Niech wybuchnie! Turystyka wulkaniczna w Gwatemali
W Gwatemali organizowane są wycieczki na aktywne wulkany. Byłam tam niedawno, wchodziłam na czynny wulkan Pacaya i obserwowałam erupcję sąsiadującego z nim Fuego. Nikt nie ostrzega: to niebezpieczne.
Na początku tygodnia światowe agencje obiegła wstrząsająca informacja o kataklizmie w Gwatemali. Wybuch wulkanu Fuego (Ogień) w niedzielę 3 czerwca zabił co najmniej 25 osób, w tym kilkoro dzieci. 300 osób zostało rannych, wiele jest zaginionych. To druga w tym roku erupcja wciąż aktywnego Fuego, a najsilniejsza od ponad czterech dekad. Gwałtowna i nieprzewidywalna, jak oceniają specjaliści. Wulkan o wysokości 3763 m usytuowany jest w centralnej części Gwatemali, 40 km w kierunku południowo-zachodnim od stolicy, w pobliżu popularnego wśród turystów miasteczka Antigua.
Fuego w górskim departamencie Quezaltenango nie jest jedynym. W okolicy są także: Aqua, Acatenango i Pacaya. Na te dwa ostatnie organizowane są regularne wyprawy turystyczne. Na wulkany wchodzą dziesiątki turystów z całego świata, oglądając z ich zboczy i szczytów codzienne - dużo łagodniejsze - erupcje Fuego. Nikt nie pyta: czy to bezpieczne i nikt nie ostrzega: erupcje są nieprzewidywalne!
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Potoki lawy w domach
Według agencji Reuters, w niedzielę rano Fuego wypluł ośmiokilometrowy strumień gorącej lawy i gęsty pióropusz czarnego, duszącego dymu. Płonęły całe wioski. Popiół wulkaniczny spadł na położone w pobliżu miejscowości, także na stolicę.
- Rzeka lawy zalała wioskę El Rodeo. Są ranni, spaleni i martwi ludzie - mówił w gwatemalskim radiu Sergio Cabañas, sekretarz generalny CONRED (narodowa komórka ds. zapobiegania katastrofom i redukowania ich skutków) w Gwatemali.
Gdy na dotknięty kataklizmem obszar weszli ratownicy, zwęglone ciała ofiar leżały na parujących strumieniach lawy. CONRED podał, że liczba ofiar śmiertelnych sięgnęła 69 osób, jest wśród nich jeden pracownik tej agencji. Oraz kilkoro dzieci, co najmniej troje.
- Nie wszyscy uciekli - opowiadała dziennikarzowi "Diario de Centroamerica" kobieta, która była świadkiem kataklizmu. Widziała lawę przelewającą się przez pola kukurydzy.
BBC donosi, że rzeka wrzącej lawy zaskoczyła mieszkańców El Rodeo, zabijając i paląc ich we własnych domach. - El Rodeo zostało spalone. Z powodu lawy nie byliśmy w stanie dotrzeć do wsi La Libertad, być może tam także zginęli ludzie - mówił lokalnej stacji radiowej Sergio Cabañas.
Stan klęski żywiołowej
Wulkan wytwarza potoki piroklastyczne, czyli gorejące chmury gazów wulkanicznych, popiołów i okruchów skalnych, które opadają wzdłuż zboczy. W Gwatemali trwa akcja ratunkowa i szukanie tymczasowych schronień, ponieważ z zagrożonego terenu ewakuowano ponad 3 tys. osób, w tym zagranicznych turystów.
Główne lotnisko "La Aurora" w Guatemala City zostało zamknięte. Władze zalecają mieszkańcom czterech regionów noszenie masek dla ochrony przed wciąż spadającym popiołem. Istnieje też ryzyko, że te toksyczne popioły mogły skazić źródła wody pitnej. Teraz władze lokalne muszą przeprowadzić jej badania.
W departamentach Escuintla, Chimaltenango i Sacatepequez ogłoszono czerwony alarm pogodowy. Prezydent Gwatemali Jimmy Morales zwołał pilne posiedzenie rządu, aby ogłosić w nich stan klęski żywiołowej. Minister zdrowia Carlos Soto zapewnił, że wszystkie szpitale są w stanie gotowości, by nieść pomoc poszkodowanym. To była największa od 1974 r. erupcja wulkanu Fuego.
Wulkany to magnes na turystów
Te codzienne, dużo spokojniejsze, są bardzo widowiskowe i ściągają do regionu tłumy turystów. Właściwie można stwierdzić, że wulkany są magnesem na turystów i trudno się dziwić, że Gwatemalczycy, mając ich na terenie kraju blisko 40, korzystają z tego, przygotowując kompleksową ofertę zwiedzania.
W Gwatemali byłam w lutym 2018 r., wjechałam przez przejście graniczne z Belize i podróżowałam z północy na południe - od miasta Majów w Tikal, w stronę Pacyfiku. Naturalną koleją rzeczy wybrałam na przystanek i bazę wypadową miasteczko Antigua, ponieważ w okolicy sporo jest atrakcji. A i sama Antigua warta jest zwiedzenia. To dawna stolica Gwatemali, spustoszona przez dwa silne trzęsienia ziemi pod koniec XVIII w. (wtedy podjęto decyzję o przeniesieniu stolicy do bezpieczniejszego miejsca).
W miasteczku trudno zabłądzić. Zachował się w nim charakterystyczny dla miast kolonialnych układ ulic, krzyżujących się pod kątem prostym. Dodatkowo górują nad nim trzy wulkany, będące swoistymi drogowskazami: na południe wznosi się Aqua (Woda) o wysokości 3766 m n.p.m., a na zachód: wygasły Acatenango (3976 m n.p.m.) i przejawiający stałą aktywność Fuego.
W nieco większej odległości, 25 km od miasteczka, a 30 km od stolicy znajduje się aktywny wulkan Pacaya (2552 m n.p.m.). Ostatni raz wybuchł w 2014 r. Na Pacayę i Acatenango organizowane są regularne, codzienne wycieczki. W każdej agencji turystycznej w Antigua można taką kupić.
Nasz wybór pada na Pacayę. Co czynny wulkan, to czynny, większa adrenalina! I taka jest motywacja wszystkich turystów. Za jedyne 60 quetzali (ok. 30 zł) można poczuć się nieznającym strachu odkrywcą.
Biznes narodowy
Wyprawa zorganizowana z Antigua jest najbardziej opłacalna, jej cena obejmuje dojazd i opiekę przewodnika. Trzeba założyć solidne trekkingowe obuwie, bo w sandałach nie da rady. I wziąć ze sobą bluzę, bo na szczycie jest chłodno, niezależnie od tego jaki upał panuje u podnóża.
Busik wyrusza o 6:00 rano i dojeżdża do wioski San Fransisco, tam czeka na nas przewodnik. Zbiera swoją grupę, nadaje jej żartobliwe miano: "Pumy" i tłumaczy (po hiszpańsku i po angielsku) zasady trekkingu. Opowiada też o historii regionu i samego wulkanu, którego charakterystyczną cechą są erupcje lawy. Pacaya jest typem strombolijskim, co oznacza, że eksplozje są gwałtowne, lawa zastyga w powietrzu i natychmiast opada u podnóża w postaci bomb wulkanicznych.
W zasadzie nie da się wejść na Pacayę "samopas". Niby można by było dojechać do San Fransisco tzw. chicken busem (najpopularniejszy i najtańszy środek transportu w Gwatemali oraz z całą pewnością najbardziej kolorowy), ale u podnóża wulkanu wszyscy turyści są skrzętnie przechwytywani przez strażników parku narodowego i zagospodarowywani. To biznes, na którym muszą zarobić wszyscy.
Nasz przewodnik to najlepiej wydane 30 zł. Uprzedza, że trasa to stosunkowo łatwy, ponad ośmiokilometrowy marsz w górę, robi się ją w około 2,5 godz. (po wszystkim okazuje się, że wystarczyła godzina). Wyruszamy. W większości młodzi ludzie, backpackersi, ale jest też rodzina z Kolumbii z sześcioletnią córeczką.
Uważaj, czego sobie życzysz
Już na pierwszym kilometrze widzimy, że miejscowi są przygotowani na ewentualność, że ktoś nie daje rady. Może w każdej chwili skorzystać z "konnej taksówki". Miejscowi nastolatkowie czekają ze swoimi wierzchowcami w różnych punktach trasy, oferując taką usługę: - Uber taxi! - żartują. Kolumbijska rodzina wsadza swoją małą na koński grzbiet.
Okolice są gęsto zaludnione - żyzne zbocza i ziemię u podnóża wulkanów zamieszkuje i uprawia dużo ludzi. Jednak im wyżej, tym krajobraz coraz bardziej księżycowy: zero drzew, roślin, tylko czarne, przypominające pumeks kamienie. Na samej górze, w kraterze wulkanu na grupę czeka niespodzianka - "grill". Na jednym skrawku, pod zastygłą lawą tli się jeszcze żar. Pośród gorących kamieni można upiec kiełbaskę, chleb. Albo pianki marshmallow - nasz przewodnik wyciąga je, nadziewa na patyki i częstuje wszystkich.
Największą atrakcją jest obserwowanie pióropusza dymu i gazów wyrzucanego regularnie przez sąsiedni Fuego. Wybuchy zdarzają się codziennie, jednak o różnych porach. Dlatego turyści schodząc z Pacayi, marząc o dobrych zdjęciach błagają Fuego: - Wybuchnij...
Te erupcje są bezpieczne dla oglądających, ale trzeba pamiętać o tym, że naukowcy nie są w stanie przewidzieć takiego wybuchu, jaki dotknął Gwatemalę w niedzielę. I przypomniał, że żywiołu nie da się ometkować w turystyczny produkt.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl