Odcięci od świata. W Polsce mamy domki letniskowe, a oni - prywatne wyspy
Tegoroczny urlop postanowiłam spędzić inaczej niż zwykle. Na co dzień jestem miłośniczką śródziemnomorskiego dolce vita - uwielbiam ciepło, turkus morza, zapach lawendy, szeptanie cykad i dietę, która podobno zapewnia długowieczność. Tym razem poszłam jednak innym tropem - postanowiłam sprawdzić, jak wypoczywają najszczęśliwsi ludzie na świecie.
Finlandia regularnie zajmuje czołowe miejsca w rankingach najbardziej zadowolonych z życia nacji. Nie inaczej jest w World Happiness Report 2025. Jak to możliwe, skoro przez wiele miesięcy w roku ten kraj spowija ciemność, temperatury nie rozpieszczają, a słabe zaludnienie sprawia, że łatwo czuć się tam samotnym? Zbadałam to u źródła. Spędziłam urlop tak jak Finowie - odcięta od świata.
Szczęście znaczy sisu
Głównym fińskim produktem eksportowym, a raczej marketingowym, jest sisu - filozofia życia, która obejmuje stoicki spokój w obliczu wyzwań, umiejętność znalezienia pozytywów w sytuacjach, gdzie ich pozornie nie ma, a także szlachetne cechy charakteru, takie jak wytrwałość, hart ducha i siła woli.
- W Finlandii mówimy, że nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednia odzież - tłumaczy mi ze spokojem znajoma z Helsinek. Sama pochodzi z Bałkanów, więc musiała się przyzwyczaić do fińskiego zimna i częstych opadów deszczu. - Z czasem jednak zrozumiałam mądrość tego nastawienia. Choć życie nie zawsze układa się po naszej myśli, w każdym położeniu można się nim cieszyć. Akceptacja i otwartość to lepsza strategia niż bunt i rozżalenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wodny labirynt w polskim mieście. Świnoujście z lotu ptaka
O to, z czego wynika ich poczucie szczęścia, pytam samych Finów.
- Rzeczywiście jesteśmy zadowoleni, żyjąc w naszym kraju - mówi Helena, nauczycielka z małego miasta. - Myślę, że przede wszystkim mamy poczucie bezpieczeństwa, żyjemy z dala od toczących się na świecie konfliktów. Nasz kraj jest dobrze zarządzany, politycy nie skaczą sobie do oczu. Konserwatyści i liberałowie w sumie niewiele różnią się w swoich zapatrywaniach, mają odmienne zdanie na pomniejsze kwestie. Na co dzień prowadzimy zdrowy styl życia, mieszkamy w otoczeniu przyrody - to też wpływa na nasze samopoczucie.
Wakacje wyspiarzy
Ten ostatni filar fińskiego szczęścia testuję na własnej skórze. Godzinę drogi pociągiem od Helsinek wkraczam w inny świat - świat wyspiarzy. W Finlandii znajduje się ponad 75 tysięcy wysp. W Polsce posiadamy domki letniskowe, a fińskie rodziny - prywatne wyspy, gdzie spędzają lato. Zostałam zaproszona na jedną z nich. Pakuję ze sobą książkę Tove Jansson "Lato", która opowiada o wakacjach na wyspie.
Jak pisze bratanica Tove Jansson we wstępie do książki, Finowie czekają na wakacje cały rok. Nauka w szkole kończy się w maju, czerwiec jest wolny, żeby dzieci mogły korzystać ze słońca. Szczęśliwi posiadacze letniego domu na wyspie przenoszą się tam na kilka najcieplejszych miesięcy, a pakowanie przypomina regularną przeprowadzkę.
Na wyspie trzeba być samowystarczalnym, mieć wodę, żywność i zasilanie, a często są to odcięte od świata zakątki. Przygotowania ruszają już wiosną, kiedy w doniczkach wysiewa się pomidory, przetrząsa się szafy w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. Gromadzi się prowiant, przyprawy, leki, ubrania, zabawki dla dzieci, paliwo - wszystko, co może być potrzebne. Przypomina to trochę zabawę w bezludną wyspę.
Gniazdo w wychodku
Na prywatną wyspę na Zatoce Botnickiej docieram pociągiem, samochodem, promem, a wreszcie łodzią wiosłową. Skalisty skrawek ziemi wystający z wody jest maleńki, można go obejść w pięć minut i opłynąć w kwadrans. To wystarczy, by pomieścić dwa domki - czerwony dla gości oraz mniejszy, szary, mieszczący saunę.
Na wyspie nie ma elektryczności ani kanalizacji. Jedzenie przechowuje się w wodoszczelnych pojemnikach i w lodówce na gaz. Deszczówkę zbiera się do plastikowych beczek i podgrzewa w piecykach opalanych drewnem - osobno do gotowania, zmywania i kąpania.
- Wychodek jest tam, ale przed skorzystaniem upewnij się, czy nie ma w środku ptasiej rodziny, czasem wije tam gniazdo i nie wolno jej straszyć - uprzedza mnie moja fińska gospodyni.
Idę, rozglądam się, niczego nietypowego nie widzę, więc załatwiam to, po co tu przyszłam. Po chwili gospodyni nieco urażona zwraca mi uwagę.
- Sprawdziłam, ptaki są w wychodku, więc od teraz korzystamy z zarośli. Zapewniam ją, że nie widziałam pod sufitem żadnego gniazda.
- Nie pod sufitem. Na dole, w środku - tłumaczy.
Szybko uczę się życia w zgodzie z naturą. Kąpię się w zimnym Bałtyku, nie słucham głośno muzyki, wiem, że wszystkie śmieci będę musiała osobiście wywieźć z wyspy, więc uważam na ich mnożenie. Korzystam też z uroków krajobrazu, który bardziej niż polskie wybrzeże przypomina Mazury. Dużo pływam.
Z naszej wyspy widzę inne, pomiędzy nimi kursują łodzie. Sąsiedzi pozdrawiają się, wpadają pogadać, pożyczają sobie narzędzia, częstują się rybami. Wśród nich dostrzegam sporo starszych ludzi, podziwiam ich sprawność, szczupłą sylwetkę, a przede wszystkim szeroki uśmiech.
Fiński zen
Kiedy dorosnę, chciałabym być jak oni - zdrowi, szczęśliwi, chętnie z wyspą i łodzią w zestawie. W międzyczasie głęboko się wyciszam. Choć trwa fińskie lato i słońce zachodzi tylko na chwilę, doskonale się wysypiam. Prawie nie używam telefonu, bo do dyspozycji mam tylko awaryjne powerbanki.
Zimne kąpiele przerywam seansami w saunie i opalaniem się na pomoście. W chłodne wieczory rozgrzewam się przy stojącym w kuchni piecu. Cieszę się też nienachalnym towarzystwem moich gospodarzy. Zarówno rozmowa, jak i oddalenie się, żeby pobyć samemu, wypadają tu naturalnie. Nie doświadczam narzucającej się gościnności i idących za nią oczekiwań.
Dawno tak nie odpoczęłam. Oczywiście pragnę odtworzyć ten styl życia w Polsce. Po powrocie, zamiast przeglądać oferty mieszkań w Hiszpanii, przerzucam się na rodzime działki. Koniecznie z linią brzegową.