Trwa ładowanie...
d3zir4x
26-06-2008 10:58

Podkarpacie. Szlak Architektury Drewnianej

Przemierzając dziś Podkarpacie możemy podziwiać położone po sąsiedzku cerkwie i kościoły, które nierzadko są prawdziwymi perłami architektury drewnianej. Wykorzystanie drewna do ich budowy nie powinno dziwić. Od zawsze było go tu pod dostatkiem, a i trwałości, wbrew pozorom, nie można mu odmówić.

d3zir4x
d3zir4x
(fot. Tomasz Dębiec/Globtroter)
Źródło: (fot. Tomasz Dębiec/Globtroter)

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu ten skrawek ziemi był istną mozaiką etniczną – w niejednym miasteczku żyło więcej Żydów niż Polaków, polskie wsie graniczyły z rusińskimi. Dlatego przemierzając dziś Podkarpacie możemy podziwiać położone po sąsiedzku cerkwie i kościoły, które nierzadko są prawdziwymi perłami architektury drewnianej. Wykorzystanie drewna do ich budowy nie powinno dziwić. Od zawsze było go tu pod dostatkiem, a i trwałości, wbrew pozorom, nie można mu odmówić.

Żeby zobaczyć wszystkie warte uwagi zabytki z drewna na terenie Podkarpacia trzeba by wziąć bardzo długi urlop, albo najlepiej zwolnić się z pracy. Jest jednak kilka miejsc szczególnie ciekawych i wartych odwiedzenia w pierwszej kolejności. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o same zabytki, ale też o dość niezwykłe, jak na dzisiejsze czasy, otoczenie.

Sanok i okolice

W Sanoku znajduje się Muzeum Budownictwa Ludowego, które dla miłośników i znawców tematu powinno być punktem obowiązkowym. Ja tym razem odpuszczam tą atrakcję i kieruję się na północ zgodnie z nurtem Sanu.

d3zir4x

Kilkanaście kilometrów za Sanokiem wita nas Mrzygłód. To miejscowość niezwykła i choć nie ma do zaoferowania spektakularnych zabytków architektury drewnianej warto się tu zatrzymać. To niby wieś, ale już na pierwszy rzut oka coś tu nie gra. Jest rynek, jest pomnik Władysława Jagiełły… Tak, Mrzygłód przez długie wieki był miastem, ale kilkadziesiąt lat temu stracił do tego prawo. Za to nie stracił uroku. Jest cicho i spokojnie. Z miejskością rynku nie licuje trochę typowo wiejski akcent, czyli bocian klekoczący w wielkim gnieździe. Jak głosi legenda mury obecnego kościoła w Mrzygłodzie wznosili jeńcy krzyżaccy. Dwa kilometry za Mrzygłodem, we wsi Hłomcza, znajduje się pierwsza na dzisiejszej trasie drewniana świątynia. To cerkiew z 1859 r. Niestety jest zamknięta i pozostaje jedynie podziwianie jej z zewnątrz. W jej najbliższym sąsiedztwie rośnie kilka potężnych dębów. Cerkiew i wiekowe drzewa tworzą razem piękny widok.

(fot. Tomasz Dębiec/Globtroter)
Źródło: (fot. Tomasz Dębiec/Globtroter)

Dobra Szlachecka - Ulucz

Podążając dale za Sanem trafiam do Dobrej Szlacheckiej. W weekendy można tu spotkać turystów, ale w dzień powszedni jest cicho i sielsko. Żeby dostać się do cerkwi trzeba zgłosić się po klucz w sąsiednim domu. Dowiaduję się, że obecnie świątynia jest w renowacji i klucz mają konserwatorzy. Zaglądam więc do wnętrza. Okazuje się, że praca wre. Moja mała prośba o możliwość obejrzenia świątyni od środka zostaje spełniona. Co więcej mogę także zobaczyć jak wyglądają prace przy renowacji. Samo wnętrze, mimo, że oglądam je jeszcze nie odnowione, robi duże wrażenie. Niemal każdy zakamarek jest w jakiś sposób ozdobiony, łącznie z sufitem. Tuż obok dużej cerkwi, w której odbywają się nabożeństwa znajduje się cerkiew – brama. Taki układ sakralny, na który składają się te dwie świątynie jest absolutnie wyjątkowy w skali naszego kraju.

Z Dobrej Szlacheckiej cienka wstążka asfaltowej drogi zaprowadza mnie do Ulucza. Tu znajduje się jedna z ciekawszych drewnianych cerkwi w Polsce. Żeby się dostać w pobliże świątyni trzeba wspiąć się około trzystumetrowym podejściem na zalesione wzgórze, które się znajduje już poza zabudowaniami wsi. Cerkiew nie jest obecnie użytkowana, stanowi filię wspomnianego wcześniej Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Żeby wejść do jej wnętrza trzeba poprosić o klucz panią Dorotę Demkowicz. Zaraz na początku wsi jest drogowskaz więc bez problemu trafiam pod właściwy adres. Bilet kosztuje 2 zł. Wielka szkoda, że wewnątrz cerkwi nie ma oryginalnego wyposażenia. Można za to oglądać wystawę ikon.

d3zir4x

Wyjątkowość cerkwi z Ulucza wynika po pierwsze z jej obronnego usytuowania na wzgórzu, a po drugie z sędziwego wieku. Niektórzy historycy, sugerując się cechami architektonicznymi, datowali jej powstanie na początek XVI w. jednak badania dendrochronologiczne wykazały, że pochodzi ona z 1659 r. Warto wspomnieć, że cerkiew ta pierwotnie była jedynie częścią zabudowań klasztoru bazylianów, którzy prowadzili tu szkołę rzeźby wrabiając miedzy innymi ikonostasy. Zakonnicy opuścili to miejsce w 1744 r., zaś sama cerkiew była użytkowana do 1947 r.

Jadę dalej w dół doliny. Droga mimo, że jest tu poważnej, powiatowej rangi ma szutrową nawierzchnię, urozmaiconą co jakiś czas głęboką dziurą. Wbrew pozorom samochodem jedzie się tu całkiem przyjemnie. Jako, że moja „szosa” jest sucha jak pieprz za autem unosi się spektakularny welon z pyłu. Na poboczach rosną wielkie dęby, które górą niemal stykają się koronami. Odległość kilkunastu kilometrów pokonuję nie mijając po drodze żadnego samochodu. Tylko moja obecność zakłóca piękną scenerię.

(fot. Tomasz Dębiec/Globtroter)
Źródło: (fot. Tomasz Dębiec/Globtroter)

Kapitan na Sanie

Dojeżdżam do rozdroża. W szczerym polu tuż przy szutrowej drodze stoi znak drogowy – „Dynów 14”. Wygląda to dość dziwnie. Nie zważam na drogowskaz i kieruję się do przejścia promowego przez San w Krzemiennej. Prom… brzmi poważnie. Okazuje się, że ów prom, żeby transportować nawet siedmiotonowe ładunki, w tym samochody, wykorzystuje tylko i wyłącznie siłę rzeki. Ustawienie go pod odpowiednim kątem do nurtu Sanu i przymocowanie do liny rozpiętej pomiędzy brzegami, powoduje, że grzecznie wędruje on w poprzek rzeki, w kierunku w jakim zechce kapitan. Kapitan jest zresztą odpowiednio ubrany – ma biało niebieską koszulkę w paski i super kapitańską czapkę.
– Ile się należy za przeprawę? – pytam.
– Dobra jest – odpowiada Kapitan i macha ręką. Mogę jechać dalej.

d3zir4x

Przekraczając San, z Pogórza Przemyskiego dostałem się na teren Pogórza Dynowskiego. To drugie jest znacznie bardziej zaludnione i próżno szukać tu takiej dzikości jak na drugim brzegu rzeki. Wystarczającą rekompensatą będzie na pewno możliwość zobaczenia wyjątkowych zabytków. Zmierzam do Haczowa, obejrzenie tamtejszego kościoła, będzie dobrym zwieńczeniem wycieczki. Po drodze oglądam jeszcze dwie świątynie, w Jabłonce i Humniskach. Niestety tylko z zewnątrz.

Haczów

Do Haczowa docieram już po południu, mimo zmęczenia tutejszy kościół z początku XV w. oglądam ponad godzinę. Naprawdę warto. Mogę bez przeszkód wejść do środka. Sam się obsługuję kupując bilet i wrzucając pieniądze do skrzynki. W 2003 r. ta świątynia została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNIESCO. Jest to największy kościół o konstrukcji zrębowej w Europie. Budynek był wielokrotnie remontowany, bo nie zawsze omijały go dziejowe zawieruchy. W 1955 r. podczas jednego z remontów, pod tynkiem, odkryto niezwykle cenną polichromię figuralną, uznawaną za najstarszą tego typu w Europie. Między innymi za sprawą polichromii wnętrze haczowskiego kościoła robi olbrzymie wrażenie. Stoję na środku z zadartą głową i nie mogę wręcz oderwać wzroku od ścian i sufitu. Kilka lat temu został zmieniony gont pokrywający dach kościoła oraz wieżę, dlatego jeśli porównać jego odcień do dachu cerkwi z Ulucza to ten z Haczowa aż razi swoją jasnością. Zresztą tego typu pokrycie ma to do siebie, że zmienia odcień nie
tylko z upływem lat, ale także pod wpływem warunków pogodowych.

W Haczowie kończę wycieczkę choć w okolicy jest więcej godnych uwagi zabytków, nie tylko drewnianych. Bez sensu jednak gnać od wioski do wioski, w stylu autokarowych wycieczek objazdowych, tylko po to żeby „zaliczać” kolejne punkty.

_ Tekst i zdjęcia: Tomasz Dębiec _
_ Źródło: Globtroter _

d3zir4x
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3zir4x