawowała tam wówczas dynastia Cocom. To właśnie władcy Mayapan doprowadzili do upadku Chichen Itza, upadku, z którego już nigdy to miasto się niepodniosło, tak jak nie podnieśli się Majowie po zagadkowym opuszczeniu swoich miast w połowie X wieku i podporządkowaniu się nakazom prawa, które przyniósł ze sobą wraz ze swoim przybyciem na Jukatan lud Itza. Aby w pełni zrozumieć zagadkę upadku cywilizacji Majów należałoby zwrócić się do różnych dziedzin życia tego ludu. Jeden z tych kierunków z całą pewnością zaprowadzi nas do sfery czysto duchowej, a więc związanej z religią i kapłanami. Otóż wiadomo było, że Majowie byli ludem bardzo zabobonnym, wprost panicznie lękającym się śmierci, a także obawiającym się wszelkich kataklizmów. W świadomości członków majańskiej społeczności ciągle żywa była pamięć o powtarzających się cyklach na ziemi, podczas których pod wpływem deszczów, ognia i wichrów
ginęli ludzie, a wraz z nimi świat zwierząt i roślin.

Być może więc, okres poprzedzający bezpośrednio opuszczenie miast był zapowiedzią takich kataklizmów, a kapłani zwani chilanes, zajmujący się wróżbami i przewidywaniem przyszłości przewidzieli na podstawie obserwacji gwiazd na niebie lub pod wpływem innych wróżb mające pojawić się wichury, ogień lub obfite ulewy i dla przebłagania bogów postanowili opuścić wspaniale zaprojektowane i zbudowane miasta na rzecz pełnego poświęceń życia wewnątrz tropikalnej roślinności.

Dociekając prawdy, być może należałoby spojrzeć na zupełnie inną dziedzinę życia Majów i zwrócić uwagę na aspekt typowo egzystencjalny. Otóż wznosząc swoje miasta i religijne ośrodki Majowie byli zmuszeni toczyć bezustanną walkę z dżunglą i tropikalną przyrodą. Karczowano lasy, pozbywając się cennego źródła wilgoci i naturalnej próchnicy, która użyźniała glebę. Uprawiane wokół miast pola stawały się z czasem bezproduktywną masą ziemi, na której nie wiele mogło urosnąć. Tak więc, dla podtrzymania życia ludność musiała poszerzać swoje pola, a przy tym budować nowe miasta i wioski, co wiązało się ze zwiększoną produkcją żywności i tak dalej, i tak dalej. To wielkie koło musiało się kiedyś zamknąć i doprowadzić do wielkich migracji w poszukiwaniu nowych, bardziej urodzajnych ziem.

Kolejnym domysłem na temat nagłego upadku cywilizacji Majów może być także aspekt typowo społeczny. Różnica klas w majańskim społeczeństwie była widoczna na każdym kroku. Kapłani, możnowładcy, kacykowie mieszkali zwykle w pięknych miastach, w domach z kamienia, wśród pachnących ogrodów i sprawiających chłód, sztucznie poprowadzonych strumyków. Posiadali swoją służbę i niewolników, nie musieli ciężko pracować, walka z przyrodą o żywność w ogóle ich nie dotyczyła, zawsze posiadali jej w bród, otaczali się złotem, klejnotami i ozdobami z najdroższych kamieni. Warstwa ta stała prawie zawsze w opozycji do zwykłego człowieka ze wsi, harującego na polu, obarczonego podatkami, a w czasie rolniczych okresów bezczynności wykorzystywanego do wznoszenia świątyń, pałaców, budowania dróg i gościńców, kopania kanałów. Ciągłe rozszerzanie się horyzontów w różnych dziedzinach powodowało konieczność ustawicznego planowania nowych budowli świadczących o stałym postępie. Każdy nowy cykl kalendarzowy był upamiętniany poprzez
wznoszenie świątyń i kamiennych rzeźb, poprzez następujące jedne po drugich obrzędy i uroczystości świąteczne, w których wieśniacy zmuszeni byli brać udział. Nie dość, że prosty człowiek ze wsi nie miał czasu na odpoczynek, to pozbawiony był w sposób kategoryczny awansu społecznego. Nie mógł zostać kapłanem, rzemieślnikiem, nie mówiąc już o jakimkolwiek rządzeniu. Żył w nędznej chacie zbudowanej z gliny, bez okien i z dachem krytym gałęziami, tylko czasami ściany domu budował z kamienia, a dach z ciasno ubitej słomy.

Energia ludności ujarzmiona była obowiązkami religijnymi i powinnościami wobec hierarchii. Franciszkanin Landa w swej „Relacji z Jukatanu” opowiada, że domy panujących wznoszone były przez wieśniaków na ich własny koszt, że zasiewali oni, uprawiali i zbierali plony z ziemi należącej do panów i dzielili się z nimi zdobyczami z polowań i rybołówstwa. Prawie dwie trzecie każdego zbioru szło na utrzymanie miast, a po za tym ludność wiejska płaciła specjalne daniny w postaci takich artykułów jak sól, owoce, miód, zwierzyna, tkaniny, ozdoby, kadzidło i inne. Nikomu, oprócz panów, nie wolno było posiadać niczego na wyłączną własność.

Czyż więc panujące wśród ludu Majów podziały klasowe mogły stać się zarzewiem buntu? Całkiem możliwe, że tak się stało. Być może pod koniec X wieku n.e. niezadowolona z ucisku i nadmiernego wykorzystywania ludność wiejska ruszyła na swoich prześladowców mieszkających w miastach i doprowadziła do ich upadku. Ten bunt mógł być na tyle powszechny i skuteczny, że po jego zakończeniu nie było już komu wracać do wspaniałych niegdyś miast i ośrodków zbudowanych rękami tych, którzy je zburzyli.

Jak poprzednio tak i tym razem jest to jednak tylko przypuszczenie nie dające nam pewności, co do prawdziwej przyczyny upadku cywilizacji Majów.

A co z tajemniczą przepowiednią Majów? Czy opuszczając swoje miejsca zamieszkania w IX wieku, mogli przewidzieć upadek i zniszczenie świata w roku 2012? Czy byli w stanie sięgnąć w swych przewidywaniach aż tak daleko? Jeśli myśleli o katakliźmie o niespotykanej skali na ponad 1000 lat w przód, to dlaczego zeszli ze sceny życia tak nagle? Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba wiedzieć, że Majowie - w odróżnieniu od innych cywilizacji - przewidywali inwersję słonecznego pola magnetycznego w okresie swojego upadku, spodziewając się określonych tragicznych skutków tego procesu. O dziwo, współczesna nauka, przy wykorzystaniu najnowocześniejszych metod obserwacji astronomicznej rozpoznała cykl aktywności słonecznej. Jak to zinterpretować?

| *Mirosław Olszycki *– absolwent wydziału reżyserii i wydziału operatorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi, absolwent wydziału filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego. Autor książkowych esejów i powieści historycznej (m.in. „Peru. Konkwista, złoto Inków i zdobycie Kanionu Colca”, „Bramy Szeolu”), autor licznych artykułów prasowych o tematyce podróżniczej i historycznej. Twórca telewizyjnego programu podróżniczego, współautor i autor wielu filmów dokumentalnych oraz spotów reklamowych emitowanych w różnych stacjach telewizyjnych i radiowych. Pracował m.in. w Studiu Filmowym „SEMAFOR” w Łodzi w charakterze animatora filmów rysunkowych. Od lat swój zawód związany z realizacją filmów i pracy w charakterze reżysera oraz operatora filmowego, a także grafika komputerowego, łączy z pasją podróżowania tropem cywilizacji. Zrealizował m.in. tematyczne wyprawy (filmowo- fotograficzne) do Meksyku, Peru, Gwatemali, Paragwaju, Argentyny, Chile, Brazylii, a w
latach 2008/2009 brał udział (w charakterze operatora filmowego) w zdobywczej i ekstremalnie trudnej, polsko- amerykańsko- peruwiańskiej wyprawie pod nazwą „Colca Condor”, która- jako pierwsza na świecie, pokonała i zbadała naukowo ostatni dziewiczy oraz nie zdobyty do roku 2008, 20- kilometrowy odcinek Rio Colca w peruwiańskich Andach. Mirosław Olszycki jest także twórcą Międzynarodowego Festiwalu Cywilizacji i Sztuki Mediów MEDIATRAVEL. |
| --- |

d3zf4rg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3zf4rg